Home
Burroughs, Edgar Rice Tarzan 02 The Return of Tarzan
Brian Daley Coramonde 02 The Starfollowers of Coramonde v4.1 (htm)
Saga rodu Michorowskich 02 CĂłrka Michorowskich RohĂłczanka Anna
H Beam Piper Fuzzy 02 Fuzzy Sapiens v2.0 (lit)
English File 3rd Intermediate word list
Anna Keraleigh [Fairy 01] Fair Flavor [Evernight] (pdf)
Loius L'Amour Valley of the Sun
Grippando James Prawo śÂ‚aski
Zaginiony symbol prawda i fikcja Tim Collins
Warren Murphy Destroyer 131 Wolf's Bane
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wypiekibeaty.keep.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Pogrzebała w nim obydwoje, Carlę i Rona Jenkinsów, a potem z pomocą Michaela zebrała
    kamienie do przykrycia kopca, usypanego przy drodze do miasta. Dwie cienkie gałęzie i jeden z
    rzemyków z siodła Rona Jenkinsa posłużyły do sklecenia krzyża. Scyzorykiem Rona próbowała
    wyryć na nim nazwisko, lecz na wpół przegniła kora odpadła.
    - Dobrze się czujesz, Michael? - spytała stojącego obok syna.
    - W porządku, mamo - odparł sześciolatek, patrząc na kopiec piachu i kamieni.
    Spojrzała na Millie i Annie, bawiące się wspólnie przy koniach i wróciła spojrzeniem do
    Michaela.
    - Myślisz, że powinniśmy zawołać Millie i Ann, by pomodliły się z nami za Jenkinsów?
    Michael milczał chwilę, potem rzekł:
    - Nie, myślę, że są szczęśliwe bawiąc się. Znowu by tylko płakały. Sami się pomodlimy.
    - Może masz rację - powiedziała Sarah. - Po prostu pomilczymy przez minutę, mówiąc coś
    od siebie w duchu, dobrze?
    Michael przytaknął i zamknął oczy, składając brudne palce do modlitwy. Gdy sama
    zamknęła oczy, usłyszała jak mruczy:
    - Bóg jest miłosierny, Bóg jest dobry...
    Powieki miała jeszcze ciągle opuszczone, gdy doszła do wniosku, że prawdopodobnie jest
    to jedyna modlitwa, jaką chłopiec zna.
    ROZDZIAA XVII
    Natalia nacisnęła głębiej na oczy kowbojski słomkowy kapelusz. Stała przy jeepie i mrużąc
    oczy przed słońcem, machała do odlatującego pilota. Odwróciła głowę, gdy kurz stał się zbyt
    dokuczliwy i zobaczyła Jurija. Zawirowania powietrza powstające przy starcie samolotu
    rozwiewały jego blond czuprynę. Przyłożyła do ust dłonie tak, jak tubę i krzyknęła:
    - Wynośmy się stąd!
    Nie było odpowiedzi, nic nie świadczyło o tym, że w ogóle ją usłyszał. Wzruszyła
    ramionami pod krótką skórzaną kurtką, wspięła się na siedzenie obok kierowcy i czekając na Jurija
    sprawdziła swój pistolet. Nie pasujący do akcji karabin H-K musiała zostawić. Jurij miał być jej
    bratem i geologiem. Rzekomo mieli być w terenie.
    - Jaka wojna? - miałaby powiedzieć. - Byliśmy na pustyni. Nasze radio przestało działać,
    ale myśleliśmy, że to tylko aktywność słoneczna czy coś w tym rodzaju.
    Spojrzała na broń w ręce.
    - Ach, to? - powiedziałaby. - To tylko na węże. Mój brat pokazał mi, jak się nim
    posługiwać. Krótko mówiąc: noszę go, ale tak naprawdę o broni nic nie wiem.
    Obróciła pistolet w dłoni. Jak wszystka broń amerykańskiego i zachodnioeuropejskiego
    pochodzenia, której ona i reszta zespołu Karamazowa używała, pistolet został nielegalnie, wedle
    amerykańskiego prawa, przerobiony. Ten był szczególnie milutki i bardzo go lubiła, pomimo jego
    ograniczonej pojemności. Była to czterokomorowa 357-ka Magnum COP, wyglądająca na mały
    pistolet dużego kalibru z obrotowym bębenkiem, rozmiarami zbliżona do automatycznej 380-ki.
    Była charakterystycznie załadowana: pierwszy ładunek na węże, pozostałe trzy komory
    wypełnione 125-gramowymi, drążonymi nabojami w koszulkach. Do pistoletu dołączony był
    zestaw dwudziestu dwóch wymiennyeh nakładek na lufę, zmieniających jego parametry wedle
    potrzeb.
    Włożyła pistolet do wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki i wyciągnęła się na siedzeniu,
    nasuwając kapelusz na oczy. Chustka zawiązana na szyi była już mokra od potu, przydymione
    okulary tylko odrobinę niwelowały przykrą jaskrawość słońca.
    Z przymkniętymi powiekami odwróciła głowę, gdy Jurij zagadnął:
    - Cóż, panienko - jesteśmy gotowi na to safari? Otworzyła oczy.
    - Jurij, jesteś doskonałym agentem, ale jeśli nie przestaniesz do mnie tak mówić, to
    znajdziesz cyjanek w herbacie albo pinezkę z kurarą wpiętą w nogawkę spodni. Nie cierpię być
    nazywana  panienką . W terenie nie tytułuj mnie też kapitan Tiemerowna. Masz zwracać się do
    mnie imieniem Natalia, na sposób amerykański wymawiając to imię. A ja nie będę mówiła ci Jurij.
    Dlaczego mnie nie poprawiasz? W tej operacji nazywasz się Grady Burns. Tak będę się do ciebie
    zwracała.
    Jurij patrzył na nią przeczesując palcami włosy i nasuwając kapelusz, podobnie jak ona,
    niemal na przymrużone oczy.
    - Jak pani sobie życzy - rzekł hamując śmiech i przekręcił kluczyk w stacyjce. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.