Home
Donita K Paul [DragonKeeper Chronicles 03] DragonKnight (pdf)
Denise A Agnew [Daryk World 03] Daryk Craving (pdf)
Anne McCaffrey Cykl Planeta DinozaurĂłw (1) Planeta DinozaurĂłw
Brandy Golden [Brocton Chronicles 03] More of Maddie Danvers [DaD] (pdf)
Leigh Lora Twelve Quickies of Christmas 03 Heather's gift
Hack_Proofing_Your_Network_Edycja_polska_hacpro
1922 Alice Adams by Booth Tarkington
Gordon Abigail Wiosna w sercu
Anthony, Piers Cluster 5 Viscous Circle
Foster, Alan Dean Aliens vs Predator War()
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    pomóc. Ale będziesz musiała walczyć razem z nami. Nie zapominaj, że jesteś z Buvika, moja
    panno! Obie przeżyłyśmy już nie takie burzliwe noce, i ty, i ja.
    Coś, co mogło przypominać uśmiech, przemknęło po spoconej twarzy Margrethe.
    - Tak się cieszę, że tu jesteś - powiedziała i westchnęła. Przymknęła powieki i zapadła w
    niespokojną drzemkę.
    - Dobry Boże, ona chyba nie...
    Bengt chwycił ramię Mali z taką siłą, że zabolało. Był strasznie blady i patrzył na nią
    oszalałym wzrokiem.
    - Wyjdzmy stąd na chwilę, Bengt - poprosiła Mali i popchnęła go w stronę drzwi, -
    Chciałabym z tobą porozmawiać.
    Oparł się o ścianę na korytarzu i płakał, aż się zanosił.
    - Jeżeli ona umrze, ja nie będę mógł żyć - szlochał. - Co ja mam w sobie takiego, że
    ściągam najgorsze nieszczęście na swoje kobiety?
    - Margrethe nigdy nie była szczęśliwsza niż wtedy, kiedy sprowadziła się do Innstad i do
    ciebie, dobrze o tym wiesz. A rodzenie dzieci to naprawdę nie są żarty, zwłaszcza jeśli, tak
    jak prawdopodobnie w tym przypadku, trzeba rodzić od razu dwoje. I kiedy w dodatku na
    świecie panują czarne jak węgiel styczniowe ciemności - dodała. - Ale wszystko będzie
    dobrze, Bengt.
    Pochyliła się i objęła go serdecznie.
    - Idz teraz na dół, do izby. Jak będzie czas, to po ciebie przyjdę. Nie możesz wciąż
    siedzieć przy Margrethe.
    - Ale ja nie mogę jej tak zostawić - protestował, patrząc na Mali z bezgranicznym
    przerażeniem.
    - Jeśli będzie cię potrzebować, to cię zawołam - obiecała. - Ale ona ma przed sobą
    straszną pracę do wykonania. Wez się w garść, Bengt. Będzie dobrze, zobaczysz.
    Słuchał, potrząsając głową.
    - Nie, nie będzie dobrze. Nie byłem dobry dla Eline i teraz przyszła kara.
    - Co ty za głupstwa wygadujesz! - krzyknęła Mali. - Chodz, zaprowadzę cię na dół.
    Człowieku, pociągnij sobie bimbru i panuj nad sobą! To jedyna pomoc, jaką możesz okazać
    Margrethe. Ja będę od czasu do czasu przychodzić do ciebie, żebyś wiedział, jak się sprawy
    mają.
    Popchnęła go przed sobą i sprowadziła ze schodów.
    - Chodz, Bengt - zachęcała przyjaznie.
    Nagle Bengt się odwrócił i objął ją ramionami.
    - Chroń ją, Mali. Chroń ją dla mnie - wyszeptał. - Obiecujesz mi?
    - Obiecuję - odparła zdecydowanie i pogłaskała go po policzku. Po czym zawróciła i
    odeszła z powrotem do sypialni.
    Dzień chylił się ku wieczorowi. Na dworze szalała zawierucha. Wicher spadał z wyciem w
    dół od szczytu Stortind, dziki, gwałtowny. Zatelefonował doktor. Właśnie wrócił z Rindalen,
    ale wybierać się w dalszą wędrówkę przy takiej pogodzie byłoby kompletnym szaleństwem,
    wytłumaczył Halldis.
    - Co to za doktor? - prychnęła Mali ze złością, kiedy po raz kolejny zeszła na dół, by
    powiedzieć, że jak dotychczas osiągnięcia rodzącej nie są wielkie. - Ten drań ma ratować
    życie ludziom, o ile wiem, a nie przede wszystkim troszczyć się o własną skórę!
    - Machnij na niego ręką - powiedziała rozgoryczona akuszerka. - On nie przyjedzie, nie w
    taką pogodę. Zresztą same damy sobie radę, ale skargę i tak na niego złożę, możesz być
    pewna.
    Wieczorem bóle stały się coraz częstsze i coraz silniejsze. Johanna podała Margrethe
    ziołowy napar na złagodzenie bólu, ale to niewiele pomogło. Jej wielkie, bezkształtne ciało
    prężyło się niemal jak łuk, kiedy łapał ją kolejny skurcz, a pózniej, kiedy najgorsze minęło,
    opadała na poduszki wyczerpana i zlana potem.
    Akuszerka badała ją ostrożnie, mierzyła rozwarcie, sprawdzała bicie małych serduszek.
    - Niedługo się powinno zacząć - powiedziała, wycierając ręce. - Rozwarcie jest dobre,
    takie jak trzeba.
    - Posuwamy się do przodu, Margrethe - szeptała Mali i ocierała twarz siostry wilgotną
    szmatką. - Jesteś bardzo dzielna. Musisz tylko jeszcze trochę wytrzymać, a wszystko skończy
    się dobrze.
    Odwróciła się do akuszerki i spojrzała na nią pytająco.
    - Mam rację? - spytała. - Ona przez to przejdzie?
    - Na pewno przejdzie - odparła tamta z dziwną zaciętością. - Przeprowadziłyśmy ją już tak
    daleko, a wciąż nie ma oznak krwotoku, chociaż przy takiej wielkiej, rozciągniętej macicy
    zawsze niebezpieczeństwo krwotoku jest największe. Ale ta dziewczyna ma w sobie wielką
    siłę, Bogu niech za to będą dzięki - dodała, spoglądając na wymęczoną kobietę na posłaniu.
    - A dzieci? - spytała Mali niepewnie.
    - Na razie oba serduszka biją miarowo, ale i tak się trochę o dzieci boję. Jeśli są małe i
    słabe, to trudno będzie je uratować. Bliznięta w styczniu, mój Boże...
    Wymownie kręciła siwą głową.
    Tak, myślała Mali. Gdyby coś się stało, to będzie wielki żal, ale przecież jakoś się z tym
    pogodzą, i Bengt, i Margrethe, mogą jeszcze pózniej mieć wiele dzieci. Najważniejsze to
    uratować Margrethe.
    Kiedy zaczęły się bóle parte, Margrethe była już kompletnie wyczerpana. Godzinami
    skurcze wstrząsały jej ciałem i pozbawiały ją sił. Gdy więc pojawił się pierwszy ból party,
    leżała po prostu i wyła niczym zwierzę.
    - Ja już dłużej nie wytrzymam - płakała, kurczowo ściskając rękę Mali. - Nie chcę już
    dłużej! Zostawcie mnie w spokoju, pozwólcie mi umrzeć.
    - Co ty sobie właściwie myślisz - prychnęła Mali, podciągnęła ją wyżej na poduszki i
    wlała w nią szklaneczkę bimbru.
    Przyniosła trochę ze sobą w butelce, kiedy wcześniej wieczorem była w izbie. Margrethe
    zakrztusiła się mocnym napitkiem i kaszlała. Część spłynęła jej na koszulę, większość jednak
    wypiła.
    Mali nie wiedziała, co Johanna sądzi o takich sposobach, bo przecież to nie żaden wywar
    ziołowy wmusiła w siostrę, ale jeżeli coś takiego działa w przypadku zwierząt, które są już
    bliskie poddania się przy skomplikowanych porodach, to przecież można spróbować i w
    przypadku kobiety. Szkody jej to raczej nie wyrządzi. Teraz bowiem Margrethe musi
    zmobilizować resztę sił, by wypchnąć dzieci na świat. I wszystko może zależeć od tego, czy
    się nie podda. Kiedy więc pojawił się następny skurcz, Mali chwyciła obie ręce siostry i
    zaczęła nią potrząsać.
    - Przyj, Margrethe! Odpoczywać będziesz po wszystkim. Przyj, słyszysz? - I jakimś
    cudownym zrządzeniem rozkaz Mali podziałał, wdarł się widocznie do zamroczonego mózgu
    Margrethe. Wciągnęła powietrze i zaczęła przeć, jęczeć i krzyczeć tak strasznie, że Mali
    przeniknął lodowaty dreszcz. Jeden skurcz po drugim wstrząsały jej sterczącym brzuchem,
    twardym niczym góra.
    Mali straciła poczucie miejsca i czasu. Stała przy głowie Margrethe i potrząsała nią za
    każdym razem, kiedy ta gotowa była się poddać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.