Home Rice Anne Spiaca Krolewna 1, Przebudzenie Spiacej Krolewny Anne Hampson Petals Drifting [HP 44, MBS 212, MB 601] (pdf) Long Julie Anne Pennyroyal Green 06 Gra o markiza Boge Anne Lise Grzech pierworodny 01 Fatalne spotkanie Fallen Angel BloodWalk Lee Killough(1) Cecelia Ahern P.S.Kocham Cić FROB komentarz_chorobowy Higgins Jack Gra dla bohaterów |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] - Teraz ty, dowódco Kai - oznajmiła Lunzie, dając mu znak, że przyszła jego kolej oddać się w jej ręce. - Margit, wykombinowałabyś może trochę stymulatora dla nas wszystkich? - zapytał Kai, poddając swój zgruchotany nadgarstek zabiegom Lunzie i jednocześnie starając się skupić myśli na czymś innym. - Wydaje mi się, że nie zabrali niczego z szafki w kabinie pilota. - Stymulator? - Margit skwapliwie ruszyła na przód wahadłowca; w ślad za nią pośpieszyła Aulia. - To drugi najlepszy pomysł, jaki dziś usłyszeliśmy. Oby tylko rzeczywiście nie zabrali nam stymulatora! Ach, szafka jest nietknięta! Zostaw, Aulia! - głos Margit nabrał nagle surowości - podaj najpierw innym! - Wiecie, po raz pierwszy widziałem, jak dowódcy znalezli się w obliczu konieczności zastosowania Dyscypliny - powiedział Dimenon, rozłamując plombę na puszce, którą wręczyła mu Aulia. Sącząc swoją porcję, rozdawała pozostałym środki pokrzepiające. - Wiedziałem, oczywiście, że dowódca musi przejść szkolenie, by móc dowodzić, lecz nigdy dotąd nie miałem okazji zobaczyć, jak to działa. Zachodziłem w głowę, co cię naszło, Varian, że pozwoliłaś im wydusić z siebie informacje o Bonnardzie. - Musiałam udawać tchórza - odparła Varian, pociągając łapczywie swój napój. - Martwi Uczniowie nie przydadzą się na nic. Domyśliłam^ się, że Bonnard jest dość sprytny, by się dobrze ukryć. A propos, mógłby już wrócić... Naraz usłyszeli głosy dochodzące z luku. Kai wysunął na wpół opatrzoną dłoń z uścisku Lunzie i natychmiast znalazł się przy wejściu. Wyciągnął zaciśniętą pięść zdrowej ręki do góry. Dołączyli do niego Portegin i Dimenon. - Znalazłem go - oznajmił Triv, wetknąwszy głowę przez otwarty luk. - Znosi wszystkie baterie na skraj tych... tego pobojowiska. Właśnie poszedł po następne. - Triv wręczył Porteginowi trzy baterie. - Mówi, że grawitanci rozpalili ognisko na wzgórzach za nami. Możemy przesunąć wahadłowiec w lewo, na pagórek. Nie powinni nas spostrzec. Martwe i umierające dinozaury tworzą słusznej wielkości kopiec, więc minie sporo czasu, zanim oni zdadzą sobie sprawę, że ani my, ani wahadłowiec nie leży tu pogrzebany. - Dobrze - odparł Kai i skinął na Triva, by wrócił pomóc Bonnardowi, - Możemy wiec zniknąć stąd bez śladu. Niech ta ceramiczna puszka będzie błogosławiona! Gdy pomysłowy chłopak razem z Trivem przenieśli już wszystkie baterie bezpiecznie do wahadłowca, zamknięto luk. Kai i Varian zabrali Bonnarda do kabiny pilota, gdzie mógł nakreślić położenie statku i najprostszą drogę na wzgórze. Pięść Paskuttiego zmiażdżyła nie tylko sprzęt komunikacyjny, lecz także zewnętrzne monitory, toteż wszelkie manewry trzeba było wykonywać na ślepo. Varian zauważyła, że i tak nie widzieliby lepiej nawet przy użyciu kasków nocnych, a przecież nie mogli, pod żadnym pozorem, włączyć zewnętrznych świateł wahadłowca. Zarówno Kai, jak i Varian byli w stanie określić współrzędne śródziemnego morza bez pomocy taśm, które walały się rozrzucone bezładnie po zaśmieconej podłodze. Triv i Dimenon zsyntezowali dość watowanej wyściółki, by ranni nie musieli leżeć na gołej podłodze. Kazali też Margit i Aulii uprzątnąć z najgorszego rozgardiaszu laboratorium Trizeina. Chemik znów stracił przytomność - napięcie okazało się zbyt silne dla człowieka w jego wieku. Lunzie podejrzewała, że w wyniku tak brutalnego traktowania mógł doznać nawet ataku serca. Bazując na skromnych zasobach energii, Kai i Varian, każde z jedną tylko zdrową ręką, wyprowadzili wahadłowiec spod stosu dinozaurów i wznosząc się na wzgórza, skierowali kursem na śródziemne morze. Podczas podróży Lunzie sporządziła nasycony odżywczymi substancjami preparat, który miał zmniejszyć efekty szoku i skrupulatnie dopilnowała, by każdy przyjął swoją dawkę. Portegin, z pomocą Triva i Dimenona, zajął się wszystkimi bezużytecznymi obwodami, chcąc sprawdzić, czy nie dałoby się sklecić jakiejś zaimprowizowanej instalacji, by móc chociaż wyłapywać nadchodzące z przestrzeni sygnały. Gdy dotarli nad morze, Kai przejął ster, Varian zaś, otworzywszy częściowo luk, dawała mu wskazówki. Znajdowali się nad tarasem, na którym spędzili tamten dzień... Wydawało się to tak dawno temu... Wahadłowiec zawisł teraz pół metra ponad ziemią. Varian i Triv wyskoczyli, by naprowadzić statek do jaskini, podając instrukcje poprzez komunit. Grawitanci byli przekonani, że wszyscy zginęli, stąd też było mało prawdopodobne, by przysłuchiwali się własnym komunitom. Wlot pieczary nie był dość duży, by mogła się w nim zmieścić środkowa część wahadłowca, jednak uparcie przebijając się przez skałę, udało im się przecisnąć do wnętrza. Tym razem nikt nie martwił się porysowanym kadłubem statku. Varian, przyczajona pośród ciemności tarasu, głowiła się, dlaczego zgrzytliwy rumor i wstrząsy nie postawiły na nogi całej populacji zamieszkującej urwisko. Z jaskini nie wynurzył się ani jeden grzebieniasty łebek, by sprawdzić, co się dzieje. Triv opuścił Varian do jaskini na pasie. Następnie zaczepiwszy jeden koniec pasa o występ skalny, dołączył do niej. Wahadłowiec wsunięty był wystarczająco daleko w jaskinię, by nie można było go od razu spostrzec. Triv i Varian zabrali jednak porozrzucane dokoła zeschłe rośliny i obłożyli nimi rufę statku, by jeszcze lepiej go ukryć. Z pomocą przyszli im Dimenon, Margit i Portegin, którzy pokryli boki wahadłowca zwilżonym szlamem. Cała operacja nie trwała długo, lecz każdy odetchnął z ulgą, znalazłszy się nareszcie wewnątrz wahadłowca. Luk został zamknięty i wszyscy rozsiedli się najwygodniej, jak się dało. - Odpoczniesz trochę, Lunzie, prawda? - spytał Kai i przycupnął przy niej. Lunzie pielęgnowała Trizeina. Parsknęła. - Nie będę miała wyboru, gdy tylko wyczerpie się moc Dyscypliny. Z Trizeinem powinno być wszystko w porządku. Jego organizm jest przyzwyczajony szukać ozdrowienia we śnie. Tu nic mu nie będzie przeszkadzać. A ty jak się czujesz? - zapytała wprost, najpierw spoglądając na jego nadgarstek, a potem, bardziej uważnie, w jego oczy. - Wciąż jestem pod działaniem Dyscypliny, lecz to już nie potrwa zbyt długo. Lunzie napełniła czymś rozpylacz. - Dodam wszystkim nieco więcej środków uspokajających. Będziemy mogli zażyć wystarczająco dużo wypoczynku. Przeszła się po kabinie, aplikując wszystkim preparat. Varian poklepała Kaia po ramieniu. - Nasze posłania są z przodu, Kai - szepnęła. Kai rozejrzał się po leżących dokoła postaciach, a potem ruszył za Varian, by z ulgą opaść na podłogę. Wyścielono ją cienkimi, lecz ciepłymi watówkami, co w zupełności, zdaniem Kaia, powinno wystarczyć. Temperatura wewnątrz wahadłowca utrzyma się z pewnością na odpowiednim poziomie. Do Kaia i Varian dołączyli jeszcze Triv i Lunzie, by również zająć swoje miejsca. - Mogło być gorzej, Kai - odezwała się Lunzie, jakby czytając w jego myślach. Kai utkwił wzrok w towarzyszach śpiących w sąsiedniej kabinie. - Straciliśmy tylko Gabera - dodała - a ten głupiec sam się o to prosił, wyrywając się ze spóznionym bohaterstwem... - Co z Terillą i Cleiti? - spytała Varian. - Są potłuczone, nic więcej. Gorzej z duszą niż ciałem. Nikt nie życzyłby innym takiego traktowania... - Lunzie wykrzywiła twarz. - Bardziej mnie obchodzi ich reakcja na to, że ani Kai, ani ja nie staraliśmy się ich bronić i ochraniać... - przyznała Varian. Lunzie uśmiechnęła się. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||