Home Saga rodu Michorowskich 02 CĂłrka Michorowskich RohĂłczanka Anna Anna Keraleigh [Fairy 01] Fair Flavor [Evernight] (pdf) Moja pierwsza ksišżeczka. W przedszkolu Anna Boradyń Bajkowska tłum Anna Leigh Keaton, Madison Layle [Once Upon A Time] M Anna J. Evans Enchanted (EC) (pdf) Terry Brooks Kapitan Hak Kroniki Brata Cadfaela 13 Róśźa w dani Peters Ellis Denis Dutton On Cold Reading DZHA Hogan, James P Anguished Dawn |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] skupiona cisza, w której go słuchają. Waga każdego słowa. Pełne szacunku spojrzenie spod sędziowskiej peruki. On, tak niedoceniany, zepchnięty w cień, wyśmiewany przez miernoty, w sądzie jest wielki i ważny. Niezastąpiony. Może decydować o cudzym życiu, o kształcie tego życia, o sensie tego życia: jeżeli coś powie w skupionej, napiętej ciszy sali sądowej, je- żeli powie to tak a nie inaczej, jeżeli przekona przysięgłych, jeżeli zaimponuje sędziemu, czyjeś życie stanie się inne niż do tej pory. Ktoś poniesie klęskę. Ktoś wyjdzie na durnia. Ktoś będzie zrujnowany. Albo na odwrót. Gdzie, jeśli nie w sądzie, można żyć pełnią życia? Z cudowną świadomością własnej siły, własnej władzy? Miał rację, zmuszając wtedy Oscara do procesu. Ale Oscar się nie nadawał. To trzeba mieć we krwi. Ten talent, ten dar, ten geniusz. Poranna msza. Sąd. Wyjazd. Kasyno. Wyścigi. Klub. Redakcja. Koń, wędka, kij golfowy. Czysta kartka papieru, na której powstaje wiersz. %7łycie jak pokój wypełniony płynnym bursztynem. Szczęście. O tak, jest szczęśliwym człowiekiem. Naprawdę szczęśliwym. Upiór Mija rok po roku, a każdy rok kąpie się w płynnym bursztynie, każdy jest niczym jasny pokój: nie znajdzie się w nim nawet pyłka kurzu, nie znajdzie się cienia, każdy kąt lśni od czystości. %7łycie człowieka, który nie ma sobie nic do zarzucenia. Człowieka bez skazy. Nie rozstającego się z busolą honoru. Aż wreszcie przychodzi rok 1913: rok klęski. Ale kto mógł- by to przeczuć, kto zdołałby zwietrzyć niebezpieczeństwo? Kiedy rok się zaczyna, lord Douglas ma dwa procesy o oszczerstwo: w jednym jest pozy- wającym, w drugim pozwanym. Wygra oba, nie ma wątpliwości, cieszy się na to z góry. Po- zwany w sprawie Custance kontra Douglas: teść-pułkownik ośmielił się po latach dąsów wy- dać mu otwartą wojnę i zostanie zniszczony, starty w proch. Owszem, lord Douglas lżył sta- rego pułkownika w piśmie i w słowie, w listach, depeszach i pocztówkach, w klubach, ban- kach, mieszkaniach znajomych... ale czy te zniewagi są naprawdę zniewagami? Na szczęście w sądzie można przeprowadzić dowód prawdy! Można dowieść, że pułkownik jest łajdakiem, łotrem, świnią: jeżeli ten bydlak sądził, że wolno mu wtrącać się do wychowania wnuka tylko z powodu jakichś tam podpisanych umów o dziedziczeniu, z powodu pieniędzy dawanych na jego utrzymanie, z jakiegokolwiek zresztą powodu, mylił się. Zasłużył na wszystkie obelgi, którymi został obrzucony; zasłużył, i na sali sądowej zostanie to dowiedzione ponad wszelką wątpliwość. Nie warto nawet o tym myśleć. Druga sprawa, Douglas kontra Ransome: tę sam wytoczył. Oto skutki rehabilitacji Wilde a. Jakiś Arthur Ransome napisał i wydał jego biografię z pomocą Rossa, z informacjami od Rossa, pod kierunkiem Rossa. Nie, nie pada tam jego na- zwisko, nie ma słowa o lordzie Douglasie, ale każdy może go bez trudu rozpoznać w tym anonimowym młodym arystokracie bez grosza, w tym pedale, w tym nędzniku, histeryku, egoiście, który go zgubił. Oscar Wilde, ten wielki artysta, ten wspaniały człowiek, został omotany i zgubiony przez nędznika, którego kochał: wciągnięty przez niego w skandaliczny proces, skazany, zhańbiony, wygnany z ojczyzny, oszukany, porzucony, zabity równie pew- nie, jak gdyby poderżnięto mu gardło choć t a k i e zabójstwa nie są karalne... Nie są ka- ralne, ale osądowi moralnemu podlegają. I jakiś tam Arthur Ransome dał swój pożal się Boże osąd moralny, a za każdym jego słowem widać cień Rossa, za każdym cytatem, każ- 59 dym faktem czai się Ross: tego nie można puścić płazem. Wolno pozwać tylko Ransome a, ale prawdziwym pozwanym jest Ross. Zmierzą się nareszcie. Najwyższy czas na jawną wal- kę. Lord Douglas unicestwi Roberta Rossa, zmiecie go z powierzchni ziemi. Ta żydowska, pedalska żmija przestanie kąsać! Wreszcie znalazł się pretekst. Dobry początek roku. Radosne, rozkoszne podniecenie przed walką. I nagle wszystko się wali. %7łona zabrała rzeczy i wróciła do ojca. B o i s i ę przebywać dłużej pod jednym dachem z kimś takim, jak on, lord Douglas: tak napisała. Boi się o własne życie, boi się o życie jedyne- go syna! Czyżby chodziło o te jego ataki furii? Ależ zawsze był taki! Cóż, Olive znosiła to jak twierdzi aż nazbyt długo; dłużej nie może. Teraz już zgodnie wystąpili oboje dziadek i matka o opiekę nad dzieckiem. A z niego robią wariata, człowieka niepoczytalnego, czło- wieka niegodnego zaufania. Muszą wyrwać wrażliwego, jedenastoletniego chłopca spod tak fatalnego wpływu. Dzieciak i tak jest z nimi, ale chcą mieć wyrok sądowy, chcą to usankcjo- nować. Cóż, to z pewnością wpłynie na wynik procesu Custance kontra Douglas. Własna żo- na stała się jego oskarżycielką! Szale wagi poszły w ruch, jego szala skoczyła do góry, atuty są po drugiej stronie. A to dopiero początek. Rok ma zaledwie dwa tygodnie. Ten czarny rok. Rok 1913. Jeszcze nie zdołał przyjąć do wiadomości tego pierwszego ciosu, a już zatrząsł się pod na- stępnym. Ogłoszono jego bankructwo. Fakt, zawsze miał długi, zawsze przesuwał terminy płatności i nie płacił, zawsze kręcił w sprawach finansowych, taki już był. Ale żeby doszło aż do tego, teraz? Oczywiście, że teraz. Zdjęto znad niego parasol ochronny bogatego teścia. Teść nie będzie odpowiadał za jego długi. A zatem... Bankrut! Natychmiast, automatycznie jakby tylko na to czekano wykluczają go z klubu. Z klubu Białych, z którego był tak dumny: jakże mu zazdrościł biedny Oscar, nędzny syn irlandzkiego lekarza, jakie wymówki mu robił, kiedy zostawiał go samego wieczorami, udając się do swe- go KLUBU! Klubu, który nigdy nie przyjąłby parweniusza takiego, jak biedny Oscar. A teraz drzwi klubu zamknęły się przed nim na zawsze. Nie jest już człowiekiem honoru. Wy- kluczony. I to jeszcze nie koniec. Tego samego dnia przynoszą mu grubą kopertę. Dokumenty, wspierające obronę tej małej kanalii, Ransome a, i tej wielkiej kanalii, Rossa. Ich d o w o d y! Ma prawo poznać je przed rozprawą. Nie chce nawet otwierać tej koperty. Trzęsie się cały po tym, co go spotkało. Wy- kluczony z Klubu Białych! A więc jest teraz pariasem? Nie chce otwierać tej koperty. Nie dzisiaj. Otwiera ją jednak. W środku jest list. Kopia listu. Na początek powiem ci, że straszliwie siebie potępiam. Kiedy siedzę w tej ciemnej celi, w łachmanach, zhańbiony i złamany, potępiam siebie. List sprzed piętnastu lat. List od Oscara, z więzienia. List, którego nigdy nie dostał. Z któ- rego najniewinniejszych fragmentów opisów więzienia, opisów męki, opisów nadziei Ro- bert Ross wykroił swoje De Profundis. A on Rossowi gratulował! Och, mógł się domyślić. Powiedziano mu, że Oscar pisze do niego. Oczywiście, nie mógł tego wysłać z Reading, a po wyjściu na wolność już nie chciał. Pogodzili się przecież. A potem, kiedy lord Douglas osta- tecznie go porzucił... Pewnie nie wierzył wtedy, żeby list mógł mu cokolwiek dać. %7łeby mógł mu pomóc. Nie zniszczył go, nic więcej. Zostawił go Rossowi ten list, długi jak książka. Ten list pisany w celi poranionymi, poznaczonymi odciskami łapami więznia. Ten skowyt niekochanego, sko- 60 wyt porzuconego, który już się nawet nie wstydzi, że nie jest kochany, że został porzucony; [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||