Home Daniel_Defoe Robinson_Crusoe Boge Anne Lise Grzech pierworodny 06 Obietnica Diana Palmer Her Kind of Hero 185 James Susanne Biznesmen bez serca Angel Shifters 3 Angel's Blade Erin M. Leaf Foster, Alan Dean Spellsinger 7 Son of Spellsinger Ahern Jerry Krucjata 15 Przywódca Foster, Alan Dean Catechist 03 A Triumph of Souls Dr. Who Target 045 Dr Who and the Nightmare of Eden # Terrance Dicks William Shatner Tek War 4 Tek Vengeance |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] potworów: lwów, tygrysów, lampartów rzucających się na mnie z rykiem. I uciekałem przed nimi, a nogi plątały się pode mną. Potykałem się co chwila, upadałem, a zgłodniała czereda rozjuszonych bestii już, już dosięgała mnie swymi kłami. To znów wrzawa i wystrzały bitwy napełniały powietrze. Korsarze mauretańscy wywijali nade mną szablami, jakiś olbrzymi Mu- rzyn pochwycił mnie w objęcia i dusił, dusił tak silnie, że już tchu w piersiach zabrakło. Zmę- czony, spocony, zziajany obudziłem się na chwilę, nie wiedząc, czy to były okropne marze- nia, czy straszna rzeczywistość. Po chwili zapadłem znowu w sen głęboki. Zdawało mi się, że siedzę pod tym samym drzewem, gdzie podczas trzęsienia ziemi szukałem schronienia. Gęste kłęby chmur poczęły opuszczać się z nieba i zakryły przed moim okiem całą wyspę. Nic nie widziałem, tylko czar- ne, nieprzejrzane tumany. Nagle straszna błyskawica rozdarła chmury, z wnętrza ich wystąpił olbrzym, niewypowiedzianą jasnością okryty. Gdy wyszedł z łona szkarłatnyh obłoków i no- gą dotknął ziemi, wstrząsnęła się cała wyspa, a gromy zahuczały tak gwałtownie, jak gdyby świat miał runąć. Zbliżywszy się do mnie, wzniósł w górę oszczep i zawołał głosem, na który krew ścięła się w mych żyłach: Nędzny! Tyle dobrodziejstw doznanych od Opatrzności nie wzruszyło twego zakamienia- łego serca! Trwasz w twych złościach, a więc giń, jak żyłeś, marnie! I wzniósł oszczep, aby mię przebić. Co się dalej stało, nic nie wiem. Kiedy mi się zdawało, żem przyszedł do przytomności, wszystko zniknęło. Znajdowałem się niby na jakiejś nieprzejrzanej równinie tak pięknej zieloności, jakiej nie oglądałem w ży- ciu. Błękit nieba roztaczał nade mną swój przecudny namiot. Nie było tam ani słońca, ani księżyca, ani gwiazd, tylko jakaś dziwnie miła jasność, a powietrze tchnęło niby wonią, czy świeżością, czego opisać nie umiem. Jasność ta rozlewała się ze sklepień niebieskich, rosła, potężniała tak, iż oczy spuścić mu- siałem, a gdy je znowu wzniosłem na chwilę w górę, ujrzałem krzyż promienisty. Padłem na twarz, nie śmiejąc prawie oddychać, gdy wtem głos słodszy, aniżeli wszystkie ziemskie melodie, zabrzmiał z góry: Wzywaj mię w dzień utrapienia, a wyrwę cię, i czcić mię będziesz. Obudziłem się, wszystko zniknęło. Nie wiem, nie umiem powiedzieć, co się działo w mej duszy. Radość, nadzieja, żal, skru- cha, bojazń, ufność w Bogu, wszystko to razem przeniknęło moją istotę. O, Boże! Mój Boże! Mój Boże, zawołałem, dzwigając się na kolana. O, Ojcze mój, jakże Ty dobry jesteś! Tyle lat zapomniałem o Tobie, Stwórco mój najlepszy, nie dziękowa- łem za Twe dobrodziejstwa, a Ty jeszcze mi pozwalasz poznać moje winy i żałować za nie! O, Panie mój! Jeżeli to jest ostatnia choroba moja, jeżeli mam umrzeć, pozwólże mi choć tak długo żyć, abym mógł szczerze żałować za grzechy moje i Twój przebłagać majestat. O, Boże, wzywam Cię w dniu utrapienia mojego, wyrwij mię... Nie mogłem dokończyć modlitwy, potok łez zalał wyrazy, wzniosłem ręce ku niebu i pła- kałem jak dziecko, zanosząc się i łkając. Modlitwa wyczerpała resztę sił moich. Czarne płatki wzrok mi zaćmiły, zaszumiało w uszach, padłem jak nieżywy. 46 XIX Podwójne przebudzenie się. Niespodziewani goście. Skutek snów. Rozważanie dotychczasowego życia. %7łal i poprawa. Przyby- tek Pański. Kiedy odzyskałem zmysły, a raczej przebudziłem się z głębokiego snu, sam nie wiem. Czy spałem noc, czy więcej, nie mogłem zgadnąć. Zdaje mi się że musiałem bardzo długo być pogrążony w letargu czy śnie, bo sił mi tyle przybyło, że łatwo podniosłem się z posłania. Za długością snu przemawiało wycieńczenie i wychudzenie członków i całego ciała. Co mnie najbardziej zadziwiło, to obecność trzech kóz w mojej zagrodzie. Skąd one się tu wzię- ły? Biedne stworzenia wcale się nie lękały. Jedna nawet przybliżyła się ku mnie, przypatrując się ciekawie. Pózniej dopiero rozwiązałem tę zagadkę. Kozy snadz wdarły się na skałę ponad jaskinię, zeszły na mur, a skoczywszy z niego do środka zagrody, nie mogły znalezć wyjścia. Mur był zupełnie pionowy, a zatem wdrapać się nań nie mogły. Głód z braku paszy tak je osłabił, że straciły wrodzoną dzikość. W tej chwili jednak co innego mnie zajmowało. Głód potężnie dokuczał. Wyczołgałem się z jaskini i założywszy z wielkim wysiłkiem wejście kamieniami, ażeby kozy nie uciekły, poszedłem bardzo wolnym krokiem ku zaro- ślom. Pizangi tam się znajdowały, ale nie miałem siły wdrapać się po nie. Porzuciłem ten za- miar i powlokłem się nad brzeg morski dla poszukania ostryg. Na szczęście dość daleko jesz- [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||