Home
Holynski Marek E mailem z Doliny Krzemowej
Amanda Carpenter The Great Escape [HP 735, MB 2269] (pdf)
211. Sylvia Andrew Demony przeszśÂ‚ośÂ›ci
45. Britton Pamela Gra o szcz晜›cie
BloodWalk Lee Killough(1)
Harry Houdini Miracle Mongers And Their Methods
Turtledove, Harry V
Naughty Hot Nurse
James Axler Deathlands 010 Northstar Rising
LeCron Leslie M. Autohipnoza. Techniki i zastosowanie w śźyciu codziennym
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • commandos.opx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    słuszne i właściwe. Nie powinien pisarz bronić swojej książki: jeśli jest coś warta, obroni się sama. Dla mnie
    ważny jest jedynie zarzut fałszowania rzeczywistości. Od początku mojej pracy, od chwili kiedy pierwsze
    podpisane przeze mnie opowiadanie ujrzało światło dzienne - sprawa mojego pisarstwa została zafałszowana i
    zmitologizowana. Nazywano mnie reprezentantem młodego pokolenia; nazywano mnie cynikiem i
    deprawatorem; nazywano mnie moralistą i  rozczarowanym Zetempowcem" - w końcu doczekałem się tego, że
    przebywając w Paryżu przeczytałem, że w wojewódzkim mieście, w drugiej połowie wieku XX, w piętnastym
    roku Polski Ludowej, ułożono na rynku stos z książek, które niektórym ludziom, ludziom mającym wpływ na
    życie innych obywateli, wydały się - jakiegoż tu użyć określenia? - i podpalono ten stos. Nie będę pisał o tym,
    jaka złowroga analogia nasuwa się w tym miejscu; ale każdy i tak wie, co w rym wypadku można pomyśleć i
    jaki przykład przywołuje ludzka pamięć i wyobraznia. Nie wiem, kto pierwszy rzucił zapałkę i nie znam twarzy
    tych, którzy tańczyli wokół tego stosu - ale każdy, kto ma choć odrobinę wyobrazni, może domyślić się tego, co
    wtedy czułem i myślałem. To nie moją książkę spalono w tym mieście. To spalono resztę mojej wiary i miłości
    do człowieka. To spalono resztkę - niewielką zresztą, co przyznaję szczerze - mojego zaufania do godności i
    rozumu ludzkiego i - na miłość boską - każdy wie przecież, że nie chodzi tu o książkę dwudziestokilkuletniego
    debiutanta nazwiskiem Marek Hłasko.
    O tym, że istnieje  hłaskoizm" w literaturze - dowiedziałem się z gazet. O rym, że istnieją  hłaskoidzi" -
    dowiedziałem się z gazet. Nie ja ukułem ten termin. Obojętne jak nazywają rozczarowanych, to nie zmienia
    faktu. Mogą pisać lepiej czy gorzej ode mnie, mogą być bardziej podobni czy podobni mniej - faktem jest, że
    oni istnieją, i faktem jest, że bez względu na to, czy ich książki będą się ukazywać, czy nie - oni będą istnieć. Ja
    osobiście sam nie wierzę w przyszłość tego typu literatury, ale jestem przekonany o aktualnej jej konieczności.
    Nie wierzę w cynizm. Cynizm jest niemożliwą do przyjęcia i stosowania postawą i nigdy nie byłem cynikiem,
    mało - gardzę cynizmem tak jak niczym może; mało, cynizm mnie śmieszy, a to jest najgorsze. Ale wierzę w
    bunt, wierzę w bunt jako punkt wyjścia do znalezienia sobie miejsca w życiu i społeczeństwie. Wierzę w bunt
    jako w najwyższą wartość młodości. Wierzę w bunt, jako w najwyższą formę miłości do życia młodych. Wierzę
    w bunt jako w najwyższą formę nienawiści do terroru, ucisku i niesprawiedliwości i wierzę również w to, że nie
    ma buntu bez celu, chociaż w interesie świata, który kocha swoich buntowników, leży to, aby ich zabić. A bunt
    54
    Marek Hłasko - Felietony i recenzje
    nie może być sprawiedliwy, tak jak nie jest sprawiedliwy świat, w którym rodzi się bunt.  Hłaskoizm" dla
    sprawy pokolenia - jakże to śmieszny i żałosny termin. I kto to bierze poważnie? Pokolenie? Ja sam?
    Czy trzeba pisać, przeciwko czemu zrodził się bunt pokolenia? Czy trzeba pisać, przeciwko czemu zbuntowali
    się dwudziestoletni? Uczynili to przywódcy naszego kraju i naszego bloku i odsłonięto przed światem kurtynę,
    za którą ukazał się obraz zupełnie niewesoły. Tak uczynili przywódcy, ale literaturze trzeba lat, aby uporać się z
    tą sprawą, aby uczynić z nią wszystko, co leży w możliwościach literatury - aby ją oskarżyć i uwznioślić, aby ją
    ośmieszyć i uszlachetnić - a nie jest to sprawa jednego roku i jednego referatu.
    Krytyka polska jest krytyką morderczą: każdy, kto pisze o jednej sprawie trochę dłużej, niż sprawia to
    przyjemność kilkunastu snobom - jest uważany za pogrzebanego. A mnie się wydaje, że nie napisałem jeszcze
    nic z tego, co pragnąłbym napisać, że wszystko to nie oddało ani w jednej setnej mojej nienawiści do
    istniejącego porządku rzeczy, że ciągle mówiłem za cicho i że życie, którego byłem świadkiem przez tyle lat -
    było o wiele straszniejsze i o wiele bardziej ponure niż wszystko, co napisałem. I niech będą przeklęci ci, którzy
    o tym milczą. To nie ja wymyśliłem Warszawę, tę Warszawę, która przez wiele lat była miastem bez uśmiechu;
    to nie ja wymyśliłem Warszawę, w której ludzie trzęśli się ze strachu; to nie ja wymyśliłem Warszawę, w której
    najwyższym dobrem biedaków była butelka wódki; ta nie ja wymyśliłem Warszawę, w której dziewczyna była
    tańsza od butelki wódki - to ta Warszawa wymyśliła mnie. Kto i jakim prawem każe mi o tym milczeć? Dla
    mnie moja młodość - ta pierwsza, pełna romantycznych wzlotów i upadków - będzie zawsze pustynią bez
    litości. Pustynią pełną rozpaczy i wściekłości, w której każdy przyjazny gest mógł stać się gestem
    samozniszczenia. I dla mnie zawsze Warszawa, miasto mojej młodości, młodości, którą przeżyłem samotnie,
    wilczo, nie kochany i nie kochający, młodości której najwyższym dobrem była butelka wódki i zapomnienie i
    jakaś przypadkowa dziwka, której twarzy nie pamiętałem już po pięciu minutach - będzie miastem bez
    uśmiechu, miastem, którego ulicą idzie pijany i nieszczęśliwy, miastem, w którym oszukany człowiek
    bezrozumnie dąży do śmierci. Apostołom nowoczesności niewygodnie o tym myśleć. O ileż efektowniejszy jest
    Beckett i jego włóczędzy, wygłaszający błyskotliwe monologi o bycie i niebycie. O ileż efektowniejszy jest i
    Jonesco, i Gombrowicz, i bohaterowie  Mandarynów" i mętny Fellini wraz z swoją całą sentymentalną filozofią
    zaufania - o ileż to wszystko efektowniejsze od faceta, który narażając się na długoterminowe więzienie kradnie
    z budowy parę cegieł, aby kupić za nie butelkę wódki. Lepiej o tej Warszawie nic myśleć i lepiej traktować
    groteskowo katastroficzną sztukę Zachodu - sztukę zresztą znakomitą, lecz wyrastającą z innych doświadczeń -
    jako klucz do poznania rzeczywistości. Każdy, kto w tym przeszkadza, jest niepotrzebny. Trzeba go opluć,
    zdyskryminować i pogrzebać. Można go również - jak to się dzieje w moim przypadku - oskarżyć o zdradę i
    zaprezentować jako zdrajcę.
    To ciężki zarzut. Parę lat temu było to równoznaczne z wyrokiem śmierci, Nie mam nic na swoje usprawie-
    dliwienie, nic poza tym, że boję się ideologii wyradzającej się w totalizm i że na 25 lat swojego życia - przez
    pięć lat byłem w niewoli niemieckiej, a przez wiele następnych lat, w okresie, nad którym historia przejdzie do
    porządku dziennego jako nad okresem  wypaczeń i błędów stalinowskich", a który w języku ludzi żyjących nie
    został jeszcze nazwany w sposób odpowiadający sercu i rozumowi. Jeśli żyło się w takim okresie - tylko pamięć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.