Home
Andrew Grey [Farm 04] Love Means... Freedom (pdf)
Jeff Lindsay#Demony dobrego Dextera
2. Klątwa z przeszłości
Jerzy KrzysztośÂ„ ''ObśÂ‚ć™d''(1)
Hard to Be a God Boris Strugatski
Asimov, Isaac Robot 08 Pebble In The Sky
Fielding_Liz__ _Ogrod_szczescia
Burgess Anthony Rozpustne nasienie
Augustyn_Józef_SJ_ _W
Flint, Kenneth S
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lily-lou.xlx.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    dobrze koÅ„czy. Ależ to dzielna sztuka! Szkoda, że coÅ› takie­
    go jÄ… spotyka.
    Serena usłyszała, jak wychodzą. Gdy tylko zamknęły się za
    nimi drzwi, natychmiast zapadła w sen.
    Gdy ponownie doszÅ‚a do siebie, ujrzaÅ‚a pokojówkÄ™ z ta­
    cą. Nie była to ta sama osoba, która brała udział w porwaniu.
    Torba Sereny znajdowała się na komódce przy łóżku, obok
    leżało jej starannie złożone ubranie, na którym ktoś położył
    kartkę papieru. List. Dziewczyna z uwagą czytała pismo, a gdy
    zauważyÅ‚a, że Serena siÄ™ jej przyglÄ…da, natychmiast poczer­
    wieniała z zakłopotania.
    - DzieÅ„ dobry pani - przywitaÅ‚a siÄ™ grzecznie. - Przynio­
    słam śniadanie.
    Serena usiadła.
    - Gdzie ja jestem? - spytała.
    Pokojówka wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem.
    -  Pod Czarnym Lwem", proszÄ™ pani.
    - Ale gdzie to jest?
    - W Hoddesdon, proszę pani. Czy mam pani podać szal?
    Serena spojrzała na siebie. Zorientowała się, że ma na so-
    189
    bie muślinowy, zwiewny szlafroczek, który odsłaniał więcej,
    niż skrywał. Na policzki Sereny wystąpiły szkarłatne plamy.
    - Tak, poproszę - wykrztusiła. - Gdzie jest...
    - Wyjechał, proszę pani. Z samego rana. Zostawił dla pani
    list. - Pokojówka ponownie siÄ™ rozchichotaÅ‚a. Serena nerwo­
    wo chwyciła kartkę papieru.
    Stonko!
    Wiesz, że na mnie pora, choć najchÄ™tniej zostaÅ‚bym przy To­
    bie. Jak tylko bÄ™dÄ™ mógÅ‚, umówiÄ™ siÄ™ z TobÄ… na nastÄ™pne spot­
    kanie. Tej nocy byÅ‚o jeszcze lepiej niż na St Just. CaÅ‚ujÄ™ ciÄ™, ko­
    chana, A.
    Serena miaÅ‚a dość. KazaÅ‚a pokojówce odejść, a sama wy­
    grzebaÅ‚a siÄ™ z poÅ›cieli. Na toaletce staÅ‚a miska i dzbanek z cie­
    płą wodą. Serena szorowała się tak intensywnie, że rozbolała
    ją skóra. Potem pośpiesznie wytarła się i ubrała. Wysiłek ją
    wyczerpaÅ‚, wiÄ™c na chwilÄ™ usiadÅ‚a i pogrążyÅ‚a siÄ™ w rozmyÅ›la­
    niach. Koniecznie musiaÅ‚a siÄ™ dowiedzieć, co takiego wyda­
    rzyÅ‚o siÄ™ poprzedniej nocy. Powinna porozmawiać z gospo­
    darzem. Postanowiła kuć żelazo, póki gorące i natychmiast
    udała się na jego poszukiwania.
    WÅ‚aÅ›ciciel gospody patrzyÅ‚ na niÄ… obojÄ™tnie, gdy siÄ™ zbli­
    żała.
    - Panie gospodarzu, czy wczoraj wieczorem widział pan,
    jak przyjeżdżam? - spytała prosto z mostu.
    - Nie, proszę pani. Chyba byłem zajęty w barze. Pani pokój
    byÅ‚ zarezerwowany od tygodnia lub dwóch, wiÄ™c niespecjal­
    nie się przejmowałem.
    - Kto wniósł bagaże?
    190
    - Trudno powiedzieć. Zdaje siÄ™, że miaÅ‚a pani swoich lu­
    dzi. ..
    - To nie byli moi ludzie. Musi pan to wiedzieć. Pan jest tu­
    taj gospodarzem.
    - Przykro mi, proszę pani. Wczoraj wieczorem mieliśmy
    urwanie gÅ‚owy. PrzyjechaÅ‚o mnóstwo goÅ›ci, nie przypomi­
    nam sobie pani przybycia.
    Serena odwróciła się zniecierpliwiona, lecz po chwili coś
    jej przyszło do głowy.
    - A stajenni? Gdzie ich znajdÄ™? ChciaÅ‚abym z nimi poroz­
    mawiać, jeśli wolno.
    - Oczywiście, proszę pani. Już po nich posyłam.
    Stajenni jednak również nie potrafili nic powiedzieć. Po­
    wóz zajechał, zostawił troje pasażerów i odjechał. Służąca
    przeniosła dwie małe torby. Dżentelmen wniósł panią, która
    zdawała się spać.
    - Dżentelmen powiedziaÅ‚, że jest pani zmÄ™czona po podró­
    ży. Bardzo o panią dbał. Od razu było widać, że mu na pani
    zależy.
    - Zamilknij! Wcale nie dbaÅ‚! UÅ›piÅ‚ mnie Å›rodkami nasen­
    nymi.
    - Oczywiście, proszę pani. Co tylko pani powie, proszę pani.
    Ich twarze wydawaÅ‚y siÄ™ puste i tÄ™pe. Serena byÅ‚a bli­
    ska szaleństwa. Powróciła do pokoju i usiadła, by pomyśleć.
    W gospodzie panowaÅ‚a zmowa milczenia w sprawie porywa­
    czy, którzy poprzedniego dnia ją przywiezli. Była pewna, że
    ktoÅ› musi wiedzieć wiÄ™cej, tylko kto? I dlaczego ktoÅ› zadaÅ‚ so­
    bie tyle trudu, aby ją odurzyć i przetransportować do odległej
    gospody, najwyrazniej po to, aby położyć ją do łóżka w dużej
    sypialni, pozostawić tam na noc i wyjechać?
    191
    Terkot kół sprawił, że podbiegła do okna. Ujrzała dyliżans
    pocztowy, który właśnie wtaczał się na podwórze. Serena
    przypatrywaÅ‚a siÄ™ pasażerom, którzy kolejno opuszczali po­
    jazd i przeciągali się, aby rozprostować kości. Nie znała tych
    ludzi, lecz chyba zrozumieliby jej sytuację? Musiała wrócić
    do Londynu. Gdy jednak któryÅ› z podróżnych spojrzaÅ‚ w ok­
    no, Serena pośpiesznie się cofnęła. Zważywszy na co najmniej
    dwuznacznÄ… postawÄ™ gospodarza, zapewne postÄ…piÅ‚aby roz­
    sÄ…dnie, unikajÄ…c ludzi przynajmniej do czasu, gdy dowie siÄ™
    więcej o tej niejasnej sprawie.
    Ktoś zapukał do drzwi. Był to właściciel gospody.
    - Przepraszam paniÄ… najmocniej. Czy zamierza pani wyje­
    chać już dziś, czy też raczej zatrzyma pokój na jeszcze jedną
    noc? Muszę to wiedzieć ze względu na powóz.
    - Powóz? - powtórzyła Serena ze zdumieniem.
    - Tak, proszÄ™ pani. Zarezerwowany dla pani na dzisiaj. Na
    nazwisko Calvert. Nie zaszła pomyłka, prawda? Do Londynu.
    Przejazd został opłacony z góry.
    - Jest pan pewien?
    Gospodarz popatrzył na Serenę tak, jakby brakowało jej
    piÄ…tej klepki.
    - Powóz na dodatkowych resorach, czteroosobowa asysta,
    stangret i chłopaki. Trasa trzydzieści kilometrów, dwie gwinee.
    Mogę okazać rachunek, jeśli wola.
    - Tak, bardzo chÄ™tnie. ProszÄ™ natychmiast przynieść rachu­
    nek.
    Z rachunku nie wynikało jednak nic ciekawego. Wysoki
    dżentelmen zapłacił od ręki, gotówką.
    Serena usiłowała wypytywać gospodarza o powóz, lecz
    w rezultacie utwierdziła się tylko w przekonaniu, że napraw-
    192
    dÄ™ istotne rozstrzygniÄ™cia zapadÅ‚y potajemnie. Przejazd po­
    wozem niczym jej nie groziÅ‚. Gospodarz przez caÅ‚y czas za­
    chowywał się tak, jakby za fasadą obojętności skrywał wiedzę
    o kulisach porwania. Serena mogła się tylko domyślać, że ktoś
    zamknÄ…Å‚ mu usta pokaznÄ… kwotÄ….
    - Jak siÄ™ pan nazywa, panie gospodarzu?
    - Samuel Cartwright, proszÄ™ pani.
    - Doskonale. PostanowiÅ‚am jeszcze dziÅ› wrócić do Londy­
    nu, paÅ„skim powozem, rzecz jasna. Nie mam tu nic do ro­
    boty, ale ostrzegam, że jeśli uczestniczy pan w zmowie, może
    pan stracić znacznie więcej, niż pan zyskał, przystępując do
    spisku.
    Twarz gospodarza cały czas pozostawała obojętna.
    - Nie mam pojÄ™cia, o czym pani mówi. ProwadzÄ™ po­
    wszechnie szanowanÄ… gospodÄ™ - oznajmiÅ‚. - WÅ‚aÅ›ciwie byÅ‚­
    bym wdzięczny, gdyby pani przyjaciel nie rezerwował u mnie
    więcej pokojów.
    Serena okręciła się na pięcie i wyszła na podwórze przed
    stajnią, gdzie czekał gotowy do drogi powóz.
    Przy każdej innej sposobnoÅ›ci Serena z przyjemnoÅ›ciÄ… je­
    chałaby z powrotem do Londynu. Z okien powozu roztaczał
    się widok na ładną okolicę, po drodze mijała miejscowości
    o historycznych nazwach. Zpieszyło się jej jednak do tego
    stopnia, że zezwoliÅ‚a tylko na jeden niezbÄ™dny postój, pod­
    czas którego zmieniono konie. Właściciel gospody był hulta-
    jem, nie miała co do tego wątpliwości, lecz postanowiła nie
    zaprzątać sobie nim głowy. Większe znaczenie miał człowiek,
    który nim kierował.
    Nadal bolała ją głowa, a po środku odurzającym czuła
    193
    przykry smak w ustach. Nie zwracaÅ‚a uwagi na te dolegliwo­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.