Home Andrew Grey [Farm 04] Love Means... Freedom (pdf) Jeff Lindsay#Demony dobrego Dextera 2. Klątwa z przeszłości Jerzy KrzysztośÂ„ ''ObśÂ‚ć™d''(1) Hard to Be a God Boris Strugatski Asimov, Isaac Robot 08 Pebble In The Sky Fielding_Liz__ _Ogrod_szczescia Burgess Anthony Rozpustne nasienie Augustyn_Józef_SJ_ _W Flint, Kenneth S |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] dobrze kończy. Ależ to dzielna sztuka! Szkoda, że coś takie go ją spotyka. Serena usłyszała, jak wychodzą. Gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi, natychmiast zapadła w sen. Gdy ponownie doszła do siebie, ujrzała pokojówkę z ta cą. Nie była to ta sama osoba, która brała udział w porwaniu. Torba Sereny znajdowała się na komódce przy łóżku, obok leżało jej starannie złożone ubranie, na którym ktoś położył kartkę papieru. List. Dziewczyna z uwagą czytała pismo, a gdy zauważyła, że Serena się jej przygląda, natychmiast poczer wieniała z zakłopotania. - Dzień dobry pani - przywitała się grzecznie. - Przynio słam śniadanie. Serena usiadła. - Gdzie ja jestem? - spytała. Pokojówka wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem. - Pod Czarnym Lwem", proszę pani. - Ale gdzie to jest? - W Hoddesdon, proszę pani. Czy mam pani podać szal? Serena spojrzała na siebie. Zorientowała się, że ma na so- 189 bie muślinowy, zwiewny szlafroczek, który odsłaniał więcej, niż skrywał. Na policzki Sereny wystąpiły szkarłatne plamy. - Tak, poproszę - wykrztusiła. - Gdzie jest... - Wyjechał, proszę pani. Z samego rana. Zostawił dla pani list. - Pokojówka ponownie się rozchichotała. Serena nerwo wo chwyciła kartkę papieru. Stonko! Wiesz, że na mnie pora, choć najchętniej zostałbym przy To bie. Jak tylko będę mógł, umówię się z Tobą na następne spot kanie. Tej nocy było jeszcze lepiej niż na St Just. Całuję cię, ko chana, A. Serena miała dość. Kazała pokojówce odejść, a sama wy grzebała się z pościeli. Na toaletce stała miska i dzbanek z cie płą wodą. Serena szorowała się tak intensywnie, że rozbolała ją skóra. Potem pośpiesznie wytarła się i ubrała. Wysiłek ją wyczerpał, więc na chwilę usiadła i pogrążyła się w rozmyśla niach. Koniecznie musiała się dowiedzieć, co takiego wyda rzyło się poprzedniej nocy. Powinna porozmawiać z gospo darzem. Postanowiła kuć żelazo, póki gorące i natychmiast udała się na jego poszukiwania. Właściciel gospody patrzył na nią obojętnie, gdy się zbli żała. - Panie gospodarzu, czy wczoraj wieczorem widział pan, jak przyjeżdżam? - spytała prosto z mostu. - Nie, proszę pani. Chyba byłem zajęty w barze. Pani pokój był zarezerwowany od tygodnia lub dwóch, więc niespecjal nie się przejmowałem. - Kto wniósł bagaże? 190 - Trudno powiedzieć. Zdaje się, że miała pani swoich lu dzi. .. - To nie byli moi ludzie. Musi pan to wiedzieć. Pan jest tu taj gospodarzem. - Przykro mi, proszę pani. Wczoraj wieczorem mieliśmy urwanie głowy. Przyjechało mnóstwo gości, nie przypomi nam sobie pani przybycia. Serena odwróciła się zniecierpliwiona, lecz po chwili coś jej przyszło do głowy. - A stajenni? Gdzie ich znajdę? Chciałabym z nimi poroz mawiać, jeśli wolno. - Oczywiście, proszę pani. Już po nich posyłam. Stajenni jednak również nie potrafili nic powiedzieć. Po wóz zajechał, zostawił troje pasażerów i odjechał. Służąca przeniosła dwie małe torby. Dżentelmen wniósł panią, która zdawała się spać. - Dżentelmen powiedział, że jest pani zmęczona po podró ży. Bardzo o panią dbał. Od razu było widać, że mu na pani zależy. - Zamilknij! Wcale nie dbał! Uśpił mnie środkami nasen nymi. - Oczywiście, proszę pani. Co tylko pani powie, proszę pani. Ich twarze wydawały się puste i tępe. Serena była bli ska szaleństwa. Powróciła do pokoju i usiadła, by pomyśleć. W gospodzie panowała zmowa milczenia w sprawie porywa czy, którzy poprzedniego dnia ją przywiezli. Była pewna, że ktoś musi wiedzieć więcej, tylko kto? I dlaczego ktoś zadał so bie tyle trudu, aby ją odurzyć i przetransportować do odległej gospody, najwyrazniej po to, aby położyć ją do łóżka w dużej sypialni, pozostawić tam na noc i wyjechać? 191 Terkot kół sprawił, że podbiegła do okna. Ujrzała dyliżans pocztowy, który właśnie wtaczał się na podwórze. Serena przypatrywała się pasażerom, którzy kolejno opuszczali po jazd i przeciągali się, aby rozprostować kości. Nie znała tych ludzi, lecz chyba zrozumieliby jej sytuację? Musiała wrócić do Londynu. Gdy jednak któryś z podróżnych spojrzał w ok no, Serena pośpiesznie się cofnęła. Zważywszy na co najmniej dwuznaczną postawę gospodarza, zapewne postąpiłaby roz sądnie, unikając ludzi przynajmniej do czasu, gdy dowie się więcej o tej niejasnej sprawie. Ktoś zapukał do drzwi. Był to właściciel gospody. - Przepraszam panią najmocniej. Czy zamierza pani wyje chać już dziś, czy też raczej zatrzyma pokój na jeszcze jedną noc? Muszę to wiedzieć ze względu na powóz. - Powóz? - powtórzyła Serena ze zdumieniem. - Tak, proszę pani. Zarezerwowany dla pani na dzisiaj. Na nazwisko Calvert. Nie zaszła pomyłka, prawda? Do Londynu. Przejazd został opłacony z góry. - Jest pan pewien? Gospodarz popatrzył na Serenę tak, jakby brakowało jej piątej klepki. - Powóz na dodatkowych resorach, czteroosobowa asysta, stangret i chłopaki. Trasa trzydzieści kilometrów, dwie gwinee. Mogę okazać rachunek, jeśli wola. - Tak, bardzo chętnie. Proszę natychmiast przynieść rachu nek. Z rachunku nie wynikało jednak nic ciekawego. Wysoki dżentelmen zapłacił od ręki, gotówką. Serena usiłowała wypytywać gospodarza o powóz, lecz w rezultacie utwierdziła się tylko w przekonaniu, że napraw- 192 dę istotne rozstrzygnięcia zapadły potajemnie. Przejazd po wozem niczym jej nie groził. Gospodarz przez cały czas za chowywał się tak, jakby za fasadą obojętności skrywał wiedzę o kulisach porwania. Serena mogła się tylko domyślać, że ktoś zamknął mu usta pokazną kwotą. - Jak się pan nazywa, panie gospodarzu? - Samuel Cartwright, proszę pani. - Doskonale. Postanowiłam jeszcze dziś wrócić do Londy nu, pańskim powozem, rzecz jasna. Nie mam tu nic do ro boty, ale ostrzegam, że jeśli uczestniczy pan w zmowie, może pan stracić znacznie więcej, niż pan zyskał, przystępując do spisku. Twarz gospodarza cały czas pozostawała obojętna. - Nie mam pojęcia, o czym pani mówi. Prowadzę po wszechnie szanowaną gospodę - oznajmił. - Właściwie był bym wdzięczny, gdyby pani przyjaciel nie rezerwował u mnie więcej pokojów. Serena okręciła się na pięcie i wyszła na podwórze przed stajnią, gdzie czekał gotowy do drogi powóz. Przy każdej innej sposobności Serena z przyjemnością je chałaby z powrotem do Londynu. Z okien powozu roztaczał się widok na ładną okolicę, po drodze mijała miejscowości o historycznych nazwach. Zpieszyło się jej jednak do tego stopnia, że zezwoliła tylko na jeden niezbędny postój, pod czas którego zmieniono konie. Właściciel gospody był hulta- jem, nie miała co do tego wątpliwości, lecz postanowiła nie zaprzątać sobie nim głowy. Większe znaczenie miał człowiek, który nim kierował. Nadal bolała ją głowa, a po środku odurzającym czuła 193 przykry smak w ustach. Nie zwracała uwagi na te dolegliwo [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||