Home Long Julie Anne Pennyroyal Green 06 Gra o markiza Dunlop Barbara Gorący Romans 959 Gra pozorĂłw Forester Cecil Scott Powieści Hornblowerowskie 06 (cykl) Szczęśliwy PowrĂłt Higgins Jack Gra dla bohaterĂłw 477. Taylor Jennifer Iskra szczęścia Cartland Barbara Powiedz tak Samanto Norton_Andre_ _Gwiezdne_bezdroza Christie Córka jest córkć… Redfield James Dwunaste wtajemniczenie Godzina decyzji Diana Palmer Long Tall Texans 35 Lawman |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] - Panie Trevain, pozwoli pan, że mu coś wyjaśnię. Pomagam panu pod przymusem. Ariel ma na sobie strój, który daje jej szansę wejść i wyjść z budynku Admiralicji bez wzbudzania podejrzeń. Może jestem na nią zły. Może chciałbym ją udusić. Ale kocham ją jak siostrę i nie chcę, żeby została złapana. Idziemy? Ku niezadowoleniu Nathana nie poczekał na nie go. Co dziwne, Trevain wcale nie był na niego zły. Wprost przeciwnie, poczuł do Reggiego coś na kształt sympatii. Budynek. Admiralicji stał przy Whitehall, tętniącej życiem ulicy, po której obu stronach ciągnęły się rzę- 225 dy trzy- i czteropiętrowych domów. Ariel nigdy jesz cze nie była w środku żadnego biura, za to często oglądała je z zewnątrz, gdy ojciec zatrzymywał się przy nich na chwilę w drodze na wieś. Serce zabiło jej mocniej, kiedy powóz przystanął. Przy nieoznaczonych drzwiach pełniło służbę dwóch strażników. Zaczęła się denerwować. - Najpierw pójdziemy do archiwum - powiedział Reggie. - Za mną. Archiwum. Zabrzmiało to bardzo oficjalnie. Pod ekscytowana Ariel nie mogła usiedzieć na miejscu. Gdy drzwi powozu otworzyły się, do środka wpadł zapach błota, ścieków i spoconych koni. Zupełnie nie zbita z tropu Ariel żwawo wyszła na zewnątrz. Na than podążył za nią. Z drżeniem serca mijała strażni ków, ale nikt ich na szczęście nie zatrzymał. Wewnątrz wzdłuż wąskich korytarzy ciągnęły się liczne drzwi. Powietrze było wilgotne i unosił się w nim zapach dokumentów i mężczyzn. Nic dziwne go - i jednych, i drugich było tu pod dostatkiem. Więk szość oficerów tu zatrudnionych znajdowała się w bu dynku, choć prawdopodobnie nie tylu co w czasie woj ny. Ariel czuła się trochę speszona wśród mężczyzn w błękitno-złotych marynarkach, mimo że przecież jej własny ojciec był wysokim urzędnikiem Admiralicji. Nikt nawet na nią nie spojrzał. Trochę ją to irytowało. Chyba nie wyglądała aż tak chłopięco? Zaraz jednak pomyślała, że powinna być zadowolona, iż nie zwrócono na nią uwagi. Zaczęła iść z większą pewnością siebie. W spodniach mogła się cieszyć o wiele większą swobodą ruchów. - Teraz skręcamy - poinstruował ich Reggie. 226 Skręcili w lewo w długi korytarz, po którego obu stronach ciągnęły się rzędy pokoi. Potem weszli na trzecie piętro budynku. Najwyrazniej nikomu nie wydali się podejrzani - sekretarz, młody chłopiec i oficer, chociaż większość mijających ich osób zer kała z ciekawością na Nathana. Na pewno intryguje ich blizna, pomyślała Ariel. Z nią wyglądał buńczucz nie i groznie, jakby właśnie wrócił z wojny. - Tutaj - powiedział Reggie, zatrzymując się przy drzwiach. Serce Ariel znów zaczęło bić w przyspieszonym rytmie. Stali w długim korytarzu, po lewej stronie by ły okna, po prawej rząd zamkniętych drzwi. Miejsce to sprawiało wrażenie opustoszałego i rzadko uczęsz czanego. W powietrzu unosiły się drobinki kurzu. Szyb również dawno nie czyszczono. Reggie sięgnął do jednej kieszeni, potem do drugiej. - Niech to diabli wezmą, zapomniałem kluczy. - Odwrócił się do Ariel i Trevaina. - Przyniosę drugi komplet z biura. Poczekajcie na mnie. - Zrobił kilka kroków, po czym zatrzymał się. - Nigdzie nie od chodzcie. Jeśli ktoś was o coś zapyta, ty, Ariel, siedz cicho. Pan niech powie, że czekacie na mnie. Ariel przytaknęła, Nathan tylko skrzyżował ra miona na piersi. Reggie patrzył na niego ostrzegaw czo dłuższą chwilę, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł, stukając obcasami. - Powinniśmy z nim pójść - powiedział Trevain. - Nie - zaprotestowała Ariel i położyła mu dłoń na ramieniu. - On zaraz wróci. Nathan spojrzał na jej rękę. Opuściła ją niechętnie. Nagle poczuła się onieśmielona. Nie wiedziała, czy 227 sprawiło to miejsce, w którym się znalazła, czy też wyraz twarzy jej towarzysza. Wyglądał teraz na okrutnego żołnierza. Ani śladu nie pozostało po ko [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||