Home William R. Forstchen Crystal Warriors 1 Crystal Warriors William Shatner Tek War 01 Tek War William Shatner Tek War 4 Tek Vengeance Ian Morson [William Falconer Mystery 05] Falconer and the Great Beast (pdf) Lensman 09 Smith, E E 'Doc' & Ellern, William B New Lensman Ed Greenwood Elminster's Daughter McAllister Anne Architekt dusz Agata Christie Chleb olbrzyma Doyle Arthur Conan Studium w szkarśÂacie Goodnight Linda Nie bój sić miśÂośÂci |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] mówiące wszystko, co powinny powiedzieć: Na pół zwierzęciem jest wielki bóg Pan, Wprost pośmiewiskiem, gdy siedzi nad rzeką. Spojrzałem na Joan. Patrzyła przed siebie i jeśli nawet zobaczyła apostoła Jana, ni- czym tego nie okazywała. Przeszliśmy już ze trzydzieści czy czterdzieści kroków, kiedy 283 przerwała milczenie, mówiąc zagadkowo, bez związku z czymkolwiek, co widzieliśmy czy robiliśmy dotąd. Mężczyzna o mentalności dziecka to przerażające, straszne powiedziała. Niewiarygodne. Nigdy bym nie uwierzyła. . . i urwała. Czekałem, żeby rozwinęła temat, ale na próżno. Zapytałem: Jak to? Mniejsza o to. Nawet myśleć o tym nie chcę. Zostawiliśmy miasteczko za sobą. Zpiewów prawie nie słyszeliśmy, ale wśród ciszy nocy jeszcze dolatywał z daleka ich rytm. Księżyc siał obficie srebrzystą poświatę, tak że nie tworzyły się desenie na ziemi. Weszliśmy na pastwisko i zatrzymaliśmy się tam, gdzie narysowałem moją krowę. Friedheim leżało poniżej nas i było jak gwiazda, nie taka wyrazna, czysta pięciora- mienna gwiazda jak w blasku dnia, a przecież nadal pomimo nierównomierności świa- teł niezaprzeczalna. Skupienie ich na skrajach, zanik gdzie indziej wytwarzały wrażenie rozlania czy też gwiazdy raczej opasłej. Ale dla Joan ta gwiazda była piękna, była wła- 284 śnie tym, co ona chciała widzieć. W milczeniu patrzyła dziewczyna na ten mglisty układ świateł, który księżyc zalewał srebrzystością. Cieszę się, że tu przyszłam powiedziała. Dziękuję, że pan mnie przypro- wadził. Za wspólną nie wyrażoną zgodą doszliśmy na skraj łąki do na pół wkopanego w zie- mię płaskiego głazu. Na prawo od nas stały cztery drzewa tak, jakby pełniły straż, mia- steczko rozciągało się w dole na lewo. Z tego miejsca nie widzieliśmy zarysu gwiazdy, ale za to było coś czarownego w widoku całej tej doliny małego miasteczka i tego dłu- giego srebrnego od poświaty zbocza. Uświadomiłem sobie dominujące obecność Joan Terrill nie odczuwałem tak obecności żadnej kobiety już od dawna. Ona splotła ręce na kolana i kołysała się lekko. Włosy jej były matową ciemnoczerwoną aureolą. Czuł się pan kiedy samotny? zapytała. Wiele razy. Często. 285 Ludzie są samotni rozmaicie. Tego jestem pewna. Pan był żonaty. Małżeństwo to jest lekarstwo na samotność. Zastanawiam się, czy ktoś znów tak samo jak przedtem bywa kiedykolwiek samotny, jeżeli już raz znajdzie lekarstwo na to. Małżeństwo nie jest lekarstwem na samotność. Ależ z pewnością jest. Nie. Może rozwód zmienia wszystko. Przynajmniej trochę. Nie mogę sobie wyobrazić rozwodu. Rozcięcie więzi łączącej dwoje ludzi. Tak nie powinno być. Czy pan widuje się ze swoją żoną? Ze swoją byłą żoną? Ona nie żyje. Och, nie wiedziałam. Nie poruszyłabym tego tematu. Nie szkodzi. Rozcięcie, o którym pani powiedziała, jest czymś bardzo konkret- nym, konkretniejszym czasami niż samo małżeństwo. Bo małżeństwo zawiera w sobie samotność nie nazwaną, każde małżeństwo. Zaręczam pani. Ale nie prawdziwą samotność. Owszem. Prawdziwą. 286 Potrząsnęła głową. Nie wierzę. Pan jest artystą. Może życie artysty nie jest aż tak pełne wrażeń, jak się wydaje, ale pan na pewno zna mnóstwo ludzi. Marzycielka z pani. Człowiek z pędzlem w ręce, siedzący przed płótnem, jest najsamotniejszym człowiekiem na świecie. Odtrutką na samotność jest dzielenie się z kimś swoimi doznaniami. A kto może dzielić to, co się dzieje w psychice malarza? Kto może dzielić to tropienie linii, to równoważenie kolorów, wszystko, co on usiłuje robić? Z pewnością pan prowadzi dziwne życie powiedziała. Nie dziwniejsze niż ktokolwiek inny. Ale co z panią i tym pani uczuciem samot- ności? Jest pani ponętną dziewczyną. Mężczyzni szaleliby za taką. Ma pani ciekawą pracę. Skąd w życiu pani ten niedosyt, ta samotność? Kołysała się powoli, patrząc w dolinę. Jakiś duży ptak nocny przeleciał nisko obok niej i zniknął w cieniu. Nie zwróciła na to uwagi. Może ja jestem tchórzliwa powiedziała czy może jakaś niewydarzona. Większość tych, którzy ofiarują mi swoje towarzystwo, to chamy albo pseudointelek- 287 tualiści. A więc to byłaby raczej nędzna przygoda zamiast dzielenia czegokolwiek. Po- trafiłabym stać się cząstką kogoś, to znaczy cząstką epizodu. Niedobrze to formułuję. Mnóstwo jest samotnych kobiet tylko dlatego, że my nie chcemy płacić takiej ceny za to, żeby nie odczuwać samotności. Odwróciła głowę. Oczy miała ogromne. Ja nie lituję się nad sobą powiedziała nie roztkliwiam się, gdyż to budzi we mnie pogardę. Po prostu rozważam to. Wiem. Rzeczywiście wiedziałem. Niewysłowione szukanie po omacku! Niepokój, który nie znajduje ujścia! Sięganie gdzieś po coś, czego nie ma i czego wiedziałem to świetnie przecież nie było, zanim się tam sięgnęło. Niedostateczność chwilowego towarzyszenia i pustka własnej jazni! Znałem to wszystko przecież, wszystko! Wydawało mi się, że Joan Terrill płynie gdzieś przede mną twór tej nocy, poświa- ty księżycowej, rozmowy, nastroju, który prawdopodobnie tamci dawni bogowie znali, jeszcze zanim istniało na świecie jakieś miasteczko Friedheim. Wyciągnąłem ręce po nią nieomal bezwiednie i kiedy objąłem ją, była już ciepłem, jedwabistością, cudem. Wykrzyknęła przerażona i zaczęła szamotać się słabo. I raptem uległa mi w pierwszym 288 [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||