Home
Anthony, Piers Incarnations of Immortality 04 Wielding A Red Sword
Anthony, Piers Cluster 5 Viscous Circle
Anthony, Piers But What of Earth
Piers Anthony Pamiec absolutna
James Axler Deathlands 010 Northstar Rising
Diana Palmer Her Kind of Hero
garth_nix_ _cykl_stare_królestwo_03_ _abhorsen
Augustyn_Józef_SJ_ _W
Fraser Anne Medical Duo 481 Druga śźona
154. Flynn Christine Radosne śÂ›wić™ta
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

     Ta jego czarna pała bardzo się przyda  rzekł Charlie Linklater.  Jak on się do ciebie
    odzywa, to nie jest grzeczne  dodał.
    Po czym obmyślił prosty plan, jak Tristram się ma wydostać. Wiązało się z tym niejakie
    zagrożenie karne dla niego samego, ale był to człowiek wielkiego serca. Spożycie blisko
    sześćdziesięciu kilo inkasenta przez siedem dni świadczyło też o jego uporze i wytrwałości.
    W prostej, początkowej fazie tego prostego planu wykonał pokaz wrogości do swego
    współwięznia, żeby go nie podejrzewano o wspólnictwo, gdy przyjdzie czas na drugą fazę. Od tej
    pory, kiedy tylko strażnik zajrzał przez kraty, ryczał na Tristrama:
     Nie czepiaj się mnie, chłopie. Zachowaj te świńskie słowa dla siebie. Nie jestem
    przyzwyczajony, żeby tak się do mnie odnosić.
     A ten znowu swoje, co?  przytaknął zawzięty klawisz.  Ale złamiemy go, tylko poczekaj, to
    zobaczysz. Będzie się czołgał, jak go wezmę w obroty.
    Tristram z zapadniętą szczęką, bo mu złamano uzębienie, rozdziawił usta jakby z rybią
    wściekłością. Strażnik odpowiedział mu tym samym, tylko zębato, i odszedł. Charlie Linklater skinął
    głową.
    Trwało to przez trzy dni.
    Czwartego dnia Tristram leżał niemal tak samo, jak przedtem wielebny Ambrose Bayley: bez
    ruchu, milczący, wywróciwszy oczy do nieba. Charlie Linklater potrząsnął kratami.  Zdycha.
    Chodzcie tu zaraz. Chłop odwala kitę. Jest tam który?  Strażnik pojawił się, zrzędząc. Ujrzał
    wyciągniętego Tristrama i ze zgrzytem otworzył drzwi celi.
     Dobra  rzekł w piętnaście sekund pózniej Charlie Linklater.  Pakuj się w jego mundur,
    chłopie. Fajna robota  skomentował, machając pałką, trzymaną za pętlę ze sztucznej skóry.  Właz
    prędko w jego ciuchy, jesteście podobnego wzrostu.  We dwóch rozebrali nieprzytomnego
    klawisza.  Ale ma pryszczate plechy  zauważył Charlie Linklater. Ułożył go delikatnie na pryczy
    Tristrama i przykrył jego kocem. W tym czasie Tristram, sapiąc z podniecenia, zapinał na sobie
    znoszony niebieski mundur klawisza.  Nie zapomnij o jego kluczach  rzekł Charlie Linklater  i
    żebyś nie zapomniał, chłopie, jego pałki. Ona może ci coś niecoś załatwić, jeszcze jak, prawdziwa
    ślicznota. No, to przypuszczam, że on się nie zbudzi przez jakieś pół godziny, więc nie pośpieszaj i
    zachowuj się naturalnie. Naciągnij tę czapkę mocno na oczy, chłopie. Tylko kłopot z tą brodą.
     Jestem ci wdzięczny  powiedział Tristram, a serce waliło mu jak oszalałe.  Bardzo ci
    jestem wdzięczny.
     Nie ma za co  odparł Charlie Linklater.  Teraz walnij mnie z lekka tą pałką w potylicę, żeby
    to wyglądało naturalnie. Nie potrzebujesz zamykać drzwi celi, bo i tak nikt nie będzie uciekał, ale nie
    zapomnij podzwaniać kluczami, żeby to wyglądało ładnie i naturalnie. No już. Wal.  Tristram
    stuknął nieśmiało, niczym w śniadaniowe jajko, w czaszkę jak z dębu.  Musisz się lepiej postarać 
    rzekł Charlie Linklater. Tristram zacisnął wargi i walnął go, jak należy.  Właśnie coś takiego  rzekł
    Charlie Linklater, przewracając białkami oczu. Runął na kamienną posadzkę, aż blaszane kubki
    zabrzęczały na półce.
    Wyszedłszy na korytarz, Tristram rozejrzał się bacznie na obie strony. Na odległym końcu
    galerii dwaj strażnicy gawędzili, posępnie oparci o poręcz studni, gapiąc się jak gdyby w głąb
    morza. Na tym końcu nie było nikogo; tylko cztery cele do schodów. Tristrama dręczyło to, że jest
    brodatym klawiszem. W kieszeni sztywnych, obcych spodni znalazł chusteczkę i rozczapierzoną
    dłonią przycisnął ją sobie do ryja, że niby zęby go bolą albo szczęka, czy coś w tym rodzaju.
    Postanowił nie iść za radą Linklatera: wygląda nienaturalnie, więc i zachowywać się musi
    nienaturalnie. Z pobrzękiwaniem kluczy i tupiąc butami, ruszył chwiejnie i niezdarnie w dół po
    żelaznych schodach. Na podeście minął innego strażnika, wchodzącego na górę.  Co z tobą? 
    zapytał tamten.  Burk krop feger dub  wymamrotał Tristram. Tamten skinął głową, uspokojony, i
    ruszył dalej.
    Tristram potuptał na dół.
    Wstrzymywał oddech. Wyglądało to na zbyt łatwe. Ciąg za ciągiem dudniącego żelastwa, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.