Home
Christopher Moore The Lust Lizard of Melancholy Cove (v5.0) (pdf)
Leigh Lora Twelve Quickies of Christmas 03 Heather's gift
Cole Allan & Bunch Christopher Sten Tom 6 PowrĂłt Imperatora
Christian Jacq [Ramses 03] The Battle of Kadesh (pdf)
The Call of the Wild C London Jack
Lilley R.K. Pod samym niebem
Dorothy L.Sayers NieprzyjemnośÂ›ć‡ w klubie ''Bellona''
HENRYK SIENKIEWICZ szkiceweglem
M207. Taylor Jennifer Wysoko nad ziemić…
02 Trish Wylie śąycie jak romans
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lily-lou.xlx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    - Już dobrze - powtórzył, zadowolony, że znów może trzymać ją w
    ramionach. Nie spodziewał się, że poczuje taką ulgę.
    Potrząsnęła głową.
    - Nie. Wcale nie jest dobrze. - Spojrzała mu w oczy i niemal
    natychmiast odwróciła wzrok. Jakby się zawstydziła tego, jak go powitała.
    Wyswobodziła się z jego ramion, odeszła kilka kroków i objęła się rękoma
    w geście desperacji. - Jeszcze długo nie będzie dobrze... Jestem taka
    zagubiona. Wszystko mi się poplątało i już nie wiem, co robić. Myślałam,
    że lepiej będzie, jeśli wrócę do Nowego Jorku. Planowałam odzyskać
    pracę, wynająć mieszkanie albo znalezć współlokatorkę. Chciałam poczuć
    się znowu jak w domu, ale to wszystko na nic. Nie cieszy mnie już
    chodzenie po sklepach, oglądanie wystaw, wypady do kina czy na drinka z
    koleżankami. Nie mogę sobie darować, że zachowałam się jak ostatni
    tchórz, wyjeżdżając bez pożegnania. Nie powiedziałam ci nawet, jak
    bardzo będę tęsknić za tobą, Baileyem i Reksem. - Zawiesiła głos. -
    Brakuje mi nawet kotów. Wyobrażasz sobie? - Najwyrazniej nie była tym
    zachwycona. - Nie wiem już, co mam robić. Nie jest mi dobrze ani tutaj,
    ani w Rosewood. Czasami wydaje mi się, że nie ma dla mnie miejsca na
    świecie.
    Podeszła do kanapy i wyłączywszy fonię w telewizorze, opadła
    bezwładnie na poduszki.
    149
    R S
    - Proszę cię, nie zwracaj na mnie uwagi - powiedziała, smętnie
    potrząsając głową. - Jestem trochę podłamana.
    Nie zapytała go nawet, po co przyszedł. Gdy tylko przekroczył próg,
    zaczęła obarczać go swoimi problemami.
    Każdy zdrowy na umyśle mężczyzna na jego miejscu dawno by już
    pewnie wziął nogi za pas. Joe od dłuższego czasu tkwił w jednym miejscu.
    Czyżby zamierzał uciec? Niepotrzebnie się obawiała. Zamiast wyjść,
    rozpiął marynarkę i Ukucnąwszy przed nią, wziął ją za rękę.
    - Nie bierz tego do siebie. Lever nie odtrącił cię jako osoby.
    Musiałby cię najpierw poznać, a nie zadał sobie trudu, żeby to zrobić. Po
    prostu nie chciał przyjąć do wiadomości faktu, że może mieć córkę.
    Rebeka zamrugała z niedowierzaniem. Znów udało mu się trafić w
    sedno problemu. Ktoś inny pewnie nawiązałby do nieszczęść, o których
    wspominała w swoim niedawnym wybuchu. Starałby się ją przekonać, że
    reaguje zbyt emocjonalnie, że nie powinna podejmować pochopnie decyzji
    o przeprowadzce ani tym bardziej po dwudziestu czterech godzinach
    pobytu w mieście wyciągać wniosku, że to nie miejsce dla niej.
    Joe od razu przeszedł do rzeczy. Odgadnięcie rzeczywistej
    przyczyny jej ucieczki nie sprawiło mu najmniejszego problemu. Nie było
    na tym świecie innej osoby, która tak bezbłędnie potrafiłaby odgadywać jej
    uczucia i nastroje, a dotykiem łagodziłaby najczarniejsze lęki.
    - Nic na to nie poradzę, ale nie potrafię nie brać tego do siebie.
    - Wiem, każdy poczułby się dotknięty, ale to jego strata, nie twoja.
    Spojrzała na niego zamglonymi oczyma.
    - Wróć ze mną do Rosewood - powiedział ściszonym głosem. - Jutro
    Zwięto Dziękczynienia. Nie powinnaś siedzieć tu zupełnie sama.
    150
    R S
    Poczuła się, jakby trzymał w dłoniach jej serce, i niemal skinęła
    głową.
    - Muszę skontaktować się z mamą. Nie chcę zostawiać jej samej.
    - Nie martw się. Ma już plany na jutro.
    Zmarszczyła brwi.
    - Skąd wiesz?
    - A jak ci się zdaje, jak cię znalazłem i wszedłem do budynku?
    - Zadzwoniłeś do niej?
    - Nie miałem numeru. Poszedłem do jej mieszkania.
    - Zapamiętałeś adres?
    - Chłopcy ze wsi już tak mają - uśmiechnął się, zadowolony, że na jej
    twarzy pojawiło się wreszcie coś innego niż smutek i przygnębienie. -
    Zawsze potrafią wrócić tam, gdzie już kiedyś byli. No, chodz. - Podniósł
    się, pociągając ją za sobą. Wiedziała, że będzie za nim tęsknić, jeszcze
    zanim wyjechała. On poczuł coś znacznie silniejszego niż tęsknota, kiedy
    uświadomił sobie, że jej nie ma. Zwyczajnie spanikował. Teraz chciał
    przede wszystkim się upewnić, że nic jej nie jest, i jak najszybciej zabrać ją
    do domu.
    - Ubierz się, zbierz swoje rzeczy i jedzmy stąd. Zastanowisz się, co
    dalej robić, w Rosewood. No, chyba że nie chcesz podejmować dziś
    żadnych decyzji - dodał, widząc, że się waha. Miała wystarczająco wiele [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.