Home
Donita K Paul [DragonKeeper Chronicles 03] DragonKnight (pdf)
Amber Kell [Hellbourne] Hellbourne [TEB MM] (pdf)
Ian Morson [William Falconer Mystery 05] Falconer and the Great Beast (pdf)
Denise A Agnew [Daryk World 03] Daryk Craving (pdf)
Ian Morson [William Falconer Mystery 04] A Psalm for Falconer (pdf)
Roberts Nora Komu zaufać‡
Cartland Barbara Najpić™kniejsze miśÂ‚ośÂ›ci 61 Zakochany hrabia
MdśÂ‚ośÂ›ci Jean Paul Sartre
Mill On liberty
Krzyszton‼_Barbara_ _Kapitan_Derko_ _Czlowiek_w_czarnym_kapeluszu
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katafel.pev.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    łam się, gdzie w tym wszystkim jest on. I Danek. I Mae.
    Na szczycie następnych schodów, dziesięć stóp od naszych drzwi, zatrzyma-
    łam się i przygryzłam wargę. Czułam, jak skóra na głowie cierpnie mi i ucieka do
    tyłu. Czułam w całym ciele bicie mojego serca  pod obiema pachami, w gardle,
    z tyłu kolan, w żołądku.
    Pepsi wszedł na ostatni stopień i ominął mnie, stając na podeście.
     Czy jesteśmy już blisko? Czemu się zatrzymałaś?
     Oto nasze mieszkanie, to na rogu.
    146
    Podszedł do drzwi i poczekał na mnie. Dotknęłam gałki. Była ciepła, tak jakby
    ktoś wchodząc do środka oparł na niej rękę. Pchnęłam lekko i drzwi się otworzyły,
    w połowie drogi wydając metaliczne skrzypnięcie, równie znajome jak wszystko
    dotąd. Wszystko było znajome, a jednak tak zupełnie, całkowicie nieprawdziwe.
    Trzy kroki przez hol. Był tu niebieski dywanik, który Danek przyniósł pewnej
    śnieżnej nocy jako niespodziankę. Na ścianie grafika Roberta Munforda przed-
    stawiająca lwy, na którą patrzyłam każdego dnia, bo tak bardzo ją lubiłam. To
    jedna z pierwszych rzeczy, jakie kupiłam po przeprowadzce do Nowego Jorku.
    Była tu stara, zniszczona parasolka Danka, która nigdy się dobrze nie zamykała,
    i mój zielony, podgumowany płaszcz przeciwdeszczowy  wisiały obok siebie na
    drewnianych kołkach. Na podłodze leżały jeden na drugim grube, czarne, zimowe
    kalosze mojego męża. Nie mogłam się powstrzymać, by nie dotknąć parasolki.
    Okazała się prawdziwa, należała do Danka. Byłam w domu. Na kanapie w poko-
    ju dziennym  ubrany w szary garnitur, białą koszulę i szary krawat  siedział
    Jack Chili, tym razem w normalnych wymiarach. Cały w uśmiechach.  Wita-
    my w domu, pani James.  Tutaj ten piękny, miękki jak puch głos, który po raz
    pierwszy usłyszałam, gdy dobiegał z nieba, wydawał się zupełnie nieprzyzwoity.
     Nie podoba się pani mój głos, Pani James? To może coś bardziej domowe-
    go:  To jest pieśń, Cullen .
    Zupełnie jak Danek, kiedy po raz pierwszy się kochaliśmy.
     Nie? Czy ja też nie mogę być seksy? Czy to zabronione? W porządku,
    niech pomyślę:  Och, zapal sobie tym papierosa, Cullen.  Eliot !
     Przestań! To nie twoje głosy! Możesz udawać, ale one nie należą do ciebie.
     Wszystko należy do mnie, moja droga.  Nikły uśmiech.  W porządku,
    w porządku, już kończę. Pepsi, nie masz ochoty porządnie się tutaj rozejrzeć,
    zanim zaczniemy? Pózniej możesz już nie mieć okazji. Nie chcesz zobaczyć, jak
    żyje twoja mama? Tam jest kołyska twojej siostry, to tam sypia.
     Przestań!
    Nie zwracając na mnie uwagi, nadal mówił do Pepsi:
     Spójrz na te małe baloniki na jej pościeli. Czy nie są wspaniałe? Co myślisz
    o tym szmacianym piesku? Nazywa się Odi i jest bohaterem filmów rysunkowych.
    A spójrz na to kapitalne łóżko! Kto chciałby dorosnąć, mogąc spać w takim łóżku?
    Cóż za wspaniałe miejsce na dzieciństwo! Idealny kącik dla malucha.
    Pepsi zaciskał obie dłonie na górnej poprzeczce kołyski Mae i patrzył do środ-
    ka smutnymi, pięknymi oczyma.
     Czemu nie przygotujesz swojemu synkowi jakiejś przekąski, Cullen? Zrób
    mu kanapkę z masłem orzechowym i galaretkę, to lubi najbardziej. Nie widzisz,
    że chłopiec jest głodny?
    Pepsi chodził po pokoju, chłonąc wszystko dookoła. Wziął do ręki moje zdję-
    cie z Dankiem, przejechał palcem po gazecie Eliota, uśmiechnął się do białego,
    gumowego smoka, którego Mae zostawiła na podłodze. Kiedy wyszedł do przed-
    147
    pokoju, nie poruszyłam się, by pójść za nim. Nie bałam się Jacka Chili. Cała reszta
    bolała zbyt mocno, by zostawało miejsce jeszcze i na to. Chili i ja siedzieliśmy
     każde pogrążone w swym własnym milczeniu  i nasłuchiwaliśmy kroków
    Pepsi stąpającego powoli po dalszych częściach mojego mieszkania.
     Nie zapomnij przyjrzeć się zdjęciom na ścianach sypialni. Jest tam jed-
    no wyjątkowo dobre, przedstawiające Danka, Mae i rodziców twojej mamy 
    twoich dziadków.
     Dlaczego nie zostawisz go w spokoju? Co masz teraz zamiar zrobić?
     Ja? Nic nie mam zamiaru robić, Cullen. Wszystko zależy od twojego syna.
     Co to oznacza?
     Nie martw się tym. Jak ci się podobało to, co tam zrobiłem ze snami dzieci?
    Wspaniałe, co? A co powiesz o ich szybkiej przemianie w Pepsi? Musisz przy-
    znać, że to naprawdę robiło wrażenie  śmiertelnie cię przeraziło, co? Tak samo
    jak za twojej ostatniej bytności, pamiętasz?
    Podniósł obie dłonie w pradawnym geście poddania i nagle na podłodze po-
    między nami znalezli się moi rodzice. Widzieliście kiedyś paskudny wypadek
    samochodowy, w którym zginęli ludzie? Albo te niewyobrażalne fotografie ka-
    tastrof lotniczych, masowych mordów, tego, co leży na dnie dołów w obozach
    koncentracyjnych? Cóż, tak właśnie wyglądali moi rodzice, kiedy leżeli przede
    mną na podłodze  ostatni prezent Jacka Chili. Ale było jasne, że żyją i odczu-
    wają każde okropieństwo, jakiemu poddano ich ciała.
    Wydawali jakieś dzwięki. . . próbowali się poruszać.
    Ten właśnie obraz zobaczyłam na zboczu wzgórza wiodącym do Cafe
    Deutschland, kiedy jako dziewczynka po raz pierwszy byłam na Rondui. To dla-
    tego użyłam czwartej Kości Księżyca, chcąc uratować siebie i rodziców, tak przy-
    najmniej sądziłam.
    Zamknęłam oczy.
     To nie jest prawdziwe.
     Nie, mylisz się. To jest prawdziwe.
    Za moimi plecami Pepsi wszedł do pokoju i zawołał coś, krótko i niezrozu-
    miale.
    Rozległ się ostry trzask i zapadła całkowita cisza. Kiedy otworzyłam oczy,
    ciała zniknęły. Pepsi podszedł i położył mi ręce na ramionach. Pochyliłam głowę,
    by dotknąć jednej z nich policzkiem.
     Dziękuję ci.
     Ty mały dupku! Dobrze, dobrze, zaczynajmy. Rzecz jasna, ty masz Kości,
    Pepsi, bo inaczej nie mógłbyś tego dokonać. Pokaż mi je. I tak muszę je zobaczyć.
    Pepsi usiadł po drugiej stronie kanapy, na miejscu Danka, i zsunął sobie plecak
    na kolana. Sięgając do środka, wyjął Kości po kolei, powoli układając jedną po
    drugiej na poduszce, która przy nim leżała. Kiedy skończył, było ich pięć. Pięć?
    148
    Nie mogłam w to uwierzyć. Piąta? Skąd się tu wzięła? Gdzie Pepsi zdobył ostatnią
    Kość Księżyca? Patrzyłam to na pięć Kości, to na Pepsi, to na Jacka Chili.
     Zdziwiona, Mamo Cullen? Powinnaś być zdziwiona, kochanie. Twój mały
    cię naciągnął.
     Mamo, nie słuchaj go. Nie mogłem ci powiedzieć, nie było mi wolno. Zna-
    lazłem ją tego dnia, gdy byliśmy przy Gorących Butach. Pamiętasz, jak wspiąłem
    się na spodnie?
    Mogłam tylko przytaknąć, potem niemal się roześmiałam. Co to w końcu za
    różnica. Nic już nie mogło mnie zdziwić. Ani piąta Kość Księżyca, ani ciała moich
    rodziców wijące się na podłodze, ani Jack Chili rozparty wygodnie na kanapie
    w moim pokoju dziennym.
    Wstałam i przesiadłam się na ulubiony fotel Eliota  ten, który kupiłam
    w sklepie Armii Zbawienia i zamówiłam mu nowe obicia z ładnym deseniem.
    Z prostej ciekawości spojrzałam na poręcz, żeby sprawdzić, czy jest tam plama
    po jego czekoladowych lodach. Była. To mnie jakoś dziwnie ucieszyło i zakryłam
    ją dłonią, tak jakby plama należała tylko do mnie.
     Wiesz, co teraz nastąpi, Pepsi?
     Nie.
    Chili westchnął.
     Tego się nie spodziewałem. Dobrze, dam wam lekcję historii Rondui. Słu-
    chajcie bardzo uważnie. Nikt oprócz mnie nie zna tych spraw, bo to ja znalazłem
    pozostałe pięć Kości.
     Ty? Jakie pozostałe pięć Kości? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.