Home
Miloš Jesenský & Robert Leśniakiewicz Tajemnica księżycowej jaskini
4 Robert A. Haasler Życie seksualne księży
Howard Robert E. Conan i Skarb Tranicosa
Armageddon_ The Musical Robert Rankin
Heinlein, Robert A Between Planets
Computer Viruses The Technology and Evolution of an Artificial Life Form
El Templario 1
Anthony, Piers But What of Earth
John Ringo Council War 04 East of the Sun, West of the Moon v5.0
Krzyszton‼_Barbara_ _Kapitan_Derko_ _Czlowiek_w_czarnym_kapeluszu
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    związków uczuciowych nie było jedynie nawykiem; było kwestią przetrwania. Tylko samobójca
    mógłby wiązać się z każdą kobietą, która go pociągała.
    Jeżeli wszystko dobrze pójdzie, za kilka dni stąd wyjedzie.
    Zobaczył przez okno Charity, zmierzającą tym swoim pewnym, zdecydowanym krokiem do
    furgonetki. W ręku miała kluczyki. Za nią szli nowożeńcy, trzymali się za ręce, chociaż każde z
    nich niosło walizkę.
    Domyślił się, że Charity odwiezie ich na przystań. To dawało mu godzinę na przeszukanie
    jej mieszkania.
    Potrafił dokładnie, centymetr po centymetrze, przetrząsnąć pokój, nie zostawiając śladów.
    Zaczął od najbardziej oczywistego schowka - od biurka w małym saloniku. W domowym zaciszu
    ludzie bardzo często zachowywali się niefrasobliwie. Wyćwiczone oko bez trudu odnajdowało
    beztrosko pozostawione strzępy papieru z nagryzmolonymi notatkami czy podejrzane nazwiska w
    notesie z adresami.
    Miał przed sobą stare, mahoniowe biurko z kilkoma rysami i okrągłymi śladami po
    szklance. Dwa mosiężne uchwyty były obluzowane. W całym pokoju panował idealny porządek.
    Papiery osobiste - polisy ubezpieczeniowe, rachunki i korespondencja - zostały umieszczone po
    lewej stronie, a dokumenty ośrodka zajmowały trzy szuflady po prawej stronie biurka.
    Wystarczył jeden rzut oka, by zorientować się, że całkiem przyzwoity dochód zajazdu
    inwestowany był w lwiej części w rozwój firmy. Nowa pościel, wyposażenie łazienek,
    modernizacja. Piec, którego Mae tak zazdrośnie strzegła, został zainstalowany dopiero pół roku
    temu.
    Charity wyznaczyła sobie zadziwiająco skromne wynagrodzenie. Mimo dokładnego
    sprawdzania Roman nie znalazł żadnych dowodów na to, że korzysta z finansów zajazdu, by
    regulować własne wydatki.
    Kryształowo uczciwa. Przynajmniej z pozoru.
    Na blacie biurka umieszczono misę z potpourri, podobnie zresztą jak we wszystkich
    pokojach hotelowych. Obok zauważył oprawione w ramkę zdjęcie Charity stojącej w towarzystwie
    niedużego siwowłosego mężczyzny na tle młyńskiego koła.
    Roman domyślił się, że to jej dziadek, ale to nie postać starszego pana przykuła teraz jego
    uwagę. Wpatrywał się w twarz Charity. Miała włosy związane w koński ogon i workowaty,
    poplamiony na kolanach kombinezon. Pewnie pracowała w ogrodzie. Trzymała całe naręcze letnich
    kwiatów. Jej twarz wyrażała beztroskę, ale wolną ręką troskliwie podtrzymywała staruszka.
    O czym wtedy myślała i co zrobiła potem? Rozzłościł się na siebie i odwrócił wzrok od
    fotografii. Zauważył notatki skreślone na kartce ręką Charity:  Oddać próbki tapet. Nowe zameczki
    do komody. Wezwać stroiciela pianina. Zrobić naprawy w mieszkaniu .
    Roman nie znalazł niczego, co w jakikolwiek sposób wiązałoby się ze sprawą, która
    sprowadziła go do zajazdu. Zostawił biurko w spokoju i metodycznie przeszukał resztę saloniku.
    Potem wszedł do przyległej sypialni. Aóżko ze wspartym na czterech słupkach baldachimem
    było zasłane białą koronkową narzutą i zarzucone pikowanymi poduszkami. Obok stał piękny, stary
    fotel na biegunach, którego gładkie, wypolerowane poręcze lśniły. W fotelu siedział wielki,
    fioletowy miś w żółtych szelkach.
    Baldachim nadawał łóżku romantyczny charakter. Charity zostawiła otwarte okno i
    wpadający przez nie powiew lekko poruszał delikatnymi zasłonami. To był typowo kobiecy pokój,
    a jednak te koronki, poduszeczki, delikatne aromaty i pastelowe barwy zdawały się wabić
    mężczyznę, budzić w nim pragnienia, skłaniać do marzeń. Roman zapragnął spędzić tu choć jedną
    noc. Zanurzyć się w tej delikatności i zaznać ukojenia.
    Wygładził zmarszczkę na dywaniku ręcznej roboty i pełen niesmaku do samego siebie
    zajrzał do toaletki Charity.
    Znalazł kilka sztuk biżuterii, niewątpliwie odziedziczonej. Z irytacją pomyślał, że powinny
    leżeć w sejfie. Zobaczył też flakonik perfum. Z góry wiedział, jak będą pachniały. Znał przecież
    zapach skóry Charity. Już wyciągnął rękę po buteleczkę, kiedy uświadomił sobie, co robi. Perfumy
    nie należały do sfery jego zainteresowań. Miał szukać dowodów.
    Nagle wzrok Romana przyciągnął pakiet listów. Od kochanka? Niespodziewanie poczuł
    ukłucie zazdrości. Zmieszne!
    Doszedł do wniosku, ze to ten pokój doprowadza go do szału, i ostrożnie rozwiązał cienką
    jedwabną wstążeczkę, którą były przewiązane listy. Z widniejącej na liście daty wywnioskował, że
    korespondencja pochodziła z okresu, gdy Charity chodziła do college'u w Seattle. Wszystkie listy
    pisane były przez dziadka i świadczyły o jego ogromnej miłości i sporej dozie poczucia humoru.
    Zawierały dowcipne opisy drobnych wydarzeń, z życia codziennego zajazdu.
    Ubrania Charity były całkiem zwyczajne, jeśli nie liczyć kilku wiszących w szafie sukienek.
    Znalazł solidne buty, poplamione trawą trampki, dwie pary eleganckich pantofli na obcasach i
    śmieszne puchate kapcie w kształcie słoni. Obuwie, podobnie jak wszystko w pokoju, było
    porządnie, metodycznie ustawione. Nawet na szafie Roman nie znalazł śladu kurzu.
    Nocny stolik. Budzik, słoiczek kremu do rąk, dwie książki. Tomik poezji i kryminał. W
    .szufladce natrafił na zapas czekolady i przenośny odtwarzacz stereo z płytą Szopena, W całym
    pokoju rozstawione były w różnym stopniu wypalone świece. Na jednej ze ścian wisiał obraz
    przedstawiający wzburzone morze, utrzymany w głębokich granatach i szarościach. Na innej
    kolekcja zdjęć wykonanych przeważnie w zajezdzie. Wiele przedstawiało dziadka Charity. Roman
    zajrzał za jedno z nich. Znalazł tylko prostokąt ciemniejszej farby. Nic więcej.
    Pokoje były czyste. Roman stał na środku sypialni, wdychał zapach wosku ze świec,
    potpourri i perfum. Nawet gdyby Charity przewidywała rewizję, nie mogłaby staranniej wysprzątać
    mieszkania. Po godzinnych poszukiwaniach Roman dowiedział się tylko, ze była osobą doskonale
    zorganizowaną, lubiła wygodne ubrania i muzykę Szopena, miała słabość do czekolady i krymi-
    nałów.
    Dlaczego był tym tak zafascynowany?
    Skrzywił się, schował ręce do kieszeni i starał się zdobyć na obiektywizm, z czym
    dotychczas nie miał najmniejszych problemów. Inne dowody wskazywały na udział Charity w
    pewnym podejrzanym procederze. Natomiast poczynione przez Romana w ciągu ostatnich
    dwudziestu czterech godzin obserwacje świadczyły, że była osobą szczerą, uczciwą i ciężko
    pracującą.
    I w co tu wierzyć?
    Otworzył drzwi w przeciwległej ścianie i wyjrzał na mały ganeczek, z którego
    zewnętrznymi schodami można było zejść nad staw. Miał ochotę wyjść na świeże powietrze i
    odetchnąć pełną piersią, ale wrócił, skąd przyszedł.
    Zapach sypialni Charity prześladował go jeszcze przez wiele długich godzin.
    ROZDZIAA 3
    Mówiłam ci, że ta dziewczyna to nic dobrego.
    - Wiem, Mae.
    - Mówiłam, że popełniasz błąd, przyjmując ją do pracy.
    - Tak, Mae. - Charity powstrzymała westchnienie.
    - Jeśli będziesz nadal przyjmowała wszystkie przybłędy, to wreszcie się doigrasz.
    - To też już mówiłaś. - Charity z trudem oparła się pokusie podniesienia głosu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.