Home McMahon Barbara Romans z szejkiem 07 Spotkanie na pustyni 01. Bretton Barbara Blaski i cienie Hollywood Tylko ty Dunlop Barbara GorÄ cy Romans 959 Gra pozorĂłw Cartland Barbara NajpiÄkniejsze miĹoĹci 61 Zakochany hrabia Burroughs, Edgar Rice Pelluc 1923 One of Ours by Willa Cather Feehan Christine Karpaty 03 Dark Gold Studia humanistyczne nr 8 Maxwell Cathy Zamek BUSHNEL cadance Sex w wielkim mieśÂcie |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] mi się, że pieniądze nie stanowią dla niego większego problemu. Dopiero kilka dni temu dowiedziałam się, że jest poważnie zadłużony& Prawdopodobnie sam by się do tego nie przyznał, ale zupełnie przypadkowo natknęłam się na Królikarza & Stefan wyjechał znowu do Warszawy i nie wrócił we wtorek, jak obiecywał. W środę dzwoniłam do niego do pracy i nie zastałam go. W domu telefon również nie odpowiadał. Wieczorem pojechałam na Olszę. Nikt nie otwierał drzwi. Na klatce schodowej spotkałam jakiegoś mężczyznę, na którego zwróciłam uwagę, ponieważ obrzucił mnie bardzo nieprzyjaznym i badawczym spojrzeniem. Stał wpatrzony w okno piątego piętra. Był odwrócony plecami do schodów. Kiedy koło niego przechodziłam, obejrzał się. Miał czerwoną chropowatą twarz, podpuchnięte oczy, spod czarnego kapelusza wystawały siwe zmierzwione włosy. Był dosyć wysoki, barczysty, ubrany w stary, złachany, czarny płaszcz. Zrobiło mi się nieprzyjemnie. Stefan mieszka właśnie na piątym piętrze. Gdy znalazłam się już w korytarzu, wydało mi się, że ten mężczyzna idzie za mną. Zanim nacisnęłam dzwonek, obejrzałam się. Nikogo za mną nie było. Usłyszałam tylko ciężkie niedbałe kroki. Schodził na dół. Stefana nie było w domu. Pociąg z Warszawy przychodzi o dwudziestej z minutami. Postanowiłam zaczekać w pobliskiej kawiarence. Już po dziewiątej znowu wróciłam pod drzwi Stefana. Ale nadal go nie było w mieszkaniu. Kiedy zjeżdżałam windą, ktoś zatrzymał ją na drugim piętrze. To był ten sam mężczyzna. Zrobiło mi się jakoś nieprzyjemnie. Poczułam od niego lekki zapach alkoholu. Przyznam się, że na parterze wysiadłam w popłochu i nie oglądając się za siebie, wybiegłam z tego domu. Najbliższy przystanek autobusowy jest przy ulicy Lublańskiej. To właściwie jest szosa, nie ulica. Wie pan, można nią dojechać do Nowej Huty. Koło jedynej zapalonej latarni stało kilku oczekujących pasażerów. Obejrzałam się i stwierdziłam, że idzie za mną. Na szczęście nadjechał właśnie autobus. Był tak zatłoczony, że w pierwszej chwili wydawało mi się, iż zgubiłam gdzieś tego dziwnego człowieka. A potem przestałam o nim myśleć. Wysiadłam koło Dworca Głównego. Ciotka Stefana od kilku miesięcy jest w sanatorium w Zakopanem. Stefan ma klucze od jej mieszkania. Zagląda tam czasem i zgodnie z jej życzeniem otwiera okna. Ciotce Albertynie zależało na tym, aby sąsiedzi uważali, że ktoś się opiekuje jej mieszkaniem, że nie zostało na łasce boskiej. Wtedy, w środę wieczorem, postanowiłam sprawdzić, czy Stefan nie wstąpił tam zaraz po przyjezdzie. Kiedy szłam pustymi ulicami, zdawało mi się, że znów ktoś za mną idzie. Siłą powstrzymywałam się, żeby się nie obejrzeć. Ale pod oświetloną bramą domu, w którym mieszka ciotka Albertyna, odwróciłam się& To był znowu on& Patrzył na mnie bezczelnie. Powiedziałam coś idiotycznego& że zawołam milicję czy coś w tym rodzaju& Z jakiego powodu miałaby pani wzywać milicję? zdziwił się. Przecież to pani pierwsza odezwała się do mnie. Ja pani nie zaczepiłem . Chciałam już odejść, ale wtedy on mnie zatrzymał i dodał: Niech pani powtórzy temu swojemu Komylskiemu, że zaczekam jeszcze tylko do soboty. Jeszcze trzy dni& Zapytałam go wówczas, czego chce od Stefana. Ja? To raczej on czegoś chce ode mnie. Jutro wyjeżdżam, ale w sobotę będę z powrotem w Krakowie. I to będzie dla Komylskiego ostatni termin . Zrobił ruch ręką, jakby chciał uchylić kapelusza, ale w połowie tego gestu zrezygnował, skrzywił się tylko w jakimś ironicznym uśmiechu i powiedział: Jest pani bardzo nerwowa & Potem odwrócił się i odszedł. Wpadłam do bramy i przeskakując po dwa stopnie, wbiegłam na pierwsze piętro. Dzwoniłam do mieszkania pani Albertyny jak na alarm. Bardzo długo nikt nie otwierał i już myślałam, że go tam nie ma, ale nagle drzwi się uchyliły i w progu stanął Stefan! Pomyślałam, że ukrywa się przed tamtym mężczyzną. Oczywiście wyśmiał mnie. W ogóle usiłował zlekceważyć całą sprawę. Powiedział, że ciotka Albertyna prosiła go o przysłanie jakichś ciepłych rzeczy. Przed wyjazdem do Warszawy nie zdążył tego załatwić i dlatego prosto z dworca przyszedł tutaj, żeby przygotować dla niej paczkę& W ogóle mówił, mówił, mówił, a ja wiedziałam, że kłamie. Stanęłam w oknie i powiedziałam, że ten człowiek stoi po drugiej stronie ulicy& Zaczął krzyczeć: Zasłoń okno! Zasłoń okno!!! Potem zadzwonił telefon, ale Stefan nie chciał podnieść słuchawki. Zrobiłam to ja. Telefonowała jakaś znajoma ciotki. Dostała właśnie od niej list, z którego wynikało, że ciotka w tych dniach wraca do domu. Po odłożeniu słuchawki zaczęłam zamęczać Stefana pytaniami. Zachowywałam się jak śledczy podczas przesłuchania& Irena w popłochu spojrzała na kapitana Derkę. Och, przepraszam& Uśmiechnął się lekko. Nic nie szkodzi. Co w rezultacie powiedział pan Komylski? Był winien temu człowiekowi bardzo dużo pieniędzy& Ile? Sześćdziesiąt tysięcy& Nie mogłam w ogóle zrozumieć, jak to jest możliwe& Na co była mu potrzebna taka suma? Okazało się, że od dwóch lat zaciągał u niego pożyczki na wysoki procent i uzbierało się aż tyle& Ten oberwaniec był po prostu lichwiarzem& Nie wiedziałam, że u nas są jeszcze tacy. Stefan grał na wyścigach. Twierdził, że chciał zdobyć pieniądze na spłacenie długu, który początkowo nie był wielki. Oczywiście przegrywał, więc pożyczył znowu. I tak w kółko. Bargieł zaczął go naciskać, żądał zwrotu pieniędzy. To było cztery miesiące temu. Stefan był mu już winien czterdzieści tysięcy. Mimo to Bargieł zgodził się pożyczyć mu jeszcze dwadzieścia, ale pod zastaw& Stefan zrobił straszną rzecz& Ciotka [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||