Home James P. Hogan Giants 2 The Gentle Giants of Ganymede James Clavell Asian Saga 03 King Rat James Patterson Alex Cross 05 Pop Goes the Weasel James Alan Gardner [League Of Peoples 03] Vigilant James Axler Deathlands 044 Crucible of Time Graham Masterton Krew Manitou Cykl Diablo (2) Czarna droga Mel Odom Coughlin William Kara śÂmierci Borowski_Tadeusz_Wybor_opowiadan ambergris |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] sobie zwycięstwo? - Pani - uroczyście odrzekł zwiadowca - od trzydziestu lat przysłuchuję się głosom puszczy jak każdy, czyje życie zależy od sprawności jego słuchu. Nie zwiedzie mnie żadna płaczliwa skarga pantery, pogwizdywanie drozda czy jakieś wymysły diabelskich Mingów. Słyszałem już lasy jęczące jak człowiek rażony nieszczęściem. Często przysłuchiwałem się wiatrowi wygrywającemu melodie w splątanych gałęziach drzew. Słyszałem też pioruny trzaskające w powietrzu na podobieństwo gorejącego stosu, które sypały wkoło iskrami i ogniem, ale zawsze myślałem, że słyszę głos Tego, kto igra tworem własnych rąk. Jednakże ani Mohika-nie, ani ja - człowiek biały, bez kropli obcej krwi w żyłach - nie możemy wyjaśnić pochodzenia głosu, który przed chwilą usłyszeliśmy. - Bardzo dziwne - rzekł Heyward biorąc swe pistolety z miejsca, gdzie je położył, gdy wchodził do pieczary. - Obojętnie, czy jest to znak zapowiadający pokój, czy wojnę, musimy się z nimi liczyć. Przyjacielu, idź naprzód, pójdę za tobą. Po wyjściu z kryjówki wszyscy natychmiast poczuli się raźniej. Po dusznej atmosferze pieczary z ulgą odetchnęli chłodnym, orzeźwiającym powietrzem unoszącym się nad wodospadem. Księżyc już wzeszędł i jego światło błyszczało tu i tam na powierzchni wody, powyżej miejsca, w którym stali nasi bohaterowie, ale sam skalny cypel wciąż jeszcze tonął w mroku. Z wyjątkiem łoskotu spadającej wody i porywistych podmuchów wiatru nad ich głowami cały krajobraz tchnął takim spokojem, jaki roztacza noc w bezludnej okolicy. - Nie można nic dostrzec prócz mroku i spokoju cudnej nocy - szepnął Duncan. - Koro, kiedy indziej zachwycalibyśmy się taką nocą i tą zapierającą oddech w piersi samotnością. Wyobraź sobie, pani, że jesteś bezpieczna, a wówczas to, co teraz zwiększa twój lęk, będzie źródłem radości... - Posłuchaj - przerwała Alicja. Ostrzeżenie nie było potrzebne. Ten sam głos rozległ się ponownie, jakby z koryta rzeki, i wyrwawszy się poza ciasne granice jaru rozbrzmiał po lesie dalekim, zamierającym echem. - Czy ktoś z nas może określić, co to za krzyk? - zapytał Sokole Oko, gdy już ostatnie echo zamarło w puszczy. - Jeśli tak, niech powie, ale ja myślę, że ten głos nie ma w sobie nic ziemskiego. - Jest tu ktoś, kto wyprowadzi pana z błędu - powiedział Duncan. - Znam ten krzyk doskonale, nieraz bowiem słyszałem go na polu bitwy i w sytuacjach często spotykanych w życiu żołnierskim. Jest to kwik konia w chwili śmiertelnego lęku, najczęściej wywołany bólem, choć czasem - niezwykłym przestrachem. Mego konia albo zaatakowały dzikie zwierzęta, albo przeczuwa niebezpieczeństwo, przed którym nie może się obronić. 60 61 Mogłem nie poznać tego głosu, gdy byłem w pieczarze, ale na otwartej przestrzeni zbyt dobrze go znam, by się mylić. Zwiadowca i Indianie słuchali tego prostego wyjaśnienia z zainteresowaniem ludzi chłonących nowe poglądy, które uwalniają ich od starych, przykrych wierzeń. Dwaj Mohikanie, gdy tylko pojęli sens słów majora, wydali swój zwykły i pełen wyrazu okrzyk ,,hugh!", zwiadowca zaś po paru minutach namysłu powiedział: - Nie zaprzeczam pańskim słowom, ponieważ mało znam się na koniach, choć urodziłem się w kraju, w którym jest ich dużo. Wilki muszą krążyć po brzegu nad ich głowami i przerażone stworzenia wzywają pomocy człowieka najlepiej, jak umieją. Unkasie - powiedział w języku Delawarów - zjedź czółnem i ciśnij palącą się głownię w środek stada, bo strach gotów zdziałać to, co nie uda się wilkom, i rano pozostaniemy bez koni. Młody Indianin zszedł już nad wodę, by wykonać rozkaz, gdy przeciągłe wycie odezwało się nad brzegiem rzeki i szybko oddaliło się w gąszcz puszczy, tak jakby dzikie zwierzęta przestraszyły się czegoś i uciekły porzucając swój łup. Unkas, wiedziony instynktem, szybko powrócił na skałę i trzej mieszkańcy puszczy raz jeszcze naradzili się cicho i z powagą. - Byliśmy jak myśliwi, którzy stracili z oczu gwiazdę przewodnią i dla których słońce zgasło na parę dni - odezwał się wreszcie Sokole Oko odwracając się od swych czerwonoskórych towarzyszy - ale teraz znów zaczynamy dostrzegać znaki na naszej drodze, a nasze ścieżki zostały oczyszczone z cierni. Siądźcie w cieniu, jaki w świetle księżyca rzuca ten buk - jest on gęstszy od cienia sosny - i zaczekamy na to, co Stwórca zechce nam niebawem zesłać. Zwiadowca nadal zachowywał powagę, ale nie zdradzał najmniejszego lęku. Jego chwilowa niepewność najwyraźniej znikła, gdy pojął tajemnicę, której mimo swego doświadczenia nie mógł zgłębić. I chociaż jasno zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, gotów był mu stawić czoło z energią właściwą jego śmiałej naturze. To samo uczucie zdawali się podzielać obaj Mohikanie, którzy siedli teraz tak, by dobrze widzieć brzegi rzeki, a jednocześnie, by ich stamtąd nie dostrzeżono. W tych warunkach najzwyklejsza przezorność kazała Heywardowi i jego towarzyszom pójść za przykładem tych doświadczonych ludzi. Młodzieniec przyniósł więc z pieczary naręcze gałązek sassafrasu, wymościł nimi głęboką rozpadlinę dzielącą obie pieczary i umieścił w niej siostry. Skały osłaniały je teraz przed kulami, a zapewnienie Heywarda, iż żadne niebezpieczeństwo' nie zdoła ich zaskoczyć, dodało im odwagi. Major znalazł sobie miejsce tuż obok, tak że mógł z nimi rozmawiać bez niebezpiecznego podnoszenia głosu, Dawid zaś, naśladując [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||