Home
Anne McCaffrey Cykl Planeta DinozaurĂłw (1) Planeta DinozaurĂłw
Forester Cecil Scott Powieści Hornblowerowskie 06 (cykl) Szczęśliwy Powrót
Cykl Pan Samochodzik (37) Wilhelm Gustloff Sebastian Miernicki
garth_nix_ _cykl_stare_krĂłlestwo_03_ _abhorsen
LA Banks Huntress 10 The Darkness
John Norman Gor 17 Savages of Gor
McCollum_Michael_ _Wiecej_niz_nieskonczonosc
Dana Marie Bell The Gray Court 01 Dare To Believe
Kleypas Lisa Bow Street 3 Worth Any Price
Debra Webb ZakśÂ‚adnicy
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katafel.pev.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    cię wczoraj. Pomyślałem, że tu cię znajdę.
    Darrick, wstydząc się pokrytego siniakami ciała, próbował udawać wściekłego i zmusić Mata do
    odejścia. Nie było to jednak zbyt przekonujące, ponieważ musiał być cicho. Zachowywanie się tak
    głośno, żeby zwrócić uwagę ojca — i uświadomić mu, że ktoś jeszcze wie o karze — nie wchodziło
    w grę. Po tym jak Mat rozłożył jabłka i ser, dodając zwiędły kwiat, aby zmienić wszystko w ucztę,
    a może żart, Darrick nie potrafił już udawać, i nawet wstyd nie mógł zahamować jego głodu.
    Darrick był przekonany, że gdyby ojciec kiedykolwiek dowiedział się o odwiedzinach Mata w ta-
    kich chwilach, nigdy już nie zobaczyłby swojego przyjaciela.
    Darrick otworzył oczy i wpatrzył się w gładki sufit. Teraz też już nigdy go nie zobaczy. Darrick
    szukał zimnego otępienia, w którym chronił się, gdy wszystko go przytłaczało. Wkładał je jak zbroję,
    której każda część idealnie pasowała do pozostałych. Nie pozostało w nim ani trochę słabości.
    Znów zabrzmiały gwizdek.
    Drzwi do kajuty oficerów otworzyły się bez ostrzeżenia.
    201
    Darrick nie podniósł wzroku. Ktokolwiek to był, mógł odejść i zrobi to, jeśli wie, co dla niego
    dobre.
    — Panie Lang — zabrzmiał silny, rozkazujący głos. Odruchy pokonały nawet ból straty i wznie-
    sione mury. Darrick szybko obrócił się w hamaku, zgrabnie się z niego wysunął i wylądował pewnie
    na nogach, choć statek właśnie w tej chwili opadł na fali.
    — Tak, panie kapitanie — odpowiedział szybko.
    W wejściu stał kapitan Tollifer. Był to wysoki, mocno zbudowany mężczyzna pod pięćdziesiątkę,
    o siwiejących wąsach nad boleśnie gładko wygoloną twarzą. Kapitan splótł włosy w regulaminowy
    warkoczyk i nosił najlepszy mundur marynarki Zachodniej Marchii, zielony ze złotymi lamówkami.
    W ręku miał trójgraniasty kapelusz, a jego buty świeciły jak świeżo wypolerowany heban.
    — Panie Lang — powiedział kapitan — czy miał pan ostatnio okazję sprawdzić swój słuch?
    — Minęło już trochę czasu — odpowiedział Darrick, stojąc sztywno na baczność.
    — W takim razie, kiedy pojutrze dotrzemy do portu w Zachodniej Marchii, jeśli Światłość po-
    zwoli, radzę udać się do lekarza zajmującego się takimi sprawami i sprawdzić to.
    — Oczywiście, panie kapitanie — powiedział Darrick. — Zrobię tak, panie kapitanie.
    — Wspominam o tym, panie Lang — stwierdził kapitan Tollifer — ponieważ wyraźnie słysza-
    łem, jak gwizdek wzywa wszystkich na pokład.
    202
    — Tak, panie kapitanie. Ja również.
    Tollifer uniósł pytająco brew.
    — Myślałem, że może zostanę z niego zwolniony, panie kapitanie — powiedział Darrick.
    — To pogrzeb jednego z ludzi pod moją komendą — odrzekł Tollifer. — Człowieka, który zginął
    bohaterską śmiercią wypełniając swoje obowiązki. Nikt nie jest z tego zwolniony.
    — Proszę o wybaczenie, panie kapitanie — powiedział Darrick — ale myślałem, że mogę zostać
    zwolniony, ponieważ Mat Hu-Ring był moim przyjacielem. — To przeze mnie zginął.
    — Miejsce przyjaciela jest u boku przyjaciela.
    Darrick starał się mówić chłodno i bez emocji, ciesząc się, że tak właśnie się czuje.
    — Już nic dla niego nie mogę zrobić. Tamto ciało to nie Mat Hu-Ring.
    — Może pan stanąć tam w jego imieniu, panie Lang — odpowiedział kapitan — przed jego
    towarzyszami i przyjaciółmi. Myślę, że pan Hu-Ring oczekiwałby tego od pana. Tak samo, jak
    oczekiwałby ode mnie, że z panem porozmawiam.
    — Tak, panie kapitanie.
    — W takim razie oczekuję, że odpowiednio się pan przygotuje — stwierdził kapitan Tollifer —
    i będzie gotów we względnie krótkim czasie.
    203
    — Tak, panie kapitanie. — Nawet z całym szacunkiem dla kapitana i strachem, jaki przed nim
    czuł, Darrick z trudem powstrzymywał sprzeciw. Jego smutek należał do niego, nie był własnością
    marynarki Zachodniej Marchii.
    Kapitan odwrócił się do wyjścia, po czym zatrzymał w drzwiach i odezwał poważnie.
    — Ja też traciłem przyjaciół, panie Lang. To nigdy nie jest łatwe. Celebrujemy pogrzeby, by
    móc w odpowiedni sposób żegnać zmarłych. Nie chodzi o to, by zapomnieć, ale by przypomnieć
    nam, że śmierć stanowi pewne zamknięcie, i zapewnić im wieczne miejsce w naszych sercach. Na [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.