Home Elizabeth Bevarly Mccormick 03 Georgia Meets Her Groom 163. Bevarly Elizabeth ĹwiÄ teczne Ĺźyczenia 135 Power Elizabeth PamiÄtny rejs 396. Bevarly Elizabeth Panna mĹoda dla gangstera Haza az unnepekre Jeaniene Frost 4 Dead to the World Jack London Tales of the Klondike Holly Lisle Fire In The Mist Montgomery Ink 2 Tempting Boundaries Carrie Ann Ryan 139. Darcy Emma PuśÂapka na milonera |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] grzecznie. - O tak, bardzo. - Obie jesteśmy bardzo przejęte - dodała Lucy. - Przyznam, że i ja trochę się martwię pierwszym balem Araminty - powiedziała Filida z uśmiechem. - Jestem pewna, że wszystko pójdzie świetnie, ale jakoś nie mogę się oprzeć myśli o jakiejś katastrofie... Nie wiem, rozbita porcelana czy nietrzezwi muzykanci! Panna Telford wyglądała na zszokowaną. - Ależ jestem pewna, że pani Osborne nigdy by do tego nie dopuściła! - Można na niej polegać - dodała Lucy z przekonaniem. Spojrzała w górę i, zaskoczona, przyłożyła rękę do piersi. - Och, lordzie Hereward, jakże mnie pan przestraszył! Filida odwróciła się i obdarzyła Herewarda chłodnym, jak miała nadzieję, uśmiechem, choć, ku swemu niezadowoleniu, musiała przyznać, że jej serce bije równie szybko, jak serduszko panny Lucy. Panna Telford rzuciła omdlewające spojrzenie w stronę Herewarda i westchnęła. - Ja jestem taka nieśmiała, milordzie! Właśnie mówiłyśmy o tym, że zupełnie nie wiemy, jak damy sobie radę na balu. Przecież będzie około trzystu osób i z pewnością połowy z nich nie znam! Liczymy na pana pomoc, milordzie. To taka niezręczna sytuacja, gdy zna się tak niewielu panów. - Ostatnie zdanie brzmiało niemal jak zaproszenie, zarówno Margaret, jak i Lucy miały bowiem nadzieję zatańczyć z lordem Herewardem. Cóż to byłby za triumf! I jaki wspaniały prztyczek dla tej rudej łasicy, Araminty Stukeley - wieść o przejażdżce w parku została im przekazana już co najmniej trzy razy przez zatroskane przyjaciółki. - Jestem pewien, że droga matka pań przedstawi paniom wielu interesujących i odpowiednich kawalerów - odpowiedział zimno lord Hereward, unosząc lorgnon i z widocznym brakiem entuzjazmu przyglądając się najpierw Margaret, a potem Lucy. - Czy pani pozwoli, pani Gainford, bym zaprowadził panią na herbatę? - Ujął Filidę pod łokieć i zmusił do wstania. Filida, zawstydzona i w pąsach, nie mogła uwolnić się od jego ręki, nie zwracając na siebie uwagi wszystkich. Dygnęła pannom i powiedziała coś grzecznego, starając się nie widzieć łez poniżenia w oczach Lucy. - Głupie stworzenia! - Hereward zaprowadził Filidę w kąt pokoju, wskazał jej miejsce, usiadł obok, poczym skinął na przechodzącego lokaja. Chociaż puścił już jej ramię, wciąż jeszcze czuła na sobie dotyk tych smukłych palców. Kiedy przyniesiono herbatę, Filida spróbowała skierować myśl na inny tor. - Był pan nieznośny, milordzie - oświadczyła. Hereward uniósł brwi. - Przecież to głupiutkie gąski! Jakie to ma znaczenie? - Może i nie są zbyt mądre, ale są bardzo młode i nie zasługują na takie traktowanie. Hereward zaśmiał się krótko i z niedowierzaniem. - Na Boga, pani mnie chyba krytykuje, pani Gainford. - Ależ oczywiście. Jest pan w końcu gościem w ich domu. - Uważa pani pewnie, że powinienem tracić czas na rozmowy z tymi panienkami! - Nic by to panu nie zaszkodziło - odrzekła Filida spokojnie. Hereward obrócił krzesło i usiadł naprzeciwko niej. - Nikt, pani Gainford, ale to nikt, nie odważył się mówić do mnie w taki sposób. - Jego głos brzmiał zimno, ale oczy były gorące i gniewne. - To jasne jak słońce, milordzie - odpaliła Filida, czując, że i w niej budzi się gniew. - Wydaje mi się, że był pan rozpuszczany od kołyski. Hereward pochylił się w przód; jego oczy płonęły. - Nigdy nie przypuszczałem, że dożyję dnia, kiedy będę się litował nad Ambrożym Gainfordem, że trafiła mu się za żonę taka kaznodziejka. Fakt, że kto jak kto, ale on zasługiwał na to, by mu prawiono takie kazania. Ale radzę pani zająć się własnym postępowaniem, zanim będzie pani krytykować moje! Wedle prawa powinna pani być w Marshalsea, w więzieniu! - C... co! - wyjąkała Filida, z trudem łapiąc oddech. - Pani mąż, droga pani Gainford, jest winny śmierci mojego przyjaciela. Ta śmierć przyniosła mu spory majątek! Pani ukochany Ambroży zrobił z biednego Johnny ego karciarza i obdarł go do nitki! Nie rozumie pani tego zwrotu, prawda? Ograł go! Nie zostawił mu ani grosza. O, tak, przyznaję, Johnny był niemądry! Ale był młody i właśnie objął swoje dziedzictwo, a Gainford to zauważył. Dla niego Johnny był po prostu gęsią, która dojrzała do oskubania. A pani, pani Gainford, żyje z pieniędzy jego ofiary! - C... co się stało z pana przyjacielem? - wyszeptała Filida, której twarz straciła wszelką barwę. - Z Johnnym? Powiesił się. Ja znalazłem ciało. - Hereward wstał i odszedł. Filida zamknęła na chwilę oczy. To nie mogła być prawda. Dlaczego nikt jej wcześniej nic o tym nie powiedział? Taki skandal niewątpliwie doszedłby do uszu pani Osborne, a w takim razie nigdy nie zaprosiłaby wnuczki do Londynu. Czy Ambroży był zdolny do popełnienia takiego czynu... tak na zimno? Czy utrzymywałby się z owoców takiego postępku? To przecież nie mogła być prawda. Nikt nie wiedział lepiej niż Filida, że Ambroży nie miał właściwie żadnych pieniędzy. Przecież musiała sprzedać zegarek męża, by po jego śmierci zapłacić za mieszkanie w Brukseli i kupić sobie bilet na powrót do domu. Lord Hereward kłamie! Oczywiście, być może dlatego, że wreszcie ktoś ośmielił się skrytykować jego maniery. Filida opadła na krzesło, wdzięczna, że wachlarz palm w donicach chociaż częściowo osłania jej twarz, na której odmalowywał się narastający smutek. Araminta, jako że była w nastroju do działania, uznała tę herbatkę za najnudniejszą z możliwych. Antoniego Herriota nie zaproszono, a że bardzo liczyła na spotkanie z nim i zaaranżowanie schadzki, więc i zawód był poważny. Nie nauczyła się jeszcze podchodzić do rozczarowań filozoficznie, toteż gdyby nie liczne towarzystwo, miałaby zapewne ochotę rzucić się na ziemię, wierzgać i krzyczeć, tak jak to czyniła przez wiele lat w pokoju dziecinnym. Teraz nie urządzała już takich scen, ale była zdolna uprzykrzyć życie wszystkim naokoło, jeśli sprawy nie szły wedle jej życzenia. Zatrzepotała miedzianymi lokami na jakąś uwagę Margaret, potraktowała zimno Lucy i spoglądała ponuro na lorda Bromsgrove, który nieopatrznie pozwolił sobie na żarciki w ojcowskim tonie. - No, no, a kimże jest to urocze stworzenie? Na Jowisza, to musi być córeczka Toma Stukeleya. Jesteś do niego niezwykle podobna, moje dziecko. Araminta wzruszyła niecierpliwie ramionami, co wywołało wymianę wiele mówiących spojrzeń między Margaret a Lucy. - Ledwo go pamiętam, wiem tylko, że miał kłujące wąsy. - Zatem pod tym względem podobieństwo jest znikome! - zażartował jowialnie lord Bromsgrove. - Niezbyt go lubiłam - dodała Araminta. - Ależ na Boga! - Lord Bromsgrove nie wierzył własnym uszom. - Zawsze mówił, żebym już poszła się pobawić. Oj! - myślał lord Bromsgrove, oddalając się w poszukiwaniu milszego towarzystwa, co za mała jędza. yle wychowana i impertynencka. Czyż jednak Tom nie był zawsze tak samo niecierpliwy, z tym swoim no bądz tak dobry i zostaw mnie w spokoju ? Zresztą taka panna i tak wyjdzie dobrze za mąż, z manierami czy bez. Mówią, że warta jest co najmniej 60 000 funtów. Szkoda, że syn lorda, Ned, był wciąż w Eton, mógłby spróbować szczęścia z tą małą złośnicą. Araminta zjadła bezę, potem jeszcze kilka następnych i humor trochę jej się poprawił. Wtedy właśnie znalazł ją Thorold. - Nie było tu pana wcześniej - rzekła oskarżycielsko Araminta, podając mu bezę. - Nie, spózniłem się. - Thorold przyjął ciastko. - Dlaczego? [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||