Home
Catherine George Love Lies Sleeping (pdf)
Martin,George R R Im Haus Des Wurms
George Catherine Apartament nad Tamizą
Herbert Frank Tom 2 Dune Messiah
Frank Herbert Hellstrom's Hive
610. Fielding Liz Ideal bez skazy
Bibliography on Future Trends in Terrorism
Najpić™kniejsze opowieśÂ›ci 03 Irlandzki romans Sandemo Margit
Frederik Pohl The Best of Frederik Pohl
McCollum_Michael_ _Wiecej_niz_nieskonczonosc
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lily-lou.xlx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Nie
    miałem się poruszyć, wstrzymywałem się, żeby nie kichnać.
    Zgłodniały i zziębnięty, musiałem się przygladać człowiekowi odzianemu przyzwoicie i
    napełniajacemu sobie żoładek. Wreszcie skończył tę czynno ć, wział talerz i wyniósł go.
    Majac obie ręce zajęte, nie mógł zamknać drzwi. Skorzystałem z tego i zszedłem za nim do
    brudnej kuchni. Pozmywał talerze. Nie miałem tu co robić. Podłoga była kamienna, zmarzły
    mi nogi. Po cichutku wróciłem na górę i zasiadłem w jego krze le przy kominku.
    Ogień już dogasał; chcac go podsycić dorzuciłem parę węgli. On zaraz to usłyszał
    i wbiegł
    do pokoju, zagladał we wszystkie katy i o mało co mnie nie dotknał. Zanim zszedł
    znowu na
    dół, stanał na progu i ogarnał okiem cały pokój.
    Pozostałem sam. Długo czekałem, zanim wrócił. Poszedł na górę, a ja za nim tłumiac
    odgłos kroków.
    Na schodach zatrzymał się nagle; omal nie wpadłem na niego. Obejrzał się i nasłuchiwał.
    Byłbym przysiagł
    mruknał. Popatrzył na dół, w górę i szedł dalej.
    Trzymał już rękę na klamce, lecz zatrzymał się nagle. Czuł moja obecno ć, choć jej nie
    mógł dostrzec. Ten człowiek miał diabelnie bystry słuch!
    Jeżeli tu kto jest
    zawołał wsuwajac rękę w kieszeń; nie znalazł, czego szukał, i
    zbiegł ze schodów. Usiadłem na najwyższym stopniu i czekałem.
    Wrócił po chwili, wciaż pomrukujac. Otworzył drzwi od pokoju na górze i zanim zdażyłem wliznać
    się, zamknał mi je przed nosem.
    Postanowiłem zlustrować mieszkanie; robiłem to, jak mogłem najciszej. Dom był
    stary,
    wilgotny, tapety od stawały od cian, pełno było wszędzie myszy, a może nawet i szczurów.
    Wszystkie klamki były popsute, bałem się ich dotknać, aby nie narobić hałasu.
    Kilka pokojów
    stało pustych, w innych leżały stosy teatralnych gratów nabytych z drugiej ręki, sadzac z ich
    zniszczonego wygladu.
    Znalazłem też stara odzież i poczałem ja przerzucać zapominajac o bystro ci jego słuchu.
    Wtem doleciał mnie odgłos cichego stapania. W sama porę podniosłem głowę. Stał z rewolwerem w
    ręku, rozgladajac się podejrzliwie.
    To ona
    Nikt, tylko ona
    szepnał. Zamknał drzwi po cichu i przekręcił klucz w
    zamku.
    Usłyszałem oddalajace się kroki. Przez chwilę nie wiedziałem, co poczać.
    Chodziłem
    zafrasowany od drzwi do okna. Postanowiłem przede wszystkim przejrzeć odzież.
    Zdjałem z
    półki cały jej pęk. Szelest sprowadził go znowu. Wbiegł gro niejszy jeszcze niż przed chwila.
    Jego wysunięta ręka dotknęła moich pleców. Odskoczył przerażony. Stał chwilę na rodku
    pokoju z otwartymi ustami.
    To szczur
    szepnał.
    Wysunałem się przez uchylone drzwi, ale podłoga zaskrzypiała pod moimi nogami.
    Stary potwór chodził po całym domu z rewolwerem w garci, zamykał na klucz jedne drzwi po
    drugich i klucze chował do kieszeni.
    Doprowadziło mnie to do w ciekło ci, lecz przekonało zarazem, że jest sam w domu.
    O mielony tym, w chwili gdy schodził ze schodów, zamierzyłem się krzesłem i straciłem go
    na dół. Spadł jak para butów.
    Nie masz chyba żadnych ludzkich uczuć
    przerwał Kemp.
    To dobre dla zwyczajnych miertelników. Musiałem przede wszystkim myleć o wydostaniu się z tego
    przeklętego domu, musiałem wyj ć ubrany, tak żeby on mnie nie
    widział. Zarzuciłem mu na głowę kamizelkę i owinałem go całego w kołdrę.
    Spętałe go i zakneblowałe ?
    Tak. My l była niezła, sam przyznaj. Nie mógł się sam z tych pęt wyzwolić. Mój drogi,
    nie patrz na mnie tak, jak gdybym popełnił morderstwo
    Wszak miał przy sobie rewolwer.
    Mógł się bronić. A gdyby mnie był zobaczył, podałby mój rysopis
    Jednak
    w dzisiejszych czasach
    w Anglii
    to niesłychane. On był w swoim domu, a ty
    po prostu chciałe go ograbić.
    Ograbić! Co za patos! Brakuje tylko, żeby powiedział o mnie, że jestem złodziejem.
    Więc i ty, Kemp, cwałujesz na starych przesadach. Czyż nie rozumiesz, w jakim byłem
    położeniu?
    Jego położenie było jeszcze gorsze
    Co chcesz przez to powiedzieć? zawołał Niewidzialny człowiek.
    Twarz doktora wyrażała pogardę, ale zapanował nad soba i rzekł spokojnie, innym zupełnie głosem
    niż przed chwila:
    Ha! Byłe istotnie w trudnej sytuacji. Jednak
    Sytuacja była okropna
    Przy tym on mnie cigał po całym domu z rewolwerem, zamykał drzwi na klucz
    Był niezno ny
    Czy mnie potępiasz? Powiedz.
    Nie potępiam nigdy nikogo odparł Kemp. To już wyszło z mody. Cóże zrobił
    potem?
    Byłem głodny. Znalazłem w kuchni bochenek chleba i trochę sera, napiłem się wody z
    wódka, potem odsunawszy noga zaimprowizowany tłumek poszedłem do pokoju ze stara odzieża.
    Okna wychodziły na ulicę i były zasłonięte brudnymi firankami.
    Wyjrzałem. Dzień
    był jasny, a wydawał mi się jeszcze ja niejszy przez kontrast z ciemnym mieszkaniem.
    Na ulicy panował ruch. Widziałem przejeżdżajace wózki z jarzynami, z rybami i parę
    dorożek. W pokoju unosił się mdły zapach benzyny zużytej zapewne do czyszczenia odzieży.
    Zaczałem przeszukiwać wszystkie katy; znalazłem, czego mi było potrzeba, a nadto róż,
    bielidło i plastry angielskie.
    Chciałem pomalować sobie twarz i ręce, aby się uczynić widzialnym, lecz przypomniałem
    sobie, że gdyby mi było potrzeba zniknać sprzed oczu ludzkich, musiałbym użyć terpentyny,
    która nie zawsze mogła być pod ręka, i że zajęłoby mi to sporo czasu. Odstapiłem więc od
    tego zamiaru.
    Wybrałem w końcu sztuczny nos (trochę mieszny, nie mieszniejszy jednak od wielu
    prawdziwych), dalej szafirowe okulary, siwe bokobrody i perukę. Nie mogłem znale ć
    bielizny; liczyłem jednak, że dostanę ja potem za zdobyte pieniadze; tymczasem włożyłem
    pod spód perkalowe domino i kaszmirowe spodenki. Nie było też skarpetek, ale dopasowałem
    sobie buty robione jakby na moja nogę; to mi wystarczyło. Zarzuciłem pierwszy lepszy
    płaszcz na ramiona i okryłem głowę kapeluszem o szerokim rondzie.
    W szufladzie kantorka znalazły się trzy suwereny i trzydzie ci szylingów w drobnej
    srebrnej monecie. Wybiłem zamek w szafce, gdzie było osiem funtów w złocie.
    Mogłem już wyruszyć w wiat z takim zapasem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.