Home Fielding_Liz__ _Ogrod_szczescia Holynski Marek E mailem z Doliny Krzemowej Wil McCarthy The Queendom of Sol 03 Lost in Transmission (Bantam) Dyscyplina Marina Anderson Edgar Allan Poe Collected Works of Poe Volume 3 The Raven Edition Clarin, Leopoldo Alas La Regenta I Diana Palmer Pewnego razu w Paryśźu Dianne Drake Lekarstwo dla zakochanych 687. Michaels Leigh śÂšlub na śźyczenie Zarzadzanie_projektami_IT_zarzit |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] działa o tym. Zawsze, ilekroć była zdenerwowana, zacho wywała się w ten właśnie sposób. Jedyne, czego teraz była pewna, to to, że na wszelkie sposoby musi go przy sobie zatrzymać. - Stacey, pójdę już, jest pózno... Kucnął nad pudełkiem ze śpiącymi w środku kotkami. Po chwili i ona znalazła się tuż obok. - Stacey... - Zamierzał powiedzieć jej o czwartko wym wyjezdzie, ale kiedy obróciła się w jego kierunku, słowa zamarły mu na ustach. Położył dłoń na gorącym policzku Stacey. - Stacey... -powtórzył. - Dee! - usłyszał w odpowiedzi. - A co ty tu robisz?! W drzwiach wejściowych stała niska kobieta. - Przyprowadziłam samochód - odparła, najwyrazniej zaskoczona nie mniej od nich obojga. - Chciałam wrzucić kluczyki pod wycieraczkę, ale kiedy zobaczyłam światło, pomyślałam, że coś się stało. - Skądże. - Stacey czuła się jak nastolatka przyłapana przez matkę na sekretnym pocałunku z chłopakiem z są siedztwa. - Nie, wszystko w porządku. To z powodu kota. - Kota? - Dee nie spuszczała wzroku z Nasha. - Prze cież ty nie masz kota. - To kotka z ogrodu Archiego. Ma małe. - Stacey czu ła, że to tłumaczenie może wydawać się nieco pokrętne. - Chcesz jednego? Harry by się ucieszył. - Nie, dziękuję - odparła Dee z grobową miną. Nawet nie zerknęła w stronę pudełka. - A od kiedy to kotka z ma łymi, założywszy nawet, że to prawda, wymaga budzenia całego domu w środku nocy? - To był szczególny wypadek. - Tym razem do akcji wkroczył Nash. - A pan jest... - Dee obrzuciła go chłodnym, badaw czym spojrzeniem. - Nash Gallagher - przedstawił się, wyciągając rękę w jej kierunku. Gest został zignorowany. - Nash pracuje w ogrodzie Archiego. - Stacey starała się jeszcze uratować sytuację. - Pilnuje terenu przed przy jazdem koparek. - Chcesz powiedzieć, że jest po prostu stróżem? - Dee! - W porządku, Stacey. - Dotknął jej ramienia, chcąc ją uspokoić. I zwracając się do Dee, dodał: - To nie jest nic, czego musiałbym się wstydzić. Tak, proszę pani. Pra cuję jako robotnik w ogrodzie Archiego Baldwina. A Sta cey była na tyle miła, że zgodziła się zająć biednymi kociakami. - Nie wątpię. Odkąd pamiętam, zawsze miała słabość do pokrzywdzonych zwierząt i dobrze umięśnionych męż czyzn bez mózgu. Nie do wiary, Stacey miała wrażenie, że słyszy własną matkę. Ze swą srogą miną i lodowatym spojrzeniem, Dee nawet wyglądała jak szacowna matrona. - Pozwól, Nash, że ci przedstawię. To moja starsza siostra, Dee Harrington. Jest właśnie w drodze na lotnisko. - Miło mi, pani Harrington - odezwał się, lecz widząc zniesmaczoną minę Dee, skierował się do wyjścia. - Pójdę już, Stacey. - Ale... miałam nadzieję, że może zostaniesz na śnia daniu? - Odwróciła się, jakby chciała go zatrzymać. - Innym razem. - W towarzystwie przemiłej pani Har rington nie mógłby przełknąć ani kęsa. - W razie czego wiesz, gdzie mnie szukać. - Czyli gdzie? - syknęła Dee, gdy tylko drzwi za mknęły się za Nashem. - Mówiłam ci, że pracuje w ogrodzie za murem. - Nie pytam, gdzie pracuje, tylko gdzie sypia... - Nocuje w namiocie, który rozstawił w ogrodzie, jeśli koniecznie chcesz wiedzieć. - I zwyczajem stało się, że wpada do ciebie nad ranem na śniadanie? - Dee, proszę cię, przestań. Oczywiście, że nie. To nie jest tak, jak myślisz. - Więc jak, wytłumacz mi, proszę. - Dee najwyrazniej postanowiła polecieć następnym samolotem. - Nash znalazł w ogrodzie małe kotki. Przyniósł je do mnie. Spędził całe godziny na poszukiwaniu ich matki, a kiedy ją odnalazł, przyniósł najszybciej, jak to możliwe. To wszystko. - Moja biedna, mała siostrzyczka... Czy ty się napra wdę nigdy niczego nie nauczysz? - Przerwała dla zaczerp nięcia oddechu. - Nie mogę w to uwierzyć! Przecież on jest dokładnie taki jak Mikę. Kulturysta pozbawiony móz gu. Wtedy przynajmniej usprawiedliwiało cię to, że byłaś młoda, ale teraz? - Dee, posuwasz się za daleko! - Daj spokój, do diabła! Widziałam, jak na niego pa trzyłaś. Widziałam, jak on patrzył na ciebie! Tylko nie mów mi pózniej, że cię nie ostrzegałam. Stacey spuściła głowę. Nie miała już sił walczyć ze swoją siostrą. - Nie rozumiesz? Dla niego byłaby to tylko zabawa. Wakacyjna przygoda, jeśli wolisz. - Dee najwyrazniej nie zamierzała bawić się w dyplomację. - Skończy się praca, on wyjedzie, a ty zostaniesz ze złamanym sercem. I nie zaprzeczaj, znam cię. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||