Home
Władcy chaosu Michael Moynihan, Didrik Soderlind
687. Michaels Leigh Ślub na życzenie
4.Michael Moorcock Śniące Miasto
H. Beam Piper Last Enemy
Jordan Penny Gorć…cy temat
08. Parmett Doris Namić™tnośÂ›ci 08 Modelka
Hardy Kate Na caśÂ‚e śźycie (1)
Karol Marks – Kapitał stały i kapitał zmienny (1867 rok)
Andrzej Ziemiański Przesiadka w piekle
Christian Jacq [Ramses 03] The Battle of Kadesh (pdf)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Salfę Jeden niezdatną do zamieszkania przez całą wieczność. Na inne myśli nie miałem już
    czasu, gdyż za nami błysnęło jeszcze mocniej niż do tej pory. Ekran zgasł. Poczułem ogarniające
    ciało gorąco, awionetka gwałtownie skręciła wpadając w zawirowanie powietrza. Do mych uszu
    dotarł krzyk Hariet usiłującej opanować maszynę. Miarowy odgłos pracy silnika umilkł, zaś
    pojazd zaczął pikować wprost w górskie jezioro. W momencie uderzenia o taflę wody
    krzyknąłem. Pochłonęła nas ciemna toń .
    *
    Maszyna wynurzyła, się na powierzchnię równie szybko, jak się zanurzyła; dopiero teraz przez
    wybite okno zaczęła wiewać się do środka woda. Rzuciłem się jak Hariet w stronę kamizelki.
    Wyjąłem spod siedzenia pakiet ratunkowy, a Hariet tymczasem otworzyła drzwi. Wskoczyliśmy
    w wody jeziora, a awionetka przechyliła się na bok i zaczęła tonąć. Zanim pokonaliśmy
    stumetrowy odcinek, dzielący nas od brzegu, byliśmy sztywni z zimna. Woda była o wiele
    chłodniejsze nit w stawie w którym się niedawno kąpaliśmy. Oba jeziora zasilane były wodą
    pochodzącą z topniejących śniegów leżących w górach na wschodzie. Kiedy tylko znalezliśmy
    się na brzegu, wzięliśmy się do opatrywania ran. Oparzenia smarowaliśmy żółtym ładnie
    pachnącym kremem. Całe szczęście żadne z oparzeń nie było grozne. Największe miałem na
    placach i na ramionach, zaś Hariet na twarzy, gdyż pechowo uderzyła nosem wprost w deskę
    rozdzielczą. Mogliśmy się cieszyć że wyszliśmy z tego w miarę cało. Zdjęliśmy mundury i
    rozpaliliśmy ognisko, aby trochę osuszyć odzież. po czym znowu rozpoczęliśmy zabawę w
     małego sanitariusza . Gdy zaczęły działać środki przeciwbólowe włożyłem suchy mundur,
    poczułem się znacznie lepiej.
     Co to było ?  spytałem Haret, zajętą przeglądaniem rzeczy wyjętych z podręcznej
    apteczki. Było tam dużo rzeczy, ale nie znalezliśmy komunikatora .
     Promieniowanie niszczące zapaliło silnik. Mieliśmy szczęście, że działał jeszcze system
    bezpieczeństwa bo upieklibyśmy się żywcem.
    - Co teraz ?
    Przechyliła w jedną stroną głowę, co było Taladorańskim odpowiednikiem wzruszenia
    ramionami.
    - Albo zostajemy tutaj i czekamy na pomoc , albo idziemy.
    - A jak zjawią się tutaj Dalgirowie i złożą nam wizytą?
     Chyba lepiej jednak pójdziemy .
    Wędrówka do Akademii zajęła nam dwa dni. Przez pierwsze z obawy przed Dalgirami
    ukrywaliśmy się między drzewami. Z wykładów prowadzonych w szkole wynikało wyraznie, że
    Dalgirowie nie są miłymi ludzmi. Nasi instruktorzy przekazali nam na ich temat ogromnie
    szeroką wiedzę. Każdy student był świadomy tego, co Dalgirowie robią ze swymi jeńcami .
    Następnego dnia zrezygnowaliśmy z ukrywania się przed nadlatującymi ze wszystkich stron
    statkami. Latały bardzo nisko. Szukanie kryjówki zajmowało nam wiele czasu. Poza tym
    przesuwające się nad nami pojazdy wydawały się należeć do Konfederacji.
    Słońce już dawno skryło się za z horyzontem, gdy śmiertelnie zmęczeni zeszliśmy z gór na
    równinę, gdzie wznosiły się szkolne zabudowania. Wkrótce opuściliśmy także ostatnie zalesione
    tereny i wkroczyliśmy na sawannę. Po paru minutach ujrzeliśmy nadlatującą awionetkę. Z
    westchnieniem ulgi opadliśmy na trawę, gdy maszyna po zatoczeniu koła wylądowała
    kilkanaście metrów przed nami .
    Pilotem samolociku był Ealfor Saouthin, student Akademii urodzony w Strumieniu Czasu
    Praisen. Znałem go z widzenia, ale nie mogłem przypomnieć sobie, abym kiedykolwiek
    rozmawiał z nim, z wyjątkiem zdawkowych uprzejmości wymienianych przy spotkaniach.
     Co tu się, do diabła, dzieje, Ealfor ?  zapytałem podnosząc się ziemi i strzepując kurz ze
    spodni.  Co te za fajerwerki wybuchły wczoraj ?
     To jasne, zaatakował nas okręt dalgirski.
    - Jeden Dalgir ? A te statki obok ?
     To były nasze. Czy myślicie, że w innym wypadku mógłbym stać tutaj i gadać z wami ?
    - Więc już po wszystkim? Jesteśmy bezpieczni?  odezwała się zmęczonym głosem Hariet -
    efekty stukilometrowego marszu i zimnej nocy spędzonej na gołej ziemi najwyrazniej dawały o
    sobie znać.
    - Sam chciałbym tak myśleć...  powiedział Ealfor  Ale niestety, prawda jest inna.
    Dostaliśmy rozkaz ewakuacji.
    - Ewakuacja?... Do którego świata? - spytałem.
    - Ja tylko wykonuję rozkazy - wzruszył ramionami Ealfor, - Od kiedy znalezli rozbitą awionetkę
    na dnie jeziora, wszyscy przeczesują kilometry kwadratowe lasu, żeby tylko was odnalezć.
    Rozkazy są jasna: odszukać rozbitków i odstawić do Akademii. - No, ruszajcie się
    Załadowaliśmy się do awionetki i pojazd wzniósł się w powietrze. Klapnąłem na fotel i
    przycisnąłem się do szyby. Ewakuować Salfę Jeden? Nie widziałem w tym większego sensu.
    Pojedynczy okręt Daigirów nie powinien raczej wywołać paniki w dowództwie, a przynajmniej
    nie tak wielkiej by opuścić Akademię?
    Gdy nadlecieliśmy nad główny kompleks budynków, spojrzałem poprzez wzrastające ciemności
    wokół i wiedziałem, że Ealfor nie kłamał. Sama Akademia Straży Czasu jest nie tylko miejscem
    treningu nowych pokoleń Strażników. Jest to także naukowo-badawcze centrum fizyki
    temporalnej, ośrodkiem, do którego wracają starzy Strażnicy, aby doskonalić swoje
    umiejętności. Jest też w końcu przybytkiem kulturalnym, gdzie młodzi, zdolni i poszukujący
    przygód ludzie mogą poznawać nowoczesne prądy sztuki i zapoznawać się z nimi Jednym z
    wymogów stawianych przed każdym Strażnikiem było pełne i czynne uczestnictwo w
    kulturalnym i naukowym życiu Akademii.
    Lecąc w kierunku głównego budynku Akademii zbudowanego w kształcie odwróconej piramidy
    mijaliśmy ciągi ciemnych akademików, kawiarni i laboratoriów, symulatorów i tym podobnych
    budynków. W ciągu ostatniego roku wiele pracowitych nocy spędziłem w głównej bibliotece. Jej
    błyszczącą fasadę można było dostrzec z odległości kilku kilometrów. Teraz przesuwaliśmy się
    może piętnaście metrów nad jej dachem, a rozświetlone zwykle okna były ciemne. Gdy
    biblioteka pozostała w tyle, obróciłem się, aby jeszcze na nią popatrzeć. Dla pewności rzuciłem
    jeszcze okiem na wielki plac znajdujący się tuż obok książnicy. Normalnie powinny go
    zapełniać grupy studentów przechadzających się pomiędzy rzezbami. Jednak wielka promenada
    była pusta. Wszyscy mieszkańcy zniknęli. Cała Salfa Jeden została rzeczywiście ewakuowana i
    to na skutek ataku pojedynczego okrętu Dalgirskiego. Coś tu było nie tak .
    6.
    Kwatera Główna przypominała swoim wyglądem grobowiec i podobna była do innych budowli
    tego rodzaju, w których bywałem już wcześniej. Wszędzie walały się pudła. tak że,
    nieskazitelnie czyste zazwyczaj biuro przypominało tym razem śmietnik. Każdy kogo mijaliśmy
    wyglądał na straszliwie zapracowanego.
    Ealforr nie zwracał uwagi na to piekiełko i. zaprowadził nas wprost do sali narad.
     Zaczekajcie tutaj. Zamelduję Strażnikowi Corstowi, że już jesteście.
    Odwróciłem się do Haret . Na jej twarzy malowało się zdziwienie
     O co chodzi?  zapytałem.
     Dal Cerst był instruktorem Akademii, gdy jeszcze tutaj studiowałam. Jeśli on jest w to
    wszystko wplątany to znaczy, to dzieje się coś ważnego. Z tego, co wiem, ostatnio w jakimś
    Strumieniu Czasu dowodził drużyną obserwacyjną.
    - Nie w jakimś Hariet  rozległ się za nami głos.  Badałem rodzinny świat tego młodego
    człowieka. To naprawdę piękne miejsce - Odwróciłem głową i ujrzałem mężczyznę ubranego w
    szary uniform. Jego twarda twarz rozjaśniła się nieco w szerokim uśmiechu
    - Duncan Mc Elroy jak przypuszczam ?
    - Tak jest.
     Nie bądz takim formalistą. Przyjaciele mówią do mnie Dal.
    - Dziękują Dal. Czy rzeczywiście byłeś w Europo-Ameryce?
    - Oczywiście, że byłem. Przez ostatnie pięć działałem w rejonie Nowego Jorku. Jestem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.