Home William R. Forstchen Crystal Warriors 1 Crystal Warriors William Shatner Tek War 01 Tek War William Shatner Tek War 4 Tek Vengeance Ian Morson [William Falconer Mystery 05] Falconer and the Great Beast (pdf) Lensman 09 Smith, E E 'Doc' & Ellern, William B New Lensman Jeffries Sabrina Taniec zmysśÂów Stare panny Swanlea 04 Cross Caroline SpeśÂniony sen Sedziwoj DZIEKONSKI Jason Frost The Warlord v1 85 15 KlćÂska konwoju PQ 17 |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] drzwi, pozostawiając ją w bezradnej wściekłości. Dlaczego korzystał z każdej okazji, by robić uszczypliwe uwagi na te- mat pozornej różnicy w ich statusie społecznym? To napra- wdę było niesprawiedliwe. S R Obróciła się, patrząc na luksusowo wyposażoną kuchnię. Otaczało ją mnóstwo akcesoriów: zwisające z sufitu garnki i patelnie, miedz i srebro, miski i koszyki. Raj dla kucharza i degustatora. Zuzanna ochoczo zabrała się do przygotowa- nia wieczornego posiłku. W jakiś czas pózniej, zagubiwszy się kompletnie w rozko- szy gotowania w stylu, na jaki nigdy nie mogła sobie pozwo- lić w domu, Zuzanna zastanawiała się nad wizytą w małej piwniczce, gdzie jej ciotka trzymała wina. W tym właśnie momencie Craig ponownie pojawił się w kuchni. - Wspaniale pachnie - powiedział. Zuzanna otworzyła szerzej oczy na widok jego nowego, czystego i zdecydowanie bardziej formalnego ubioru. Miał na sobie obszerne spodnie khaki i koszulę, która choć nieco wytarta, wyglądała jak gdyby została zaprojektowana przez Perry Ellisa lub C. J. Younga. Jej rdzawobrązowy deseń akcentował jaśniejsze pasma w jego doprowadzonych już do porządku włosach. Przez chwilę, zapomniawszy o bo- żym świecie, po prostu gapiła się na niego. - To najlepszy strój, jaki mam - rzekł, najwidoczniej zle interpretując jej spojrzenie. - Wyglądasz... bardzo dobrze - powiedziała z nagłą świadomością, że ona sama nie pomyślała o przebraniu się do obiadu. - Naprawdę nie musiałeś... - Byłem kompletnie brudny. - Skrzywił się. - Więc jeśli już brałem prysznic, pomyślałem, że mogę się przebrać. Swoją drogą, świetna ta wanna na górze. Zabytkowa, z po- rcelany. Sam obraz Craiga w wannie zaniepokoił ją. - Nigdy tam przedtem nie byłam - powiedziała, spraw- dzając w garnku ryż. - Cieszę się, że ci się podoba. - Czy mogę ci w czymś pomóc? - Mógłbyś nakryć do stołu - zasugerowała. - Już prawie gotowy. Aha, i w piwnicy... S R - Tak, widziałem kolekcję twojej ciotki. Jest tam parę do- brych roczników. Co powiesz na Chateau Haut Brion? Było- by wspaniałym uzupełnieniem obiadu. Zuzanna wpatrywała się w niego, nie bardzo wiedząc, czy przypadkiem nie kpi sobie z niej. Wspomniane wino koszto- wało przeszło trzydzieści dolarów za butelkę. - Masz bardzo kosztowny gust jak na kogoś, kto nie po- błaża sobie i innym. Czy to zwykle pijesz? Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, lecz się rozmyślił. - Zadowolę się więc wodą sodową - poprawił się z uśmiechem. - Ale wiesz, jak mówi przysłowie: być w Rzymie i nie... - Masz rację. - Zgodziła się impulsywnie. Nie chciała wydać się skąpa, a poza tym sama nie miałaby nic przeciwko spróbowaniu dobrego wina. Dlaczego nie? - Siadaj. Muszę doprowadzić się do porządku. - Proszę to pozostawić mnie, madame - rzekł z kpiącym ukłonem. Kiedy wróciła do jadalni, podsunął jej krzesło, najwido- czniej bawiąc się improwizowaniem roli kelnera. Gdy usiad- ła, dalej kręcił się w pobliżu. - Kurczak a la citron? - zasugerował uprzejmie, prze- sadnie akcentując. - Nie musisz tego robić. - Uśmiechnęła się, gdy wytwor- nie serwował jej kurczaka. - Jeśli jesteś przyzwyczajona do Ma Maison... - powie- dział, nakładając jej jarzyny i ryż. Zuzanna westchnęła. -Craig, nigdy nie byłam w Ma Maison. Nawet nie wiem, gdzie to jest. Wzruszył ramionami, odkorkowując wino. - Słyszałem, że to już nie to, co dawniej. - Jego oczy błysnęły figlarnie, gdy napełnił jej kieliszek. - Naprawdę? - zagapiła się na niego. - Skąd wiesz? - Tylko żartowałem - rzekł. - A więc... na kim starałaś S R się wywrzeć takie dobre wrażenie, kiedy rozmawiałaś przez telefon? - Na właścicielce drogiego butiku - przyznała, z zakło- potaniem utkwiwszy wzrok w niewidzialnym punkcie. - Według mojej przyjaciółki, która jest aktorką, to jedyny spo- sób na zwrócenie ich uwagi. Snoby chcą mieć do czynienia wyłącznie z innymi snobami. Nie można wyglądać, jakby... się umierało z głodu - skończyła, by po chwili dodać: - Wiesz, co mam na myśli? - Tak, chyba rozumiem - powiedział, lecz jego głos do- tarł do niej z oddali. Podniosła głowę. W czasie, gdy mówi- ła, Craig odszedł w drugi koniec pokoju. Swoje nakrycie po- stawił na drugim końcu stołu, dobrych dziesięć stóp od niej. Zajął miejsce, podczas gdy ona patrzyła na niego z otwarty- mi z niedowierzania ustami. Złapał jej spojrzenie i poma- chał przyjacielsko. - Jeżeli będziesz czegoś potrzebować, daj mi znać! - za- wołał, a jego głos odbił się echem w absurdalnie wielkim pokoju. - Myślę, że dałeś mi jasno do zrozumienia, o co ci chodzi - rzekła oschle. - Może teraz przysuniesz swoje krzesło w tę stronę? - O co mi chodzi? - zapytał niewinnie i wzruszył ramio- nami. - Oczywiście, pochlebia mi, że chcesz, bym siedział bliżej ciebie... - Słuchaj - powiedziała. - Ja osobiście uważam, że jadal- nia tej wielkości jest absurdalna. Ale ciotka Lucille lubi urządzać wielkie przyjęcia. Uwielbia gości w domu. Czy jest w tym coś złego? Craig był zajęty przysuwaniem bliżej serwetki ze swym nakryciem. - Nic - odparł.Tylko żartowałem. - Sięgnął po sól. - Oczywiście ja wychowałem się. w mieszkaniu mniejszym od tego pokoju. Powiedział to rzeczowo, bez śladu goryczy, ale Zuzanna S R była czujna. Nic nie mówiąc, nałożyła sobie jeszcze kawałek kurczaka. Nie miała ochoty bronić Lucille. Pomyślała o tym, czy próbować uświadomić go co do swego skromnego po- chodzenia. %7łe pod pewnym względem Craig przypominał jej ojca. Biedny tato: zazdrosny o siostrę swej żony; zbyt dumny, by kiedykolwiek zaakceptować jej spontaniczne ge- sty, płynące z dobrego serca; zbyt niewolniczo przywiązany do średniej klasy społecznej, by kiedykolwiek wspiąć się na wyżyny, które tak bezceremonialnie osiągnęła Lucille, po- ślubiając bankiera. Ale ponieważ mama także pracowała, Zuzanna nie wychowywała się w ubóstwie jednopokojowe- go mieszkania. Jej dzieciństwo nie było prawdopodobnie ta- kie jak Craiga. - Może jednak powinienem był zostać na drugim końcu stołu? Zuzanna spojrzała znów na niego, ocknąwszy się z zamy- ślenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||