Home Sandemo Margit Saga o Królestwie śÂšwiatśÂ‚a 01 Wielkie Wrota 035. Miles Cassie Zaufaj miśÂ‚ośÂ›ci Ivan Zorec StiśĄki svobodnjak ZwoliśÂ„ski Andrzej WokóśÂ‚ Masonerii Coughlin Patricia Przebudzenie Carol Lynne [Cattle Valley 27] Alone in a Crowd Ryan, Rio, Nate [TEB MM] (pdf) Laymans Gu An Essay on Morals_ A Science of Philoso Philip Wylie Elizabeth Bevarly Mccormick 03 Georgia Meets Her Groom 019. Evans Jean Spotkanie z Afrykć… 01 Wszystko albo nic |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] rzuci, zobaczemy, czyja szala przewa¿y! - To wszystko ³adne i chwalebne - odpowiedzia³ Rogosz, popijaj¹c winem, aby zas³oniæ szy- derski uSmiech, którym usta wykrzywi³ - to wszystko piêkne, ale to s¹ sny czuwaj¹cego. Muru g³ow¹ nie przebijesz: Swiata nie poprawisz, uwa¿aj go takim, jakim jest i korzystaj z niego jak drudzy. Bo co do twojej alchemii, pamiêtaj, i¿ blisko ju¿ trzy wieki jak bulla papieska Spondent quos non exhibent... oznajmi³a, co o tym szalbierstwie trzymaæ nale¿y... - Ja tam o tym nie wiem, wierzê tylko, przypatrzywszy siê naszym alchemikom, i¿ ca³a ich nauka jest, jak prawdziwie rzek³ kardyna³ Perronius, zalotnica, która wszystkich zaprasza, a potem wySmiewa; sztuka bez sztuki, która w duszê wlewa namiêtnoSci, potem zmusza do k³amstwa, a doprowadza do ¿ebraczej torby albo do haniebnej Smierci. - Ka¿da sztuka u was - doda³ z pogard¹ Sêdziwoj - jest szalbierstwem, kiedy nie mo¿ecie zawczasu wyrachowaæ, ile wam groszy praskich na dzieñ przyniesie w zysku; dla tych alche- 24 mia s³usznie jest zalotnic¹, co ich wySmiewa... - A któ¿ by ci przeszkadza³ przy innych zatrudnieniach zajmowaæ siê czasami alchemi¹ - prze- rwa³ nieura¿ony Rogosz - to tylko zasmuca twoich przyjació³, i¿ wszystkie godziny ¿ycia temu ba³amuctwu poSwiêci³eS. Mówmy ze sob¹ otwarcie: przyjaciele twoi widz¹, i¿ masz g³owê i pilnoSæ po temu i dla dobra twego radz¹ ci wyjSæ dobrze. - Maj¹tek twój t¹ nauk¹ i zagraniczn¹ w³Ã³czêg¹ jest zbyt nadwerê¿ony, abyS siê nie mia³ chwyciæ czego obcego. Wróæ siê tylko do Lwowa lub Krakowa. Niema³o jest wielkich pa- nów, którzy ciê wespr¹: przecie¿ pomySl¹, nie na pró¿no tak d³ugo siedzia³eS w ojczyxnie Zwingliego i Karlsztadta; oni ciê ca³¹ si³¹ wespr¹, tam potrzeba ludzi. Mo¿esz siê bogato o¿eniæ; honory, powaga, wszystko sp³ynie zarazem; a wtedy trudnij siê i czarnoksiêstwem, nie tylko alchemi¹, Jeszcze ¿aden szlachcic u nas nie sp³on¹³ na stosie, chocia¿by by³ sam Simo- nides Magus. - Tak! - rzek³ Sêdziwoj z gorycz¹. - Masz prawo wszystkie moje cele i ¿¹dze kierowaæ do pieniêdzy, wszak¿e z³ota tylko ¿¹dam, nad zdobyciem go pracujê i tyle mu ju¿ poSwiêci³em! A jednak nim gardzê! NieszczêSni ludzie, których trawi nieograniczona ¿¹dza mi³oSci, jakiej nawet nazwy nadaæ nie umiej¹! - Swiat im zap³aci nienawiSci¹. Pierwej, nim pozna³em Swiat, ukocha³em naukê i odda³em jej siê ca³¹ dusz¹; jeszcze serce zosta³o czcze, nie zajête i silne domaga³o siê o swój udzia³; teraz pozna³em Adelê i mi³oSæ kochanki stopi³a siê z mi³oSci¹ nauki w jeden p³omieñ, który mnie po¿era, tak i¿ roz³¹czyæ bym go nie zdo³a³. DziS, kiedy sam upad³em w labiryncie mySli i bliskiego rozpaczy nadzieja odstêpowa³a, wzdycha³em na pró¿no za ¿ywym s³owem nauki, a¿ niespodzianie ujrza³em mistrza. Od tej chwili on wszyst- kie mySli moje zajmuje. Rogosz, który ju¿ s³ysza³ o Kosmopolicie, zamilk³ na chwilê i z³oSliwie tylko spogl¹da³ na Sêdziwoja, gdy w tej chwili wejScie nowych goSci przerwa³o ich bieg mySli. Miêdzy wcho- dz¹cymi by³ i lekarz Bodenstein. - Wielka rzecz - wo³a³ ten ostatni - moje panaceum ¿ycia wyleczy³o j¹, et stulta turba okrzy- kuje s³awê szarlatana! - Jednak - odpar³ ktoS drugi - to jego leczenie nie jest pierwsze; nie tylko w Bazylei, on, gdzie siê poka¿e, uzdrawia prawie cudownym sposobem ludzi. Co dziwniej, i¿ czêsto nawet lekar- stwa nie dawa³; przyszed³, popatrzy³, dotkn¹³ siê chorego, chory zasn¹³ i zdrów siê obudzi³. - A to jeszcze dziwniejsza - rzek³ któryS ze studentów spogl¹daj¹c na Bodensteina - ¿e nigdy nie bra³ zap³aty, owszem, sam hojnie rozdziela wsparcie. - Je¿eli by³ uczniem Paracelsa - odpowiedzia³ Bodenstein, nadymaj¹c siê i powiód³szy okiem po zgromadzonych - to w tym nie ma nic dziwnego. Niewart tylko tego szczêScia, i¿ ca³e miasto o nim rozprawia. Rogosz bacznie siê zacz¹³ przys³uchiwaæ powszechniejszej rozmowie; nie wierz¹c bowiem w nic, za najwiêkszy by tryumf sobie poczyta³ odkrycie oszukañstw cz³owieka, o którym naj- dziwniejsze chodzi³y wieSci. Podobni ludzie jak Rogosz, samym fa³szem oddychaj¹cy, prê- dzej znios¹ obelgê, jak cudze podejScie. - Ptaszek to jest noszony - mówi³ znowu Bodenstein - chocia¿ wszyscy o nim mówi¹, nikt go nie zna, a takim ichmoSciom z tym najlepiej. Czemu¿ ja siê ze sob¹ nie tajê, ka¿dy mnie mo¿e znaæ! - S¹, którzy i jego znaj¹ - rzek³ jeden z s³uchaj¹cych w podesz³ym ju¿ wieku - sam by³em tego Swiadkiem. Nie jestem ani wêdrownym alchemikiem, ani uczonym, podró¿owa³em jed- 25 [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||