Home
R757. Drew Jennifer Pora się żenić
Moody Raymond & Perry Paul Kto się śmieje ostatni
Goodnight Linda Nie bój się miłości
Leigh Lora Twelve Quickies of Christmas 03 Heather's gift
Allison Heather Nawiedzona
Cherry Adair Seducing Mr Right
Jackson Braun Lilian Kot, który...21 Kot, który patrzyśÂ‚ w gwiazdy
Mill On liberty
Sutton_Wall_Street_and_Hitler
betterlatethannever
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wypiekibeaty.keep.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    trochę picie kawy, dlatego szczególnie zależy mi, aby każda
    filiżanka tego napoju była doskonała. Jako że mamy zapla
    nowanych na ten tydzień jeszcze kilka takich zebrań, jak to
    dzisiejsze, niechybnie czeka cię w najbliższym czasie
    parzenie hektolitrów kawy.
    - Więc chcesz, żebym nauczyła się ją przyrządzać dokład-
    nie tak, jak lubisz?
    - Właśnie tak - zgodził się, wyjmując z szafki szczelnie
    zamkniętą torebkę, a z szuflady okrągłą miarkę. - Odmierz
    jedną porcję tych ziaren na każdy dwulitrowy dzbanek
    kawy.
    Abby podeszła bliżej, by móc się uważnie przyjrzeć, jak
    Parker starannie odmierza brązowe ziarenka i wsypuje je do
    metalowego młynka.
    - Teraz należy je mleć dokładnie przez pięć sekund - po-
    instruował.
    Abby nacisnęła czerwony guziczek na wieczku młynka
    i powoli policzyła do pięciu.
    - Sprawdzmy - powiedział, podnosząc przykrywkę. -
    Należy uważać, by nie zemleć ziaren zbyt drobno, bo wtedy
    kawa będzie gorzka. Te jednak potrzebują jeszcze ze dwóch
    sekund.
    Gdy skończyła, Parker pozwolił jej przyjrzeć się dokładnie
    zmielonym drobinkom kawy, tak by wiedziała na przyszłość,
    kiedy są już odpowiednie.
    Nie dało się zaprzeczyć, że Abby nie była tego ranka tak
    dokładna, ale skąd mogła wiedzieć, jak przygotować kawę,
    49
    S
    R
    skoro Valerie nie podała jej szczegółów. Poza tym jej zda-
    niem każda kawa, żeby była nie wiadomo jak doskonale
    zmielona, smakowała obrzydliwie.
    Z zainteresowaniem przyglądała się, jak Parker starannie
    wymiata specjalnym pędzelkiem resztki kawy z młynka. Był
    tak pochłonięty tą czynnością, że zdawał się nie zwracać
    uwagi na nic innego. Jego zdolność do całkowitej koncentra-
    cji była doprawdy godna podziwu.
    - Teraz trzeba napełnić pojemnik zimną wodą - oznajmił
    Parker, wyjmując z lodówki butelkę.
    Tego ranka nalała do ekspresu wody prosto z kranu, są-
    dząc, że to żadna różnica, skoro i tak się ją pózniej nagrzewa.
    - Jeśli użyjesz ciepłej wody, kawa będzie nie do wypicia
    - wyjaśnił, jak gdyby czytał w jej myślach. - Ot i cała filozo-
    fia - dodał, włączając ekspres.
    - Dziękuję za instruktaż. Następnym razem będę bardziej
    uważna - powiedziała, zamykając ponownie torebkę specjal-
    nym klipsem, zapewniającym jej szczelność.
    Sprzątnęła okruchy ziarenek kawy, po czym papierowym
    ręcznikiem przetarła kuchenny blat. Wyrzucając zużyty ręcz-
    nik do kosza, zauważyła leżącą tam torebkę, którą opróżniła
    tego ranka. Wyjąwszy ją, porównała z innymi, leżącymi
    w kredensie. Wszystkie były identyczne.
    - Abby? - Parker stanął ponownie w drzwiach. - Czy
    mogłabyś zadzwonić do Petera Frostwooda i zapytać, czy
    zdoła tu teraz przyjechać? Jeśli tak, będę mógł się z nim
    zobaczyć.
    Abby spoglądała to na niego, to znów na trzymaną w dłoni
    50
    S
    R
    papierową torebkę.
    - Nie ma czegoś takiego jak Indonezyjski Zielony Wul-
    kan, prawda? - zapytała drżącym głosem.
    Przez jakiś czas patrzył na nią w milczeniu.
    - Nie - odparł w końcu.
    A więc to nie była wina ziaren, to jej kawa smakowała jak
    popiół wulkaniczny, według słów Diamentowego Dona... Co
    za kompromitacja! I pomyśleć, że Parker krył ją przed
    wszystkimi, zmyślając historyjkę o nowej odmianie ziarna.
    Mimo zażenowania, jakie odczuwała w tej chwili, nie
    mogła powstrzymać się od uśmiechu. W końcu roześmiała
    się na głos, w czym zawtórował jej Parker. Nawet nie podej-
    rzewała, że w ogóle miał poczucie humoru.
    - Dziękuję ci, Parkerze - wykrztusiła po chwili.
    - Nie ma za co - odparł i uśmiechnął się równie czarują-
    co, jak Jay.
    Dopiero znalazłszy się z powrotem w swym gabinecie,
    zdała sobie sprawę, iż po raz pierwszy całkowicie swobodnie
    zwróciła się do niego po imieniu.
    51
    S
    R
    ROZDZIAA CZWARTY
    Parker musiał przyznać, że brak mu Valerie. Nie dlatego,
    żeby Abby sobie nie radziła, broń Boże, była bardzo dzielna
    i szybko się uczyła. Po prostu dopiero teraz zdał sobie spra-
    wę, jak bardzo polegał na opinii swej asystentki, jak często
    zwracał się do niej po poradę. Było to prawdopodobnie przy-
    zwyczajenie, wyniesione z lat młodzieńczych, gdy Valerie
    zawsze służyła mu pomocą, podczas kiedy inni nie mieli dlań
    czasu. To właśnie dzięki niej przetrwał ten ciężki okres po
    przejęciu zarządzania firmą, z nią też, a nie z matką, mógł
    swobodnie dyskutować na temat Jaya. Valerie zwykle w porę
    ostrzegała Parkera, iż jego młodszy brat brnie w kłopoty,
    dzięki czemu mogli zapobiec niektórym przykrym wydarze-
    niom.
    52
    S
    R
    Teoretycznie Jay był współwłaścicielem Laird Drilling,
    więc miał takie samo prawo decydowania o przyszłości fir-
    my, jak Parker, jednak jak do tej pory nie wykazał właściwie
    żadnego nią zainteresowania, nie licząc okresów, gdy chwi-
    lowo nie miał narzeczonej, tak jak właśnie teraz.
    Zdaniem Parkera, problem Jaya polegał na tym, że miał
    on zawsze mnóstwo pieniędzy do dyspozycji i że był doku-
    mentnie rozpuszczony przez matkę. Po cóż więc miał zada-
    wać sobie tyle trudu, by pracować? W związku z tym, ilekroć
    powierzano mu jakieś zadania, uważał, iż są dla niego zbyt
    pospolite i mało ekscytujące i w efekcie porzucał je po kilku
    tygodniach.
    Pewnego dnia Valerie poddała Parkerowi pomysł, że jego
    bratu dobrze zrobiłoby uczestnictwo w projekcie, za który
    mógłby być w pełni odpowiedzialny i świadomy, iż w razie
    niepowodzenia sam będzie musiał sobie radzić z jego konse-
    kwencjami. Gdy tylko powstał projekt wykonania odwiertów
    w El Bahar, Parker zdał sobie sprawę, że to idealne zadanie
    dla jego braciszka. Przynosząc satysfakcję Jayowi, zapewni-
    łoby jednocześnie jemu samemu święty spokój. W dodatku,
    gdzie jak gdzie, ale na środku pustyni ciężko było spotkać
    jakąkolwiek kobietę. Wprawdzie od chwili zerwania z Lisą
    Jay wydawał się wyjątkowo cichy i przygnębiony, jednak
    teraz, gdy Valerie wyjechała, Parker nie mógł być pewien,
    czy tak naprawdę nic nowego się nie święci, jako że zawsze
    asystentka uprzedzała go o nowych podbojach miłosnych
    brata.
    Na szczęście tego wieczoru będzie mógł mieć na niego
    oko. Szczerze mówiąc, Parker w głębi serca cieszył się na
    myśl o czekającym ich przyjęciu, lubił bowiem jazz.
    53
    S
    R
    W dodatku wszyscy naokoło narzekali, że zbyt wiele czasu
    poświęca pracy, zaniedbując w ten sposób życie prywatne.
    Tym razem redaktorów prasy brukowej czeka praw-
    dziwa gratka, zobaczą bowiem jednocześnie obydwu bra-
    ci Laird, bogatych, całkiem przystojnych kawalerów do
    wzięcia.
    Te rozważania przerwało mu lekkie pukanie do drzwi,
    w których następnie pojawiła się głowa Abby.
    - Parker, właśnie dzwonił Peter Frostwood z Luizjany
    - poinformowała.
    Parker westchnął ciężko. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.