Home Leigh Lora Twelve Quickies of Christmas 03 Heather's gift 0421. Allison Heather Jak siÄ pozbyÄ Abby NajpićÂkniejsze opowieśÂci 03 Irlandzki romans Sandemo Margit Andrew Grey [Farm 04] Love Means... Freedom (pdf) Anthology Cherry Lovelace Merline Tajemnica medalionu BBC Learning English Adjectives and adverbs cgl carmen Koontz Dean TIK TAK Cox Connie Para prawie doskonaśÂa |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] - Zestaw do malowania twarzy, dziesięć plastikowych dyń, kilkanaście tuzinów balonów, wstążki, pojemnik z helem? - odczytywała Crleen z kartki, co chwila zerkając na Lizzie. - Robaki fosforyzujące, dziesięć pęków okolicznościowych świateł, kilka czaszek... inne śmieszne ruszające się zabawki? - No, wiesz, na nagrody. Pająki, muchy i temu podobne. Jak na dziecięce przyjęcie z okazji Halloween. - Nietoperze? - Mogą być. Gdzie jest Edward? - Jeśli ma trochę oleju w głowie, to się schował - Carleen zajrzała do kalendarza. - Powinien być teraz w Austin, a potem jedzie do Lubbock. - Wydawało mi się, że Lubbock mamy już z głowy. RS 121 - Jakiś urzędnik miał jeszcze kilka pytań, - Co to, czyżby Edward nie słyszał nigdy o telefonie? - Nie było ciebie, a musieliśmy podjąć jakąś decyzję... - Już dobrze - przerwała jej Lizzie. - Powiedz Edwardowi, gdy się odezwie, że ma po drodze wstąpić do Tulsy w Oklahomie. - A ty gdzie się wybierasz? - Do Dallas - odkrzyknęła Lizzie," zmierzając w stronę wewnętrznych schodów. - Tylko nie to - jęknęła Carleen. - Nie martw się. Najpierw załatwię wszystkie sprawy na miejscu. Resztą może się zająć Edward. - No, nie wiem. I tak zleciłaś mu aż za dużo. - Powiedz mu, że nadmiar snu szkodzi na zdrowie. - Lizzie wciąż miała w pamięci zaniedbania jakich Edward dopuścił się w projekcie Jareda. - Nie dalej jak wczoraj słyszałam o pewnej wycieńczonej kobiecie-architekcie, która udusiła swego asystenta po tym, jak zarwała całą noc, poprawiając jego błędy. - Ojej. Było aż tak zle? - Gorzej niż zle. Kto wie, czy dojdzie do otwarcia. - Niemożliwe! - Mam jednak pewien pomysł - oznajmiła Lizzie. - Postaraj się zdobyć co się da z tej listy. Tymczasem ja obejrzę sobie nasze domy tu, w Houston, a potem wrócę do Dallas. - A co z Hotelem Grozy? - Ponieważ telewizja ma już to, czego chciała, nic się nie stanie, jeśli nie będę na otwarciu... - Ależ Lizzie! Przecież marzyłaś o tym... - Wierz mi, wszystko jest w porządku - powiedziała ziewając. Jedyną rzeczą, jaka mogła uratować ją przed zaśnięciem, był prysznic. - Mam zostać i dopilnować, byś nie zasnęła? - Nie - odparła Lizzie zdecydowanie. - Założę się, że Jared też nie śpi. A jeśli on potrafi nie spać, to i ja mogę. RS 122 - Jared, obudz się! W pustym domu strachów rozległ się tym razem ludzki jęk. - Czy to ładnie tak spać w trumnie? - spytała Lizzie ze śmiechem, świecąc mu latarką prosto w oczy. - Wstawaj, masz zaiste makabryczne poczucie humoru. - Miejsce jest jak najbardziej odpowiednie - stęknął Jared. - Czuję się okropnie - wbił w nią pełne wyrzutu spojrzenie. - A może to już niebo? - Jared, gdzie są stolarze? - Odesłałem wszystkich do domu - odparł, spoglądając na zegarek. - Elizabeth, co ty tutaj robisz? Jest już prawie północ. - Nie dostałeś mojej wiadomości? - %7łe mam zostawić środek i zaczynać od końca? Owszem. - A więc? - Zamknij wieko, jak będziesz wychodziła. - Jared, wyłaz wreszcie z tej trumny! Znalazłam rozwiązanie dla naszych problemów - oznajmiła uroczyście Lizzie. - Majaczysz. Musisz się trochę przespać. - Widzę, że poddałeś się, prawda? - stwierdziła bardziej niż spytała, opierając się o trumnę. - Ty też, nie bądz więc taka mądralińska. - Odeszłam, bo nie chciałeś pójść na kompromis. A teraz się poddałeś. - Sądzę, że dotarła do mnie wreszcie cała absurdalność tego przedsięwzięcia - odparł Jared, zeskakując na podłogę. - Kto by pomyślał, że ja, Jared Rutledge, będę się zaharowywał przy twoim domu strachów. - Moim? - spytała Lizzie zdumiona. - Przede wszystkim to był twój pomysł. - Ale potem zrobił się z tego twój projekt. Dopiero wtedy zobaczyłem, jak wspaniały może być taki dom. Reklamowaliśmy go wszem i wobec jako dom firmy Wilcox. Jeśli otworzymy tylko połowę, ludzie będą rozczarowani. W tym układzie lepiej będzie, jeśli pozostanie zamknięty. Słysząc te słowa, Lizzie poczuła szybkie bicie swego zmęczonego serca. - Chcesz powiedzieć, że robiłeś to wszystko dla mnie? RS 123 - No wiesz... sam też byłem z niego całkiem dumny - odparł, przeciągając się. - Dumny z domu strachów? - Owszem - Jared uśmiechnął się szeroko. - Chciałem cię pobić twoją własną bronią. Skończyć 4om, podczas gdy ty twierdziłaś, że to niemożliwe. - Chciałeś mi udowodnić, że jesteś mądrzejszy? - mruknęła Lizzie, dając mu kuksańca w bok. - Chyba masz rację. Ale co ty tutaj robisz? Myślałem, że musisz przeprowadzać jakieś inspekcje? - To już załatwione. Zadziwiające, jak wiele rzeczy można zdziałać, kiedy nie marnujesz czasu na sen. Zanim Jared zdążył odpowiedzieć, usłyszała odgłosy zbliżającego się samochodu. Ktoś zatrąbił dwa razy. - Już są! - zawołała Lizzie i pobiegła do drzwi. - Kto przyjechał? Co się tutaj dzieje? Ciężarówka z frachtem lotniczym zatrzymała się przed frontem budynku. - Elizabeth, coś ty znowu wymyśliła? Lizzie jęknęła w duchu. Powiedział znów Elizabeth". - Pomóż kierowcy rozładować samochód, a ja podpiszę listę przewozową - mruknęła. Jared nie zadawał więcej pytań, tylko zaczął wnosić kartony do budynku i ustawiać je przy głównym wejściu. - Chodz, sprawdzimy, co jest w środku - zaproponowała Lizzie, gdy tylko ciężarówka odjechała. Posłał jej wymowne spojrzenie, po czym rozciął scyzorykiem taśmę samoprzylepną i zerknął do jednego z pudeł. - Czy ja dobrze widzę? To jakieś owady? - wyjął jednego i pokazał Lizzie. - To chrząszcz. Powinno ich być kilka tuzinów. Tymczasem Jared rozcinał już następne pudełko. A to co takiego? Na co nam to wszystko? - wskazał palcem galaretowatą masę. Lizzie poświeciła latarką, po czym zgasiła ją. RS 124 Galareta jarzyła się zielonym światłem. - To robaczki świętojańskie. Czyż nie są cudne? - Brak mi słów - odparł Jared i wskazał resztę kartonów. - A teraz wyjaśnij mi, o co tutaj chodzi. Co też Lizzie uczyniła. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||