Home Sandemo Margit Saga O Ludziach Lodu Tom 29 MiĹoĹÄ Lucyfera 10. Price Maggie Intryga i miĹoĹÄ Przedmiot poĹźÄ dania Cartland Barbara NajpiÄkniejsze miĹoĹci 61 Zakochany hrabia 035. Miles Cassie Zaufaj miĹoĹci Anna J. Evans Enchanted (EC) (pdf) Ebook Gil Boyne Hypnosis 101 Joel Dorman Steele A Brief History of the United States, Fourth Edition (1885) James White SG 04 Ambulance Ship Boca Bernardino Del Calligaris UcześÂ czarownika Harrison Harry Narodziny stalowego szczura |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] do szpitala na trzy dni i zaczniemy natychmiast. Potem tabletki trzy razy dziennie, po dziesięć miligramów. Ma do mnie przyjść za miesiąc. Powinna być w znacznie lepszym stanie. Przez resztę poranka pracowały bez wytchnienia. W południe upał zrobił się nie do wytrzymania. Mały wiatraczek nie dawał chłodu; raczej mieszał gorące powietrze, zamiast przynosić ulgę. Kate czuła, że wilgotnieją jej włosy. Były związane, lecz ich ciężar zdawał się powodować ból głowy. - Pora na lunch - oznajmiła Jill. - Ale mamy jeszcze kolejkę na pół kilometra. - Kiedy wrócimy, nie będzie krótsza. - Jill uśmiechnęła się smętnie. - Kolejka jest zawsze. Musisz nauczyć się odpoczywać, dawkować siły. Chodz. - Otworzyła drzwi. - Zobaczmy, jakie to kulinarne cuda nam dzisiaj przygotowano. A poza tym powinnaś jeszcze kogoś poznać. Kiedy weszły do nieco chłodniejszej, zacienionej jadalni dla personelu, Jill skierowała swe kroki w kierunku Grega, który właśnie nalewał kawę. - Och, błagam, nie przestawaj. Czarna i trzy łyżeczki cukru. Spojrzał na nie z uśmiechem. - Właśnie się zastanawiałem, czy nie zacząć was szukać. Masz, dobrze ci to zrobi. - Wręczył Kate filiżankę. - I jak? - Opowiem ci, kiedy otrząsnę się z szoku. - Kate zsunęła buty i opadła na krzesło. - O, jak dobrze... - Więc było aż tak zle? - No, jest to pewne przeżycie. - Wciągając aromatyczne zapachy w nozdrza, Kate wstała, by obejrzeć miski z jedzeniem, schowane pod pokrywami z siatki. - Nie wiedziałam, że jestem aż tak głodna - powiedziała i zauważyła, że do jadalni ktoś wchodzi. - Cześć, Sanje - zawołała Jill. - Poznaj Kate Stewart. Kate, to Sanje Daliwhal, specjalista ortopeda, ale podobno zna się na wszystkim. Ciemne oczy Hindusa zabłysły, gdy podał Kate dłoń. Był wysoki, miał około czterdziestu lat, zaś jego ostre rysy łagodził w tej chwili uśmiech. - Witamy w Ramindi. Ciekawe, co też pani o nas sądzi? - Witam, doktorze Daliwhal - rzekła Kate, czując mocny uścisk jego kościstej dłoni. - O nie, wszyscy nazywają mnie Sanje. - Wobec tego proszę mówić do mnie Kate. RS 35 - Przykro mi, że mnie nie było, kiedy przyjechałaś. - Prawdę powiedziawszy, nawet bym nie zauważyła, gdybyś był - odparła ze śmiechem. - Byłam nieco oszołomiona, łagodnie mówiąc. Od kiedy tu jesteś? - Od sześciu miesięcy. - Błysnął zębami w uśmiechu. - Ale czasami myślę, że znacznie dłużej. - Sanje był na stażu w Delhi - wyjaśniła Jill, nakładając na talerz sałatkę. - Mówię ci to, bo on jest za skromny, żeby się do tego przyznać. - Ależ ona się rządzi - mruknął Sanje. - A przedtem był na dwuletniej praktyce w Anglii - dodała Jill, obrzucając go pełnym wyższości spojrzeniem. - Naprawdę? - spytała Kate. - I jak ci się podobało? Roześmiał się. - To było bardzo cenne doświadczenie. - Jestem pewna - rzekła Kate z zapałem. - Mój ojciec jest internistą i czasem mu pomagałam. Raz przez miesiąc pracowałam w zastępstwie i wiem, jakie tam może być piekło. Kawy? Właśnie podniosła do góry dzbanek i podawała mu filiżankę, kiedy wszedł Sam. Jego przystojną twarz wykrzywił grymas zniechęcenia. - Spędzam ostatnio więcej czasu przy papierkach niż przy robocie, za którą mi płacą - jęknął i skrzywił się jeszcze bardziej. - Skoro już pełnisz tu honory domu, Kate, podaj mi, kawę. Bez cukru. Poczuła lekkie pulsowanie w skroniach, gdy napełniała jego filiżankę, marząc, by ręce przestały jej się trząść. Gdy mu ją podała, ich palce się spotkały i jej ręka zadrżała jeszcze bardziej. Odrobina kawy wylała się na spodeczek. Miał na sobie sprane dżinsy i białą koszulę. Kate umknęła wzrokiem w bok, ujrzawszy ironiczne rozbawienie w jego oczach. Poczuła zapach płynu po goleniu - i zapach zagrożenia. Zupełnie nie potrafiła tego zrozumieć. - Dobrze spałaś? - spytał. - Znakomicie, dziękuję. - Kilka razy odetchnęła głęboko, mając nadzieję, że rumieńce na jej policzkach Sam złoży na karb gorącej kawy, którą zaczęła pić. - Jak dzisiaj czuje się Ben? - Chyba trochę lepiej. - Stłumił ziewnięcie. - Widziałem go przed godziną. - Bardzo się cieszę. - Nie twierdzę, że najgorsze ma już za sobą, ale po raz pierwszy widzę tak wyrazną poprawę. Może niedługo wyślemy go do jego wioski? - Chyba jesteś zadowolony. RS 36 - Z doświadczenia wiem, że nie należy liczyć gruszek na wierzbie. - Przeniósł wzrok na Grega. - Jak tam w szpitalu? - Jako tako. - Greg odchylił się nieco na krześle, zakładając ręce za głowę i po chwili wracając do poprzedniej pozycji. -Obawiam się, że mogę tam utknąć na całe popołudnie. Mamy mnóstwo ciężarnych matek. Wszystkie mają w najbliższym tygodniu rodzić. Chyba długo stamtąd nie wyjdę. - A niech to! - mruknął Sam, pocierając czoło. - Myślałem, że uda się nam wreszcie pojechać do Mkesi. Jesteśmy do tyłu ze szczepieniami. Nie można by tych porodów jakoś przyspieszyć? Greg zrobił sceptyczną minę. - Chyba nie. Co najmniej w dwóch przypadkach przewiduję komplikacje. Nie możesz połowy szczepień przeprowadzić dzisiaj, a reszty w następnym miesiącu? - Wolałbym mieć to za sobą - odparł Sam ze zmarszczonym czołem. - Podobno z północy nadciąga paskudna epidemia odry. Wiesz, jak ta zaraza szybko się przenosi. Jest niebezpieczna zwłaszcza dla dzieci. - Potrząsnął z niezadowoleniem głową. - Obaj jesteśmy potrzebni. Greg dokończył kawę, podniósł do góry ręce i wstał. - Przepraszam, ale nic na to nie poradzę. Muszę być w sali operacyjnej za pół godziny, a potem ktoś musi zrobić obchód. Wez Kate, dobrze? Kate zrobiła niepewną minę. - Chętaie pomogę, ale... - Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł - odparł Sam z wyrazną dezaprobatą. - Przecież prędzej czy pózniej ona i tak musi się w tym wszystkim zorientować - rzekł Greg. - Może lepiej zacząć już teraz? Kate głęboko odetchnęła. - Co to jest to Mkesi? - To jedna z większych osad - odparł Greg. - Zwykle jezdzimy tam co miesiąc. Chyba ci się spodoba. - To nie jest takie proste - zaczął Sam. - Och, Sam, daj dziewczynie szansę - przerwał mu Greg. - Przecież ciągle powtarzasz, że wszyscy musimy umieć robić wszystko. Nie chce, żebym z nim jechała, pomyślała Kate, czując pulsowanie w [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||