Home Sandemo Margit Saga O Ludziach Lodu Tom 29 Miłość Lucyfera Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 61 Zakochany hrabia 072. Evans Jean Nie odrzucaj mojej miłości 035. Miles Cassie Zaufaj miłości Bourdais Gildas UFO 50 Tajemniczych Lat Barret_William_E_ _Czarnoksieznik_scr LA Banks Huntress 10 The Darkness Gabrielle Evans Moonlight Breed 2 By the Light of the Moon Carroll Jonathan KośÂ›ci ksi晜źyca (pdf) Lois McMaster Bujold Borders of Infinity |
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] okreÅ›liÅ‚em zabawÄ™, do której paniÄ… namawiaÅ‚em. Leciutko pochyliÅ‚ siÄ™ w jej stronÄ™. Whitney byÅ‚a pewna, że ten ruch niczego nie sugerowaÅ‚, lecz mimo to poczuÅ‚a, że ma gÄ™siÄ… skórkÄ™· - LiczÄ™ na to, że uzna pani ten incydent za psikus faceta, który jeszcze nie caÅ‚kiem wyrósÅ‚ ze studenckiej swobody. GÅ‚adko powiedziane, pomyÅ›laÅ‚a, oddajÄ…c pustÄ… szklankÄ™ przechodzÄ…cemu kelnerowi. - DziÄ™ki temu psikusowi trafIÅ‚ pan do policyjnej kartoteki. - Z czego bynajmniej nie jestem dumny. Mój ojciec także nie. Jest zbyt uprzejmy, skruszony, nazbyt ugrzeczniony, pomyÅ›laÅ‚a. Instynkt podpowiadaÅ‚ jej, że to tylko maska. W milczeniu patrzyÅ‚a na dÅ‚oÅ„ Copelanda, gdy znów podniósÅ‚ do ust kieliszek. DÅ‚ugie palce byÅ‚y opalone i wyglÄ…daÅ‚y na silne. Zdaniem lekarza sÄ…dowego wszystkie ofiary zmarÅ‚y w wyniku przedÅ‚użanego duszenia rÄ™kami. Bezwiednie wbiÅ‚a palce w udo, aby zapanować nad nerwami. Trzy lata, pomyÅ›laÅ‚a. Morderca dziaÅ‚aÅ‚ od trzech lat i na razie nie popeÅ‚niÅ‚ żadnego bÅ‚Ä™du. StojÄ…cy przed niÄ… mężczyzna byÅ‚ mÅ‚ody, przystojny, pod każdym wzglÄ™dem imponujÄ…cy. Nie sprawiaÅ‚ wrażenia kogoÅ›, kto Å‚atwo daje siÄ™ wyprowadzić z równowagi i robi gÅ‚upstwa. Może wiÄ™c należy trochÄ™ go sprowokować. - Szesnastego maja skoÅ„czyÅ‚ pan studia na Uniwersytecie PoÅ‚udniowej Kalifornii - wycedziÅ‚a. - Tutaj przyleciaÅ‚ pan dziewiÄ™tnastego. Copeland poruszyÅ‚ kieliszkiem i szampan zawirowaÅ‚. - Czy gdzieÅ› w tym stwierdzeniu jest ukryte pytanie? - Może mi pan powiedzieć, co pan robiÅ‚ dwudziestego wieczorem? - PodaÅ‚a dzieÅ„, kiedy ostatni raz widziano żywÄ… ostatniÄ… ofiarÄ™. . - Nie w tej chwili. - Copeland lekko wzruszyÅ‚ ramionami. - MusiaÅ‚bym zajrzeć do kalendarza. SprawdzÄ™ i do pani zadzwoniÄ™· - Jutro. - Wyjęła z torebki sÅ‚użbowÄ… wizytówkÄ™. - Od ósmej bÄ™dÄ™ w biurze. Nie spojrzawszy na bilecik, wsunÄ…Å‚ go do kieszeni. - OdezwÄ™ siÄ™ - oÅ›wiadczyÅ‚ spokojnie. Fakt, że nie obruszyÅ‚ siÄ™ z powodu jej dociekliwoÅ›ci, jeszcze wzmógÅ‚ podejrzliwość Whitney. - Dobry wieczór, pani sierżant - powiedziaÅ‚ Bill Taylor, jednoczeÅ›nie ujmujÄ…c jÄ… za Å‚okieć. - MiÅ‚o mi znów paniÄ… widzieć. ChciaÅ‚a coÅ› odpowiedzieć, ale nie byÅ‚a w stanie. Jakim cudem mógÅ‚ w smokingu wyglÄ…dać tak seksownie, że każda kobieta na jego widok osÅ‚abÅ‚aby z pożądania? Może tak dziaÅ‚aÅ‚y te szerokie ramiona, które zdawaÅ‚y siÄ™ przesÅ‚aniać caÅ‚y Å›wiat? Albo ten profil o szlachetnej linii? A może to uÅ›miech, siÄ™gajÄ…cy aż do niesamowicie bÅ‚Ä™kitnych oczu sprawiÅ‚, że Whitney caÅ‚kiem oniemiaÅ‚a? - Witam, panie Taylor - odezwaÅ‚ siÄ™ Andrew. - Znów siÄ™ spotykamy. - W przyjemniejszych okolicznoÅ›ciach. - Bill uÅ›cisnÄ…Å‚ podanÄ… przez Copelanda rÄ™kÄ™. - ZwiÄ™ta racja. - Andrew, kochanie, tutaj jesteÅ›! Whitney ze zdumieniem spojrzaÅ‚a na kobietÄ™, która niemal rzuciÅ‚a siÄ™ na Copelanda. MiaÅ‚a okoÅ‚o pięćdziesiÄ™ciu kilku lat i jasne, siwiejÄ…ce na skroniach wÅ‚osy. PosÄ…gowe ciaÅ‚o opinaÅ‚a bÅ‚yszczÄ…ca, czerwona suknia, ozdobiona cekinami, a upierÅ›cienionÄ… dÅ‚oÅ„, którÄ… wpiÅ‚a siÄ™ w ramiÄ™ Andrew, zdobiÅ‚y dÅ‚ugie paznokcie w kolorze stroju. Kobieta obdarowaÅ‚a Copelanda pocaÅ‚unkiem zÅ‚ożonym w pobliżu obu policzków i pogroziÅ‚a mu palcem, na którym lÅ›niÅ‚ spory brylant. - Ty niedobry chÅ‚opaku. Dlaczego zjawiÅ‚eÅ› siÄ™ tak pózno? Twój ojciec chce, żebyÅ› wraz z gubernatorem pozowaÅ‚ do zdjęć do nastÄ™pnego numeru. - Dla ciebie wszystko, czego zapragniesz, Ksena. Koóieta z zadowoleniem skinęła gÅ‚owÄ…, wzięła Copelanda pod ramiÄ™ i odwróciÅ‚a siÄ™ do Billa i Whitney. - Andrew, musisz przedstawić mnie tej uroczej parze. - OczywiÅ›cie. ProszÄ™, poznajcie siÄ™ paÅ„stwo. Ksena Pugh, redaktor naczelna miesiÄ™cznika "Insi de the City" i zastÄ™pca prokuratora okrÄ™gowego Taylor wraz z sierżant Shea - gÅ‚adko wyrecytowaÅ‚ Copeland. - Ach, rycerze walczÄ…cy ze zÅ‚em! - zawoÅ‚aÅ‚a z emfazÄ… Ksena. - LubiÄ™ pani czasopismo, panno Pugh. - Taylor uÅ›cisnÄ…Å‚ podanÄ… mu dÅ‚oÅ„. - Mówmy sobie po imieniu. - Na moment dotknęła czoÅ‚a. - JeÅ›li dobrze pamiÄ™tam, prokurator wraz z żonÄ… wyjechaÅ‚ dzisiaj na trzy tygodnie do Anglii. Rozumiem, że ty zostaÅ‚eÅ›, aby strzec przestrzegania prawa. - UczyniÄ™, co w mojej mocy. Ksena zerknęła na Whitney, nastÄ™pnie na trzymajÄ…cÄ… jÄ… za Å‚okieć rÄ™kÄ™ Billa. - Pani też tego dopilnuje, prawda? W jakim wydziale policji pani pracuje? - W wydziale zabójstw. - IntrygujÄ…ce. - Brylanty znów bÅ‚ysnęły, gdy Ksena poruszyÅ‚a dÅ‚oniÄ…. - Musicie mi obiecać wywiad. Policjantka i prokurator za dnia walczÄ… ze zÅ‚em, a noc spÄ™dzajÄ… w swoich ramionach. Whitney zesztywniaÅ‚a. - JesteÅ›my ... - ... w tej chwili zbyt zajÄ™ci, żeby udzielić wywiadu - szybko dokoÅ„czyÅ‚ za niÄ… Bill, zaciskajÄ…c palce na jej przedramieniu. - Moja strata - stwierdziÅ‚a Ksena - ale tylko odraczam wam termin. Natomiast jutro zamykam numer i muszÄ™ mieć te zdjÄ™cia Andrew, wiÄ™c ciÄ™ porywam. - Moja strata - mruknęła Whitney, gdy Ksena oddaliÅ‚a siÄ™, holujÄ…c Copelanda za sobÄ…. - Mój zysk - oÅ›wiadczyÅ‚ Taylor. UjÄ…Å‚ dÅ‚oÅ„ Whitney i pociÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… na parkiet. ROZDZIAA CZWARTY - Panie Taylor. .. - Mam na imiÄ™ Bill. - To nie jest randka - Whitney usiÅ‚owaÅ‚a nie stracić z oczu Andrew Copelanda - i nie przyszÅ‚am tutaj, żeby siÄ™ bawić. - ZdajÄ™ sobie z tego sprawÄ™. - SpojrzaÅ‚ przez ramiÄ™, nadal trzymajÄ…c dÅ‚oÅ„ Whitney, ponieważ podobaÅ‚a mu siÄ™ gÅ‚adkość jej skóry. ~ Obiekt naszego zainteresowania wÅ‚aÅ›nie zamierza pozować do zdjęć z gubernatorem. BiorÄ…c pod uwagÄ™ caÅ‚Ä… niezbÄ™dnÄ… krzÄ…taninÄ™, zajmie to przynajmniej pół godziny. I bardzo dobrze, ponieważ powinniÅ›my porozmawiać. - W tym celu nie musimy taÅ„czyć. - Racja. Możemy wyjść na zewnÄ…trz ... - Wykluczone, dopóki junior jest w sali. - Whitney popukaÅ‚a palcem w sygn'hlizator umocowany do cieniutkiego paska torebki. - PilnujÄ…cy drzwi policjant przekaże mi zakodowanÄ… informacjÄ™, gdyby Copeland postanowiÅ‚ wyjść. Do tego czasu zamierzam tu tkwić. - Tu od haÅ‚asu pÄ™kajÄ… bÄ™benki w uszach - stwierdziÅ‚ spokojnie Bill. - Nie mam ochoty wrzeszczeć, ponieważ tego nie lubiÄ™ i nie zapewnia to dyskrecji. KÄ…tem oka rzeczywiÅ›cie zauważyÅ‚, że parÄ™ osób zerka na nich z zainteresowaniem, stali bowiem bez ruchu na parkiecie. PochyliÅ‚ siÄ™ w stronÄ™ Whitney. Gdyby zbliżyÅ‚ siÄ™ jeszcze trochÄ™, ich usta by siÄ™ zetknęły. Na myÅ›l o tym poczuÅ‚ niepokój w lÄ™dzwiach. - A temat rozmowy wymaga ... bardziej intymnego tonu - koÅ„tynuowaÅ‚.- Chyba zgodzi siÄ™ pani ze mnÄ…? RozchyliÅ‚a wargi, a w jej oczach zamigotaÅ‚a obawa. Odsunęła siÄ™ odrobinÄ™ do tyÅ‚u. - Tak - przyznaÅ‚a po chwili milczenia. - Porozmawiamy'wiÄ™c podczas taÅ„ca. - WziÄ…Å‚ jÄ… w ramiona i uznaÅ‚ to za Å›wietny pomysÅ‚. - Gdyby to byÅ‚a randka, sierżancie, to przyjechaÅ‚bym po paniÄ… - dodaÅ‚, patrzÄ…c jej w oczy. - DziÄ™ki temu nie musiaÅ‚bym przez godzinÄ™ martwić siÄ™ o paniÄ…. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||