Home 10. Price Maggie Intryga i miĹoĹÄ Przedmiot poĹźÄ dania Cartland Barbara NajpiÄkniejsze miĹoĹci 61 Zakochany hrabia 072. Evans Jean Nie odrzucaj mojej miĹoĹci 035. Miles Cassie Zaufaj miĹoĹci carmen MacLean Alistair (1970) Tabor do Vaccares Andre Norton Wygnanka Chmielewska Joanna 19 Trudny trup Dreissig, Georg Der Sohn des Spielmanns GX 5 |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] życie uważają, że starają się za mało i robią nie to co trzeba. I jest to cecha, której nie można się pozbyć. Jechali w szarobiałym tumanie, który zdawał się przez szczeliny w drzwiach przenikać do wnętrza powozu. Tylko od czasu do ezasu w okolicach, gdzie teren się wznosił i nie było mgły, widzieli jakieś fragmenty krajobrazu. - No tak - powiedział Paul ze swoim sympatycznym uśmiechem. - No tak, Sago. Nareszcie nadszedł czas, byś nam opowiedziała o tych niezwykłych Ludziach Lodu. - A właśnie, gdzie słyszałeś o mojej rodzinie? - zapyta- ła Saga. - Och, podróżuję pomiędzy Szwecją i Norwegią, często bywam w Christianii, gdzieś w tamtych okolicach musiał mi ktoś powiedzieć, ale to było dawno temu. To możliwe, pomyślała Saga. Ludzie Lodu nie żyli przecież w izolacji, trudno się dziwić, że sobie o nich opowiadano. W każdym razie w Norwegii, gdzie używają jeszcze starego nazwiska. Uśmiechnęła się. - Sądzę jednak, że nie tylko ja mam do opowiedzenia ciekawą historię. Każdy z was pewnie także przeżył to i owo. - Myślę, że tak - roześmiał się Paul. - Ale panie zawsze mają pierwszeństwo. - Pod warunkiem, że obaj obiecacie pójść za moim przykładem. Obiecali. Saga nie spuszczała oczu z urodziwego Paula. Po prostu nie mogła patrzeć w inną stronę. Był jak dzieło sztuki, doskonałe do najdrobniejszego szczegółu. Te wielkie, błękitne oczy ocienione długimi rzęsami, złociste włosy, delikatna cera, wspaniałe zęby... Stwórca musiał być w dobrym humorze tego dnia, kiedy Paul von Lengenfeldt przyszedł na świat. Marcela dobrze nie widziała, bo siedział obok niej. Miała tylko nieodpartą, prymitywną świadomość, że jest przy niej mężczyzna. W ciasnym powozie trudno jej było uniknąć dotykania kolan Paula, ale on nie działał na nią tak silnie. Było jasne, że powóz opuścił zamieszkane okolice. Trzęsło coraz bardziej, pojazd kołysał się z boku na bok, koła obracały się z trudem, karoseria skrzypiała. - No dobrze, tylko od czego zacząć? - zastanawiała się Saga. - Historia Ludzi Lodu jest niezwykle bogata, przedstawię ją tylko w najogólniejszych zarysach. Po czym opowiedziała o Tengelu Złym i jego do- tkniętych dziedzictwem potomkach. O Tengelu Dobrym, który zdołał w pewnym stopniu złagodzić przekleństwo, przynajmniej na tyle, że prócz obciążonych na świat przychodzą także wybrani. Opowiadała o Shirze i o Hei- kem, za którym wszyscy tak bardzo tęsknią, a Paul przerywał jej wielokrotnie okrzykami w rodzaju: "Nie, to niemożliwe! Nie możesz traktować tego poważnie!" Marcel także odnosił się do jej opowiadania sceptycznie, wyczuwała to, choć się nie odzywał. Pózniej opowiedziała o alraunie, którą wiezie teraz do Norwegii i która, oczywiście, spoczywa zapakowana w kuferku, ale która jest czymś w rodzaju żywej istoty, gdyby chcieli pózniej zobaczyć ów niezwykły amulet, to... Chętnie na to przystali i prosili, by opowiadała dalej, ale wyezuwała w ich głosach niedowierzanie. Jak ich przekonać, skłonić, by mi uwierzyli, zastana- wiała się. Nie znam się przecież na czarach, a alrauna w mojej obecności się nie porusza. Dzielnie jednak brnęła dalej. Opowiadała o przodkach rodu, którzy pomagają nieszczęśnikom obciążonym dziedzictwem i próbują na- prawiać wyrządzone przez nich zło, ale którzy nie mają możliwości nawiązania kontaktu z wybranymi. O szarym ludku, który Vinga i Heike sprowadzili na świat, a który potem odmówił opuszczenia Grastensholm. I wreszcie o dziwnych demonach, które w istocie pomogły Ludziom Lodu, a zwłaszcza Tuli, w walce z Tengelem Złym. - I to jest właśnie niepojęte - powiedziała na koniec. - Bo demony należą przecież do złych mocy. Nikt nigdy nie słyszał o demonach przyjaznych ludziom! Paul uśmiechał się z tego jej przejęcia, natomiast Marcel oparł się wygodniej i rzekł: - Z czysto teoretycznego punktu widzenia sprawa nie jest taka dziwna, jak się na pozór wydaje, Sago. Właśnie o tym rozmawialiśmy wczoraj, o istocie zła. - Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała prze- straszona, że nie pojmuje jego zbyt jak dla niej uczonych wyjaśnień. On chyba zrozumiał, bo wytłumaczył jej wszystko używając mniej wyszukanych słów: - O ile dobrze pojąłem, to Tengel Zły rzeczywiście dotknął samej istoty zła, kiedy dotarł do yródeł %7łycia i do ciemnej wody. To musiało wstrząsnąć ziemią do samej głębi. Saga skinęła głową. - Opowiadano o drganiaeh morskiego dna i skał i o straszliwym krzyku, jaki się wtedy wydobywał spod ziemi. - Otóż to! Jak widzisz, ja wierzę w twoje opowiada- nie, uważam, że powątpiewanie byłoby dla ciebie obraz- liwe. Ale czy pamiętasz, o czym rozmawialiśmy wczoraj? %7łe Szatan, taki jak go określa chrześcijaństwo, jest jedynie małym fragmentem zła? Trzeba ci wicdzieć, że pierwsi ojcowie Kościoła mieli nie lada dylemat, kiedy należało objaśnić problem diabła. Nie chcieli za nic definiować zła jako samoistnej siły, która by egzystowała na świecie równocześnie z Bogiem. Bowiem ich Bóg był Ojcem wszystkiego, był Jedynym! Wszystko musiało być stwo- rzone przez niego. Również Szatan. Dlatego połączyli dwie pierwotnie różne opowieści. Tę o Lucyferze, aniele, który przeciwstawił się Panu... - Tak - wtrąciła Saga. - Ja znam tę opowieść. Lucyfer został za karę strącony do otchłani. - To prawda - uśmiechnął się Marcel. - Ojcowie Kościoła dokonali tu jednak nadużycia twierdząc, że ten upadły anioł, Lucyfer, stał się Szatanem. Tak naprawdę Szatan był pradawnym bóstwem, które egzystowało od tysięcy lat. - A zatem Lucyfer nie jest zły? Tym razem Marcel powstrzymał uśmiech. - Cóż, aniołem to on już nie jest. I wątpię, czy ktoś, kogo zmuszono do życia przez całą wieczność w otchłani, zdolny jest kochać ludzi. To przecież z ich powodu został tam wtrącony. - Tak, pamiętam, za co się tam dostał. - A zatem traktuj Lucyfera tak, jak na to zasługuje. Uważaj, że jest to upadły anioł. Czarny anioł. I nie do nas należy rozstrzyganie, czy jest dobry, czy zły. Choć bardziej prawdopodobne jest to ostatnie. Paul poruszył się, jakby go coś uwierało. Wyraz jego twarzy wskazywał, że nie bardzo mu się ta rozmowa podoba, zwłaszcza że wszelkie próby uwodzenia Sagi spalały na panewce. Młoda dama odsuwała się od niego zdecydowanie. Powóz nagle gwałtownie skręcił i Saga mimo woli wpadła na Marcela. On ją podtrzymał, nie mogło być inaczej, i przcz chwilę czuła jego ręce na swoim ciele. Przerażona własną reakcją wyprostowała się i prze- prosiła. Z jednym ze swoich najbardziej czarujących uśmie- chów Paul zaproponował: - Sądzę, Marcelu, że powinniśmy się zamienić miejs- cami. Co ty na to, Sago? Ona, skrępowana, nie odpowiedziała na pytanie. Rzek- ła natomiast stanowczo: - No, a wracając do demonów... - No właśnie, wybacz mi, rzadko mi się zdarza wtrącać takie długie dygresje. Przepraszam - uśmiechnął się Marcel, a Sadze ten jego uśmiech niezwykle się spodobał. Nie rozumiała też, dlaczego jest taka poruszo- na. Oprócz sprawy z Lennartem nie bardzo się dotychczas zajmowała mężczyznami. I gdyby powiedzieć prawdę, to Lennart wcale jej tak bardzo nie podniecał, w każdym razie nie było o czym mówić. Mimo to przecież właśnie on, Lennart, znaczył dla niej najwięcej ze wszystkich młodych mężczyzn, których spotkała i którzy jej się podobali. Ale bliskość Marcela sprawiła, iż doznawała zawrotów głowy. Musiała spuścić wzrok, nie była w stanie patrzeć mu w oczy. Marcel nie zdążył dokończyć swoich wyjaśnień o de- monach, gdy Paul przerwał mu zirytowany: - Wszystko to tylko takie wyssane z palea sprawy, krótko mówiąc, niepoważne gadanie. Chciałbym się [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||