Home Jeff Kirvin Unification Chronicles Between Heaven and Hell 036. Armstrong Lindsay Ĺlub w Australii 211. Sylvia Andrew Demony przeszĹoĹci Jeff Lindsay Dexter 3 Dexter in the Dark Desiree Holt Downstroke [EC Breathless] (pdf) Roberts Nora ReguśÂy gry Graham Masterton Tengu Cassie Miles Zabójczy wdzićÂk Annie Dean Bonnie Dee Dionne Galace Boundless [ Anthology ](Liqu herrmann horst Jan Pawel II zlapany za slowo |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Z tym, oczywiście, że trzymałem stronę Debory, a Deborę właśnie znokautowano. Otworzyła usta, po chwili je zamknęła i przybierając minę obojętnej policjantki, zacisnęła zęby tak mocno, że zadrżały jej mięśnie szczęki. Piękne przedstawienie, ale szczerze mówiąc, nie umywało się do spektaklu, jakim uraczyła nas LaGuerta. Pozostała część odprawy przebiegła bez żadnych niespodzianek. Nikt nie miał nic do powiedzenia ponad to, co zostało już powiedziane. Dlatego niedługo po mistrzowskim sztychu pani detektyw wszystko się skończyło i wyszliśmy na korytarz. 69 - Niech ją diabli - wymamrotała pod nosem Debora. - Niech ją diabli! Niech ją diabli! - Absolutnie. - Musiałem się z nią zgodzić. Aypnęła na mnie spode łba. - Wielkie dzięki, braciszku. Pomogłeś mi jak cholera. Uniosłem brew. - Przecież uzgodniliśmy, że nie będę się wtrącał. %7łeby cała zasługa przypadła tobie. - Aadna mi zasługa - prychnęła. -Wyszłam na idiotkę. Z całym szacunkiem, kochana siostrzyczko, ale spotkałyście się w połowie drogi. Debora spojrzała na mnie, odwróciła wzrok i z odrazą podniosła ręce. - A co miałam powiedzieć? Nie należę nawet do zespołu. Jestem tu tylko dlatego, że kapitan kazał im mnie przyjąć. - Nie każąc im ciebie słuchać - dodałem. - No i mnie nie słuchają - odparła z rozgoryczeniem. - I nie będą słuchać. Zamiast trafić do wydziału zabójstw, skończę na ulicy, wypisując mandaty za złe parkowanie. - Zawsze jest jakieś wyjście. Spojrzała na mnie z dogorywającą iskierką nadziei w oczach. Jakie? Posłałem jej mój najbardziej pocieszający i najbardziej wyzywający uśmiech z cyklu: tak naprawdę to nie jestem rekinem. Znajdz tę chłodnię, siostrzyczko. Moja kochana Debora odezwała się dopiero trzy dni pózniej, a trzy dni bez rozmowy ze mną to bardzo długo jak na nią.Wpadła do laboratorium w czwartek, zaraz po lunchu, z bardzo skwaszoną miną. - Znalazłam - powiedziała. Nie wiedziałem, o co jej chodzi. Co znalazłaś, Deb? Fontannę wiecznej goryczy? - Ten samochód. Tę chłodnię. To wspaniała nowina.W takim razie dlaczego wyglądasz tak, jakbyś miała ochotę przylać komuś w twarz? 70 - Bo mam. - Rzuciła na biurko cztery czy pięć spiętych zszywka-mi kartek. - Spójrz. Zerknąłem na pierwszą stronę. - Aha. Ile tego jest? Dwadzieścia trzy. Dwadzieścia trzy skradzione chłodnie, i to tylko w ostatnim miesiącu. Ci z drogówki mówią, że większość kończy w kanałach. %7łe palą je, a potem spychają do kanału, żeby dostać odszkodowanie. Nikt ich za bardzo nie szuka. Tych też nie szukali i nie zamierzają. Witamy w Miami. Debora westchnęła, zabrała listę i opadła na krzesło, jakby zgubiła wszystkie kości. - Nie ma mowy, żebym wszystkie sprawdziła. Nie sama. Potrwałoby to kilka miesięcy. Cholera. I co my teraz zrobimy? Pokręciłem głową. - Przykro mi, Deb, ale teraz musimy zaczekać. - I tyle? Wystarczy zaczekać? - Wystarczy. I wystarczyło. Czekaliśmy dwa tygodnie, tylko dwa. Czekaliśmy i wreszcie.. 9 Obudziłem się zlany potem, nie wiedząc, gdzie jestem i absolutnie przekonany, że wkrótce dojdzie do kolejnego morderstwa. Ten facet czyhał gdzieś niedaleko. Szukał następnej ofiary, prześlizgiwał się przez miasto jak rekin przez rafę. Byłem tego tak pewien, że niemal słyszałem szelest rozwijającej się taśmy klejącej.Tak, czyhał tam, zataczał wielkie, leniwe kręgi, karmił swojego Mrocznego Pasażera i rozmawiał z moim. A ja towarzyszyłem mu we śnie jak widmowa ryba-pilot. 71 Usiadłem i zerwałem z łóżka zmięte posłanie. Budzik wskazywał czternaście minut po trzeciej nad ranem. Chociaż odkąd się położyłem, upłynęły tylko cztery godziny, czułem się tak, jakbym przez cały ten czas przedzierał się przez dżunglę z fortepianem na grzbiecie. Spocony, zesztywniały i ogłupiały, nie potrafiłem spłodzić ani jednej myśli poza tą, że to tam dzieje się beze mnie. Nie ulegało wątpliwości, że już sobie nie pośpię. Zapaliłem światło. Ręce miałem lepkie i rozedrgane. Wytarłem je w prześcieradło, ale to nie pomogło. Prześcieradło też było wilgotne. Chwiejnie wszedłem do łazienki i odkręciłem kran.Woda była ciepła, miała pokojową temperaturę i przez chwilę, może przez sekundę, myłem ręce we krwi, i na chwilę woda zmieniła się w krew. Chociaż w łazience panował półmrok, cała umywalka spłynęła krwistą czerwienią. Zamknąłem oczy. I przeniosłem się do innego świata. Wiedziałem, że to tylko gra światła i sztuczki rozespanego mózgu, wiedziałem, co trzeba zrobić. Zamknij oczy, otwórz je i złudzenie pryśnie i znowu zobaczysz czystą wodę.Tymczasem było tak, jakbym zamykając oczy na tym świecie, otwierał je w innym. Znowu śniłem. Niczym ostrze noża znowu unosiłem się nad światłami Biscayne Boulevard, zimny i ostry znowu zmierzałem do celu... Otworzyłem oczy. Woda była tylko zwykłą wodą. Ale kim byłem ja? Gwałtownie potrząsnąłem głową. Bez paniki, staruszku. Tylko się nie złość. Proszę. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem w lustro. W lustrze wyglądałem tak jak zwykle. Spokojna, opanowana twarz. Spokojne, nieco szydercze, niebieskie oczy. Doskonała imitacja żywego człowieka. Nie licząc włosów, które sterczały jak włosy [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||