Home
Sandemo Margit Saga O Ludziach Lodu Tom 29 Miłość Lucyfera
10. Price Maggie Intryga i miłość Przedmiot pożądania
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 61 Zakochany hrabia
072. Evans Jean Nie odrzucaj mojej miłości
Marinelli Carol śÂšlub w Las Vegas
Dwie miśÂ‚ośÂ›ci Mortimer Carole
Monitor_Ubezpieczeniowy_nr_34
James H. Schmitz Dangerous Territory
Charles Baxter The Soul Thief (v5.0) (pdf)
Lords of Finance_ The Bankers Who Broke Liaquat Ahamed
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katafel.pev.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    - Bo ja wiem... mogę spróbować.
    - W porządku. Ustalę jakiś termin w przyszłym tygodniu.
    A jeśli chodzi o tego Dysona... - Urwał, szukając odpowiednich słów. - Po
    zastanowieniu doszedłem do wniosku, że posunąłem się za daleko. Możesz...
    lepiej zapomnij, co wtedy powiedziałem.
    - Który fragment? - spytała, szczerze zdziwiona.
    Nachmurzył się. Podejrzewał, że Clare tylko udaje, iż nie pamięta.
    - O randkach. Masz prawo do prywatnego życia.
    - Dziękuję - rzekła oschle.
    Marchand poczuł ogarniający go gniew. Był przekonany, że zachowuje
    się nader przyzwoicie, a tymczasem Clare sprawiała wrażenie, jakby nie
    odczuwała ani odrobiny wdzięczności. W dodatku i ona miała poirytowaną
    minę.
    - Czy to wszystko, proszę pana?
    - Nie - odparł złowróżbnym tonem, z trudem hamując wściekłość. Ruszył
    za Clare i stanął w drzwiach spiżarni. - Chcę wiedzieć, co masz zamiar zrobić.
    - W jakiej sprawie?
    - W sprawie randki z Dysonem - wycedził ze złością.
    - Nie wiem. - Clare wzruszyła ramionami. - Będę musiała jeszcze o tym
    pomyśleć... Skoro otrzymałam pańskie pozwolenie... - dodała głosem pełnym
    ironii.
    - Cholera! Ty jesteś zupełnie niemożliwa! - Marchand najwidoczniej tracił
    już cierpliwość. - Robię, co mogę, żeby traktować cię przyzwoicie i stale ci
    ustępuję, bardziej niż którejkolwiek twojej poprzedniczce. Przymykam oczy na
    to, że zachowujesz się niegrzecznie wobec moich gości... Tak, pani Millar
    opowiedziała mi ze szczegółami waszą ostatnią rozmowę... Daję ci niezłą pensję
    i pozwalam prowadzić dom wedle twego uznania. A mimo wszystko czuję się
    119
    R S
    tak, jakbyś to ty mnie wyświadczała wielką łaskę. Jak to robisz? - zakończył z
    westchnieniem.
    - Jeśli panu się coś nie podoba... - zaczęła Clare.
    - Wiem, wiem. Mogę cię zwolnić - dokończył Marchand.
    - Nie bądz taka pewna, że tego nie zrobię. Aż tak ważna to nie jesteś -
    mruknął pod nosem. Odwrócił się na pięcie i odszedł.
    Jego słowa wprawiły Clare w osłupienie. Nigdy nie podejrzewała, że
    mogłaby być niezastąpiona dla takiego człowieka. Nie rozumiała jego
    postępowania. Po każdej gniewnej wymianie zdań oczekiwała zwolnienia. To,
    co przed chwilą usłyszała, dało jej znów do myślenia.
    Nie mogąc znalezć innej przyczyny, doszła do wniosku, iż wciąż jeszcze
    ma pracę tylko ze względu na Louise albo na Milesa. Być może Marchand
    obiecał siostrze, że zatrudni jej protegowaną na trzy miesiące; wobec tego
    zostały jeszcze trzy tygodnie. Możliwe też, iż bierze pod uwagę dobro swego
    dziecka i dlatego powstrzymuje się z ostateczną decyzją.
    Takie wytłumaczenie nie wzbudziło zachwytu Clare. Wolałaby nie stawać
    się osobą ważną w życiu chłopca. Nie chciała, aby zbytnio na nią liczył.
    Postanowiła przecież, że z nikim nie zwiąże się na dobre. Dlatego bardzo się
    ucieszyła, że Miles znalazł kolegę.
    Któregoś dnia chłopcy razem przyjechali ze szkoły. Miles przedstawił
    Angusa i zaraz obaj poszli na górę. W czasie podwieczorku chłopcy z
    ożywieniem rozmawiali. Głównym tematem ich żartów byli nauczyciele, a
    powodem skarg ilość pracy domowej. Clare słuchała ich zadowolona, że Miles
    wreszcie znajduje się w towarzystwie rówieśnika.
    Marchand na szczęście zaakceptował miłego chłopca o wyjątkowo dużym
    zasobie wiadomości. Po obiedzie, kiedy zostali sami, zapytał:
    - Co sądzisz o Angusie?
    - Podoba mi się - odparła, zaskoczona, że ma wyrazić swoje zdanie.
    Fenwick pokiwał głową.
    120
    R S
    - Bardzo inteligentny. I biorąc pod uwagę to, z jakiego środowiska
    pochodzi, jest bardzo zrównoważony.
    - Tak tam zle? - spytała Clare, która poznała chłopca, lecz nie jego dom.
    - Beznadziejnie. - Fenwick skrzywił się. - Mieszka na piętnastym piętrze
    obskurnego bloku; ściany całe posmarowane, winda zepsuta, szyby powybijane.
    Zawiozłem go aż na górę. Matki nie było w domu, ale to normalne, bo pracuje
    do drugiej w nocy. Angus jest pozostawiony sam sobie. Mieszkanie wygląda
    strasznie, ale on nawet nie usiłował przepraszać za bałagan. - W głosie
    Marchanda można było wyczuć podziw dla biednego dziecka.
    - Pewnie jest przyzwyczajony - szepnęła Clare.
    - Możliwe, ale to nie zmienia faktu, że miałem ochotę od razu zabrać go z
    powrotem. - Fenwick zaśmiał się niewesoło. - Jak się dobrze zastanowić, byłby
    to niezły żart.
    - Co pan chce przez to powiedzieć? - zapytała Clare, nie rozumiejąc, o co
    chodzi.
    - No przecież nie można powiedzieć, żebym sam był szczególnie dobrym
    ojcem - przyznał otwarcie.
    - To nie pana wina - wyrwało się Clare. Nie spodziewał się zrozumienia z
    jej strony.
    - Przecież nie tylko pan wychowywał Milesa - dodała.
    - To prawda - przyznał - ale właśnie w tym moja największa wina.
    Gdybym bardziej obstawał przy moich prawach rodzicielskich... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.