Home
Conan Doyle, Sir Arthur Baskerville
Out of Body Experiences
Moja pierwsza książeczka. W przedszkolu Anna Boradyń Bajkowska tłum
Edigey Jerzy Wycieczka ze Sztokholmu
ambergris
Bloodlines Laurence James(1)
Ed Lacy Enter Without Desire (pdf)(1)
Charles Williams The Diamond Bikini (1956) (pdf)
Hassel_Sven_ _Zlikw
Gromyko Olga Najwyśźsza wiedśĹźma 2
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katafel.pev.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    ostatni rozpaczliwy wrzask, a potem rozległ się głuchy łoskot. Stanęliśmy, nadsłuchując. śaden
    inny dzwięk nie przerwał ju\ przytłaczającej ciszy tej bezwietrznej nocy.
    Holmes przycisnął dłoń do czoła, jak człowiek nieprzytomny. Po chwili tupnął niecierpliwie.
     Zwycię\ył, Watsonie. Spózniliśmy się.
     Nie, nie... To niemo\liwe!
     Jestem chyba szalony, \e do tej chwili zostawiłem go w spokoju! Patrz, Watsonie, co wynikło
    z tego, \e opuściłeś zamek! Ale przysięgam, je\eli stało się najgorsze, co mogło się stać,
    zemścimy się.
    Biegliśmy w ciemności, potykając się o głazy, przedzierając przez krzaki jałowca, wdrapując na
    wzgórza i zbiegając ze stoków. ciągle kierując się do miejsca, skąd dobiegały nas straszne
    odgłosy. Z ka\dego wzgórza Holmes rozglądał się uwa\nie dokoła. ale czarny mrok zalegał
    moczary a wśród rozległego pustkowia nic się nie poruszało.
     Czy coś widzisz?
     Nic.
     Ale... Słuchaj... Co to jest?
    Usłyszeliśmy cichy jęk. Znów, z lewej strony! Aańcuch skał kończył się tu nagle, tworząc urwistą
    pochyłość, w której le\ało cos czarnego i bezkształtnego. Przedzierając się wśród głazów,
    zbli\yliśmy się do tego miejsca i zobaczyliśmy mę\czyznę le\ącego twarzą do ziemi. Byt
    skulony, z głową pod sobą. Miał podniesione ramiona, a całe ciało skurczone jak do skoku.
    Wyglądał tak dziwacznie, \e nie zdawałem sobie sprawy, \e umierał. Ciemna postać, nad którą
    obaj pochylaliśmy się, nie wydała ju\ nawet najcichszego szeptu. Holmes przesunął ręką po
    le\ącym i poderwał się zaraz z krzykiem. Płomień zapałki, którą zaświecił, padł na jego
    zakrwawione palce i na strumień krwi, który wypływał z roztrzaskanej czaszki ofiary. Blask
    oświetlił jeszcze coś więcej  to było ciało sir Henryka Baskervilla! Zamarliśmy z przera\enia.
    Obaj pamiętaliśmy jego dziwaczny garnitur ceglastego koloru, w którym ujrzeliśmy go po raz
    pierwszy na Baker Street. Zdą\yliśmy go dostrzec nim zgasła zapałka, a razem z nią nasza
    nadzieja. Holmes odetchnął głęboko i, mimo ciemności, widziałem, \e zbladł.
     Bandyta!  syknąłem przez zaciśnięte zęby-  Nigdy sobie nie daruję, \e dopuściłem do
    tego nieszczęścia!
     Jestem bardziej winny od ciebie. Goniąc za drobnymi szczegółami, chcąc mieć niezbite
    dowody, pozwoliłem zabić swojego klienta. Jest to największa pora\ka, jaka mnie spotkała w
    mojej karierze. Ale skąd mogłem wiedzieć, \e sir Henryk, pomimo moich ostrze\eń, zechce
    nara\ać \ycie i będzie sam chodził po moczarach? Jak mogłem to przewidzieć?
     I pomyśleć, \e słyszeliśmy jego krzyki... Bo\e, co za krzyki!... i nie zdołaliśmy go ocalić!
    Gdzie jest ten okropny pies, który go zabił? Włóczy się pewnie jeszcze wśród skał. A Stapleton?
    Gdzie się kryje? Zapłaci za tę zbrodnię.
     Zapłaci. Ju\ ja się o to postaram. Stryj i bratanek zamordowani... Jeden umarł z przera\enia na
    sam widok zwierzęcia, które uwa\ał za coś nadprzyrodzonego, drugi znalazł śmierć uciekając
    przed tą bestią. Ale teraz musimy jeszcze dowieść związków między człowiekiem a zwierzęciem.
    A nie mo\emy nawet udowodnić, \e taki pies w ogóle istnieje, skoro tylko słyszeliśmy
    szczekanie i warczenie, a sir Henryk zmarł na skutek upadku. Ale przysięgam na wszystkie
    świętości, \e choć ten Stapleton jest przebiegły i sprytny, dopadnę go w ciągu dwudziestu
    czterech godzin.
    Ze ściśniętym sercem staliśmy nad okaleczonym ciałem, poruszeni nagłą i nieodwołalną
    katastrofą, która tak smutnie zakończyła naszą długą i trudną pracę.
    Księ\yc powoli wysuwał się zza chmur. Weszliśmy na skały, z których spadł nasz biedny
    przyjaciel i ze szczytu spoglądaliśmy na moczary, w połowie ju\ osrebrzone blaskiem księ\yca,
    w połowie jeszcze tonące w mroku.
    Daleko, w kierunku Grimpen, jaśniało jedno \ółte światełko. Mogło płonąć jedynie w samotnej
    siedzibie Stapletonów. Zakląwszy wściekle, podniosłem pięść i spytałem Holmesa:
     Dlaczego nie mielibyśmy schwytać go od razu?
     Nie mamy jeszcze wystarczających dowodów. Ten bandyta jest niezwykle zręczny i
    przebiegły. W sądzie nie chodzi o to, co się wie, ale o to, czego mo\na dowieść. Jeden fałszywy
    krok z naszej strony, a morderca mo\e nam się jeszcze wymknąć.
     Co w takim razie zrobimy?
     Będziemy mieli jutro wiele roboty, bądz spokojny. Tymczasem oddajmy naszemu biednemu
    przyjacielowi ostatnią posługę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.