Home Hassel.Sven Gestapo Jacqueline Lichtenberg [Lifewave 01] Molt Brother Dav Gordon Lucy Zareczyny w Monte Carlo Jedi Adam Upadek Jedi James Blish Surface Tension Dunlop Barbara Gorć cy Romans 959 Gra pozorów GombrowiczWitold TransAtlantyk Crespy Michel śÂowcy gśÂów Jack London On the Makaloa Mat and Island Tales |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] lojalności wobec Starego. * Sprzeciwiliśmy się mu * sprzeciwiliśmy mu się otwarcie, z bronią w ręku. * Wszystko to zapisał w swoim notatniku * dodał usłużnie Heide. * A jego notatnik wylądował w garnku! Gregor zanosił się śmiechem i znowu zaczął szczekać jak pies. Porucznik Lówe wrzasnął. Po prostu otworzył usta i wrzasnął. Niepotrzebne były żadne słowa. * iśśśś... * ostrzegawczo szepnął Stary, wreszcie otwierając oczy. * Zciągniecie na nas nieprzyjaciela. * Proszę spróbować specjalności Legii Cudzoziemskiej * zaproponował Mały. Wyciągnął do niego szklankę zawierającą miksturę o niewiadomym składzie. Lówe wytrącił mu ją niezgrabnie z dłoni i płyn wylał się porucznikowi na mundur. * No i co pan najlepszego zrobił * powiedział Mały. Z kieszeni wyciągnął brudną szmatę. Wychylił się, żeby wytrzeć mundur porucznika, zachwiał się po pi*jacku i wyciągnął obie ręce, by odzyskać równowagę. On i Lówe zwalili się na ziemię w uścisku dalekim od miłosnego. Lówe, trzezwy, pierwszy odzyskał równowagę. Mały kurczowo uczepił się jednej z jego nóg, próbując się w ten sposób podciągnąć na nogi, a Lówe kopnął go i odrzucił od siebie. * Ale się wkurzył * zauważył Gregor z poważną miną. * Jest w złym humorze. * Raczej ma paskudny temperament. Mały podniósł się chwiejnie na nogi, znowu upadł na Lówego i ponownie pogrążyli się w bezładnej plątaninie rąk i nóg. * Tylko na to spójrzcie! * powiedział z naganą Heide. * Oficer zniża się do wdawania się w burdę z jednym ze swoich podwładnych. Ciekawe, co miałby do powiedzenia o tym sąd wojenny. Podczas gdy porucznik i Mały przewalali się po ziemi sczepieni ramionami, reszta kompanii z głośnymi okrzykami zachwytu rzuciła się na to, co zostało z naszej uczty. Usłyszeliśmy znane i lubiane odgłosy korków wyskakujących z butelek szampana; rozpoznaliśmy dzwięk rozbijanych butelek, dobiegł do nas hałas wyciąganych sztućców. Było jasne, że nasi towarzysze za nic nie odpuściliby sobie uczestnictwa w imprezie. Zobaczyłem, jak jeden z nich strzela do beczki z rumem, a potem chłepcze wyciekającą ciecz. Przez okno wyleciała puszka wołowiny, a tuż za nią pusta butelka po wódce. Trzeci oddział obrzucał tych z czwartego jajkami. Prawie było mi żal porucznika Lówego, który bezradnie się temu wszystkiemu przyglądał. Wcale nie miałem mu za złe, że się na nas zdenerwował. * Nie mam do pana pretensji * powiedziałem uprzejmie. * Znaczy się, o to, że się pan na nas wkurzył. Wiem, co pan czuje. Spojrzał na mnie z czystą nienawiścią w oczach. Przyznaję, że trochę mnie to zaskoczyło, ale mimo to ciągnąłem dalej. * Gdyby pan też trochę wypił, mógłby się pan dużo lepiej poczuć. Lówe podniósł obie zaciśnięte pięści wysoko nad głowę. * Będziecie za to wisieć! * powiedział. * Cała wasza banda będzie za to wisieć! Gregor natychmiast podbiegł do najbliższego drzewa i zaczął zwisać z gałęzi, machając nogami i wydając małpie odgłosy. Mały zaczął go od razu obrzucać kamieniami, a ja, zazdroszcząc mu, ponieważ jakby nie było zabawa z małpą była moim pomysłem, rzuciłem się na jego nogi i próbowałem go ściągnąć. Wkrótce wszyscy trzej przewalaliśmy się po ziemi, zapominając zupełnie o obecności porucznika Lówego. To chyba Porta zadał nam ostateczny i unicestwiający cios w głowę. Z całą pewnością to on zaczął szaleć buldożerem i spowodował zawalenie się całej bu dowli. Usłyszałem, jak porucznik Lówe wrzeszczy coś z całych sił i udało mi się wyłapać słowa grabież i rabunek", a potem dobiegł mnie głos Porty ryczącego jak osioł i deklarującego, że obecnie jest żołnierzem armii USA i ma powody, żeby przypuszczać, że jesteśmy Szwabami, którzy napadli na obóz. Potem dostałem od kogoś w twarz z buta i straciłem przytomność. Odzyskałem ją dopiero, gdy ziemią wstrząsnęła eksplozja, a cały obóz stanął w płomieniach. Zważywszy na fakt, że prawie dziewięćdziesiąt dziewięć procent kompanii było pijane do nieprzytomności, z pewnością dobrze świadczy o naszym przeszkoleniu wojskowym to, że nikt z nas nie stracił życia i nikt nie został ranny, nie licząc podbitych oczu czy połamanych zębów, które stanowią nieuniknione następstwo każdej popijawy. * Niezła ta libacja * powiedział Mały, kiedy maszerowaliśmy z powrotem do bazy. * Kiedyś musimy to powtórzyć. W siedzibie gestapo, mieszczącej się przy Alei Focha, komisarz Helmut Bernhard, oddział F//2A, przesłuchiwał dziennikarza Pierre'a Brossolette'a. Ten ostatni został aresztowany na plaży w Normandii, skąd próbował przedostać się do Anglii, a tam miał zamiar ujawnić plany powstania przeciw władzy w Paryżu. Helmut Bernhard był po prostu ostatnim z wielu przesłuchujących. Gestapo zdawało sobie doskonale sprawę z tego, że Brossolette miał zamiar dotrzeć do Anglii. Potrzebowali dowiedzieć się, kto z nim kolaborował i dążyli do tego celu z typową dla siebie staranną brutalnością. Sam Bernhard był nieco bardziej subtelny, jeśli chodzi o metody, niż jego poprzednicy, a ponadto w chwili, kiedy Brossolette trafił w jego ręce, było oczywiste, że jakiekolwiek tortury natury fizycznej zabiłyby dziennikarza, zanim ten na cokolwiek by im się przydał. Obie nogi połamano mu już w kilku miejscach tak, że mógł się jedynie wlec po ziemi przy pomocy rąk i łokci. Bernhard, oceniwszy więznia wprawnym okiem, zdecydował, że sytuacja dojrzała do tego, by zastosować nieco bardziej wyrafinowane metody perswazji. Potraktowany we właściwy sposób, ten człowiek wkrótce da im to, czego chcą. Niestety dla Bernharda, sam Brossolette również zdawał sobie sprawę z tego, że zbliża się do kresu swoich sił. W ostatnim odruchu buntu udało mu się rzucić przez okno z ostatniego piętra, kiedy uwaga pilnujących go strażników była skierowana na coś innego. Jego upadek przerwał w połowie drogi kamienny balkon. Gestapowcy pośpiesznie wybiegli na zewnątrz dokładnie w chwili, gdy odbiwszy się od balkonu dziennikarz spadł na ziemię pod nim. Zanim do niego dobiegli, już nie żył. Tej nocy w ramach odwetu zastrzelono ośmiu zakładników. Rozdział 8 GENERAA VON CHOLTITZ SKAADA WIZYT HIMMLEROWI SS Reichsfuhrer Heinrich Himmler zajmował wraz z personelem zamek znajdujący się niedaleko Salzburga. Wysocy i ponurzy żołnierze SS pełnili ścisłą wartę na całym terenie otaczającym zamek. Byli to ludzie ze specjalnej kompanii SS Himmlera, z fanatycznej 3. Pancernej Dywizji Totenkopf * jedynej dywizji SS, która nosiła haftowane jedwabnymi nićmi czaszki na kołnierzykach. Jednostka ta istniała już od dziesięciu lat i w tym czasie zniknęło bez śladu czterech dowódców, którzy pokłócili się z Reichsfuhrerem. Dywizja T" otrzymywała rozkazy bezpośrednio od Himmlera, tylko i wyłącznie od Himmlera i nikomu innemu nie podlegała. Hitler nienawidził ich i nie ufał im za grosz. Trzy duże pojazdy służbowe podjechały pod wejście do zamku. Generał dywizji piechoty wolno i z rozwagą wspinał się po schodach, na szczycie których czekał na niego SS Sturmbannfuhrer, któremu przekazał swoją aktówkę. * Przykro mi z tego powodu, proszę pana * powiedział oficjalnym tonem żołnierz SS. * Nowe rozkazy obowiązują od dwudziestego lipca... Nawet sam Re*ichsmarschall musiałby przez to przejść! * Może zechce pan odebrać mi również moją broń? * zasugerował cierpko generał. * Nie, ją może pan zachować... Proszę za mną. Gość został odprowadzony do okazałego gabinetu należącego do Reichsfuhrera, gdzie obaj mężczyzni zasalutowali, podporządkowując się rozkazom z dwudziestego lipca. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||