Home John Norman Gor 17 Savages of Gor John Ringo Council War 04 East of the Sun, West of the Moon v5.0 Jack Challem The food mood solution John Wiley & Sons 2007 BÄ dĹş pewny siebie John Caunt Cook_Robin_ _Dopuszczalne_ryzyko Bianca D'Arc Dragon Knights 5 Wings of Change Glen Cook Garrett 04 Old Tin Sorrows 038 Straśźnik Norton_Andre_ _Gwiezdne_bezdroza 093. ABY 0004 Luke Skywalker i Cienie Mindora |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] vorowi mógłby dokopać, ale z Chapem wolał nie zadzierać. Chciałabym porozmawiać z Trevorem powiedziała Jan, rozglądając się po wysprzątanym sekretariacie. Przykro mi, ale mecenas wyszedł na spotkanie. Kim pan, do diabła, jest? Praktykantem. Praktykantem? To niech pan lepiej zażąda, żeby płacił panu z góry. Dziękuję za radę. Pani rzeczy są w tych kartonach. Zauważyła, że czasopisma na półkach zostały uporządkowane i odkurzone, że kosz na śmieci jest pusty, a meble wypolerowane i błyszczące. W powietrzu unosił się lekki szpitalny zapach, jakby ktoś zdezynfekował miejsce, które kiedyś zajmowała. Trevor już jej nie potrzebował. Niech pan mu powie, że wisi mi tysiąc dolarów zaległej pensji dodała. Dobrze, powtórzę odrzekł Chap. Coś jeszcze? Tak, chodzi o tego wczorajszego klienta, Yatesa Newmana. Niech pan po- wie Trevorowi, że sprawdziłam w gazetach. W ciągu ostatnich dwóch tygodni na międzystanówce dziewięćdziesiąt pięć nie było ani jednego śmiertelnego wypad- ku. %7ładna Newman tam nie zginęła. Coś tu śmierdzi. Dziękuję, na pewno powtórzę. Jan rozejrzała się ostatni raz i szyderczo wykrzywiła usta, widząc nowe drzwi. Jej chłopak zmiażdżył Chapa wzrokiem, jakby mimo wszystko miał ochotę skręcić mu kark, ale zrobił to dość ostrożnie, w drodze do drzwi. Wyszli, niczego nie tłukąc ani nie łamiąc i poczłapali ciężko chodnikiem, każde z pudłem pod pachą. Chap obserwował ich chwilę, a potem zaczął przygotowywać się do kolejnego wyzwania: do lunchu. 197 Poprzedniego wieczoru zjedli kolację dwie ulice od %7łółwia Morskiego, w no- wej, straszliwie zatłoczonej restauracji serwującej owoce morza. Zważywszy na wielkość porcji, ceny były doprawdy zabójcze i właśnie dlatego Trevor, najmłod- szy stażem milioner w Jacksonville, nalegał, żeby tam pójść. Oczywiście on sta- wiał, szastał pieniędzmi na lewo i prawo. Urżnął się pierwszym kieliszkiem mar- tini, więc nie pamiętał, co jadł. Wes i Chap wyjaśnili, że klient nie pozwala im pić. Sączyli wodę mineralną i napełniali mu kieliszek. Na waszym miejscu znalazłbym sobie innego klienta odrzekł ze śmie- chem Trevor, podziwiając swoje poczucie humoru. Chyba będę musiał pić za nas trzech rzucił w połowie kolacji i dotrzymał słowa. Poili go, żeby sprawdzić, ile jest w stanie znieść, i z ulgą stwierdzili, że należy do bardzo spokojnych pijaczków. Z każdym kieliszkiem robił się coraz cichszy, coraz głębiej zapadał się w fotel, a długo po deserze dał kelnerowi trzysta dolarów napiwku. Pomogli mu wsiąść do samochodu i odwiezli go do domu. Zasnął ze swoją nową walizeczką. Leżał na łóżku w butach, w rozwiązanej muszce, w zmiętoszonych spodniach i białej koszuli, głośno chrapiąc i kurczowo tuląc do piersi skarb. Wes zgasił światło. Faks przyszedł tuż przed piątą. Pieniądze zostały przelane. Klockner kazał im go spić, sprawdzić, ile wytrzyma, a rano zabrać się do pracy. Wrócili o wpół do ósmej. Otworzyli drzwi własnym kluczem i znalezli go prawie w takiej samej pozycji, w jakiej go zostawili. Zdjął jeden but i leżał na boku, ale wciąż niczym futbolista piłkę obiema rękami przyciskał do piersi walizeczkę. Pobudka! krzyknął Chap. Wstawaj! Wes zapalił światło i robiąc jak najwięcej hałasu, podniósł żaluzje. Trzeba przyznać, że Trevor sprawił się bardzo szybko; wstał, popędził do łazienki, wziął prysznic i dwadzieścia minut pózniej wrócił do pokoju w nowej muszce, w idealnie wyprasowanych spodniach i marynarce. Oczy miał trochę zapuchnięte, lecz po jego uśmiechniętej twarzy widać było, że jest gotów zacząć nowy dzień. Pomogło mu w tym milion dolarów. Ba! Nigdy dotąd nie zwalczył tak szybko kaca. W Beach Java zjedli po słodkiej bułeczce, wypili po filiżance mocnej kawy, potem pojechali do kancelarii i z wigorem przystąpili do pracy. Chap okopał się w sekretariacie, Wes zaciągnął Trevora do gabinetu. Kilka kawałków układanki dopasowało się już podczas kolacji. Agenci pozna- li w końcu nazwiska członków Bractwa i wyrażając zdziwienie, dali prawdziwy popis aktorskiego kunsztu. Trzech sędziów? powtórzyli chórkiem, udając, że są niebywale zasko- czeni. Trevor uśmiechnął się z dumą, jakby to on był głównym architektem tego 198 mistrzowskiego planu. Chciał im wmówić, że dzięki swej inteligencji i sprytowi zdołał nakłonić trzech byłych sędziów do korespondencyjnego szantażowania sa- motnych homoseksualistów, tak żeby on, mecenas Trevor Carson, mógł zgarnąć jedną trzecią haraczu za milczenie. Do diaska, czyż to nie genialne?! W układance wciąż było wiele pustych miejsc, dlatego Wes postanowił mę- [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||