Home
Anderson Poul Time Patrol StraĹźnicy czasu
Fiedler Arkady Piękna, straszna Amazonia
Fran Detela Malo śĹźivljenje
Lien_Merete_ _Zapomniany_ogród_03_ _Hotel_pod_BiaśÂ‚ć… Róśźć…
Kraszewski Józef Ignacy Boleszczyce
El Templario 1
Hammerhead SMT Pulse Induction Metal Detector opt2
Dean Cameron Candace Steele 01 PćąĂ˘Â€Âšomienne Pragnienie (nieof.)
Kochanek śÂšmierci Akunin Boris
01 Pretty Little Liars
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • commandos.opx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    oparł się plecami o skałę i popatrzył przez rzekę. Znalezli się powyżej koron drzew i roztoczył
    się przed nimi widok na górską dolinę. Nie dotarli tak daleko na północ, by śnieżne czapy
    pokrywały o tej porze roku szczyty, lecz mimo to góry sprawiały majestatyczne wrażenie.
    W tej okolicy mogła ukryć się cała armia. Poszukiwania kupca i czarnoksiężnika byłyby z
    góry skazane na niepowodzenie, gdyby nie wskazówki zdobyte w rezydencji Akimosa. Gdyby
    zaś mieszkańcy wioski, z której pochodziła kobieta na urwisku, nie mogli mu pomóc, Conan
    liczył, że zdoła przynajmniej uprosić ich, by nie rozpowiadali o jego obecności w tych górach.
    Conan i Vandar pokonali ostatnie kilkadziesiąt kroków, starając się zachowywać cicho jak
    myszy w obecności grasującego kocura.
    Po raz ostatni zatrzymali się tuż pod szczytem urwiska. Conan zobaczył, że wariatka stoi ze
    skrzyżowanymi na piersiach rękami najwyżej pięć kroków od jego skraju. Co gorsza, o dwa
    kroki za nią skalną ścianę znaczył żleb. Gdyby weń wpadła, zsunęłaby się po nim jak wino w
    lejku i wypadła poza skraj urwiska.
    Conan przyciągnął Vandara do siebie i wyszeptał:
     Gdy wskoczymy na szczyt, zabiegnij jej drogę do urwiska, a ja nie dopuszczę jej do żlebu.
    Pamiętaj, że musimy powstrzymać ją gołymi rękami.
     Doskonale! Kiedy wydrapie mi oczy, puścimy wolno czarnoksiężnika, jeżeli wprawi mi je
    z powrotem.
    Cymmerianin wziął głęboki wdech, poklepał towarzysza po ramieniu i jednym susem
    pokonał resztę drogi. Vandar ruszył krok za nim, lecz potknął się o kamień. Dzięki łasce
    bogów przewrócił się już na płaskim gruncie.
    Nawet leżąc na brzuchu, Vandar skutecznie tarasował kobiecie dostęp do urwiska. Ta
    zawyła jak wilk i skoczyła w stronę żlebu. Ponieważ Conan obejrzał się, by sprawdzić, czy
    Vandar nie runął w dół, spóznił się, by ją schwytać.
    Zdążył jednak wskoczyć za kobietą w żleb, chwytając jej nadgarstki. Rozpostarł nogi,
    starając się zaklinować je w zboczach rozpadliny i powstrzymać zsuwanie ich obojga,
    jednakże żleb był zbyt stromy. Jeszcze dziesięć kroków, a skończy się to długim lotem i
    śmiercią w nurcie rzeki. Być może ratowanie wariatki istotnie nie było warte zachodu&
    Coś miękkiego dotknęło barku Conana. Po chwili zacisnęły się na nim żylaste palce. Usłyszał
    nad sobą wołanie Vandara:  Pośpiesz się, kobieto!
    Za moment na jego pasie zacisnęła się pętla. Poczuł, jak supły zaciskają się. Najpierw
    powstrzymały Conana i wieśniaczkę przed zsuwaniem się w objęcia śmierci, a po chwili
    Cymmerianin mógł puścić jeden nadgarstek kobiety. Pomagając sobie wolną dłonią, zdołał w
    końcu wygramolić się na wierzchołek urwiska.
    Wstał. Niedoszła samobójczyni była nieprzytomna. Przyjrzawszy się jej, Conan odetchnął z
    ulgą. Jej ciało pokrywały świeże sińce, szramy jak po uderzeniach bicza, ale nie było żadnej
    poważnej rany.
     Kapitanie, nic ci się nie stało?
    Vandar i druga wieśniaczka stali obok siebie. Kobieta zwijała linę.
     Nauczyłeś się myśleć szybciej, niż się spodziewałem  pochwalił go Conan.  Gdybyś
    skoczył za mną w żleb, wszyscy troje skończylibyśmy martwi w rzece.
     To jej siostra&  zaczął zadowolony najemnik.
     Siostra?  spytał Conan.
    Vandar wyciągnął nagle dłoń w stronę głazów. Cymmerianin dostrzegł, że coś się za nimi
    porusza. Obydwaj natychmiast padli na ziemię. Kobieta wyprostowała się, stuliła dłonie przy
    ustach i zawołała:
     Hej! Mieszkacie w Jelenim Skoku? Ci ludzie to przyjaciele! Uratowali Komarę!
     Tak twierdzisz, Szyłka?  odpowiedział jej chrapliwy głos.  Przeklęte czary&
     Czary?!  wykrzyknął Vandar.
     Jakiego rodzaju?!  zawtórował mu Conan powstając.
     Sami powinniście wiedzieć, wy&  odezwał się inny głos.
     Zaczekaj!  rozkazał człowiek, który odezwał się jako pierwszy.  Kim jesteś?
     Kapitan Conan, w służbie Gwardii.
     Nigdy nie widziałem cię w forcie w dolinie.
     Nigdy tam nie byłem. Przybyłem prosto z Messancji, tropiąc pewnego czarownika,
    pewnie tego, którego tak się boicie. Opowiedzcie mi o tych czarach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.