Home
Roberts Nora_Czekając na Nicka
Bond Larry DzieśÂ„ gniewu
WzM 12 Black Dawn pierwsze próbne rozdziały ENGLISH
Douglas Arthur ZśÂ‚oto z Porto Bello
Fallen Angel
Narzeczeni mimo woli
035. Miles Cassie Zaufaj miśÂ‚ośÂ›ci
betterlatethannever
Colin Kapp BrośÂ„ Chaosu (2)
Bianca D'Arc Dragon Knights 5 Wings of Change
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lily-lou.xlx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    głowę, przerażenie w oczach.) Autentyczna cebula, panowie, z sekundnikiem. (Prawie
    łkając) Dziadziuś mi ją dał. (Grzebie.) Może leży gdzieś tutaj? (Szuka na ziemi, Vladimir i
    Estragon również. P o z z o odwraca nogą zniszczony kapelusz L u c k y' e g o.) Coś
    podobnego!
    VLADIMIR: Może ma pan ją w kamizelce?
    POZZO: Chwileczkę. (Zgina się w pół skłaniając głowę do brzucha, nasłuchuje.) Nic nie
    słyszę! (Przyzywa ich gestem, żeby podeszli.) Chodzcie posłuchać. (Vladimir i Estragon
    podchodzą, pochylają się nad jego brzuchem. Cisza.) Powinno się chyba słyszeć tik-tak.
    VLADIMIR: Cicho!
    Wszyscy słuchają zgięci.
    ESTRAGON: Coś słyszę.
    POZZO: Gdzie?
    VLADIMIR: To serce.
    POZZO (zawiedziony): Cholera!
    VLADIMIR: Cicho!
    Słuchają.
    ESTRAGON: Może przestał chodzić.
    Wyprostowują się.
    POZZO: Który z was tak brzydko pachnie?
    ESTRAGON: Jemu śmierdzi z ust, a mnie śmierdzą
    nogi.
    POZZO: Muszę już iść.
    ESTRAGON: A pana cebula?
    POZZO: Zostawiłem ją pewnie we dworze.
    ESTRAGON: No to adieu.
    POZZO: Adieu.
    VLADIMIR: Adieu.
    ESTRAGON: Adieu.
    Cisza. Nikt się nie rusza.
    VLADIMIR: Adieu.
    POZZO: Adieu.
    ESTRAGON: Adieu.
    Cisza.
    POZZO: I dziękuję.
    VLADIMIR: To my dziękujemy.
    POZZO: Nie ma za co.
    ESTRAGON: Jest, jest.
    POZZO: Nie, nie.
    VLADIMIR: Jest, jest.
    ESTRAGON: Nie, nie.
    Cisza.
    POZZO: Jakoś nie mogę... (waha się) odejść.
    ESTRAGON: Takie jest życie.
    Pozzo odwraca się, odchodzi od Lucky'ego w stronę kulisy ciągnąc za sobą stopniowo
    sznur.
    VLADIMIR: Idzie pan w złą stronę.
    POZZO: Muszę mieć rozbieg. (Naprężywszy sznur, to znaczy znalazłszy się za kulisą,
    zatrzymuje się, odwraca i krzyczy) Odsuńcie się! (V l a d i m i r i Estragon ustępują w
    głąb, patrzą w stronę Pozza. Trzask bata.) Wio!
    Lucky nie rusza się.
    ESTRAGON: Wio!
    VLADIMIR: Wio!
    Trzask bata. L u c k y rusza z miejsca.
    POZZO: Prędzej! (Wyłania się zza kulisy, przemierza scenę w ślad za Lucky'm. Vladimir i
    Estragon zdejmują kapelusze i machają na pożegnanie. Lucky wychodzi. Pozzo strzela z
    bata.) Prędzej! Prędzej! (Tuż przed swoim wyjściem Pozzo zatrzymuje się i odwraca.
    Sznur napręża się. Odgłos upadku Lucky'ego.) Krzesło! (Vladimir idzie po krzesło, po
    czym podchodzi do Pozza i podaje mu je, ten z kolei rzuca je w stronę L u c k y' e g o.)
    Adieu!
    ESTRAGON i VLADIMIR (machając): Adieu! Adieu!
    POZZO: Wstawaj, bydlaku! (Odgłos podnoszenia się Lucky'ego.) Wio! (P o z z o
    wychodzi, Trzask bata.)
    Wio! Adieu! Prędzej, bydlaku! Wiooo! Adieu!
    Cisza.
    VLADIMIR: Czas jakoś zleciał.
    ESTRAGON: I tak by zleciał.
    VLADIMIR: Ale nie tak szybko.
    Pauza.
    ESTRAGON: Co robimy?
    VLADIMIR: Nie wiem.
    ESTRAGON: Idziemy.
    VLADIMIR: Nie można.
    ESTRAGON: Dlaczego?
    VLADIMIR: Czekamy na Godota.
    ESTRAGON: A, racja.
    Pauza.
    VLADIMIR: Zmienili się bardzo.
    ESTRAGON: Kto?
    VLADIMIR: Ci dwaj.
    ESTRAGON: O, pogadajmy trochę.
    VLADIMIR: Nie uważasz?
    ESTRAGON: %7łe co?
    VLADIMIR: No że się zmienili.
    ESTRAGON: Całkiem możliwe. Wszyscy się zmieniają. Tylko my jakoś nie możemy.
    VLADIMIR: Możliwe! To pewne. Nie widziałeś ich?
    ESTRAGON: Widziałem. Ale ja ich nie znam.
    VLADIMIR: Owszem, znasz ich.
    ESTRAGON: Ale skąd!
    VLADIMIR: Mówię ci, znamy ich. Masz słabą pamięć. (Pauza. Do siebie) Chyba że to nie ci
    sami.
    ESTRAGON: Najlepszy dowód, że nas nie poznali.
    VLADIMIR: To nie ma żadnego znaczenia. Ja też udałem, że ich nie poznaję. A poza tym
    nas nigdy nikt nie poznaje.
    ESTRAGON: Mniejsza z tym. Trzeba by... Ua! (Vladimir nie reaguje.) Ua!
    VLADIMIR (do siebie): Chyba że to nie ci sami.
    ESTRAGON: Didi! Druga noga!
    Kuśtyka w stronę kamienia, gdzie siedział na początku.
    VLADIMIR: Chyba że to nie ci sami...
    GAOS ZZA KULISY: Proszę pana!
    E s t r a g o n zatrzymuje się. Obaj patrzą tam, skąd doszedł głos.
    ESTRAGON: Znów się zaczyna.
    VLADIMIR: Zbliż się, moje dziecko.
    Wchodzi Chłopiec, nieufnie. Zatrzymuje się.
    CHAOPIEC: Pan Albert?
    VLADIMIR: Tak, to ja.
    ESTRAGON: Czego chcesz?
    VLADIMIR: Zbliż się.
    Chłopiec nie rusza się.
    ESTRAGON (ostro): Zbliż się, jak się do ciebie mówi.
    Chlopiec zbliża się nieufnie, zatrzymuje się.
    VLADIMIR: O co chodzi?
    CHAOPIEC: Pan Godot...
    Milknie.
    VLADIMIR: Oczywiście. (Pauza.) Zbliż się.
    Chłopiec nie rusza się.
    ESTRAGON (ostro): Zbliż się, jak się do ciebie mówi! (Chłopiec zbliża się nieufnie, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.