Home Wiosna 1941 Ida Fink James White Gwiezdny Chirurg.2 Laurell K. Hamilton Meredith Gentry 01 A Kiss Of Shadows Arabian Nights Anonymous Vol4 Hitchcock Alfred Tajemnica bezgśÂowego konia 4 Robert A. Haasler śąycie seksualne ksićÂśźy Hagen, Lynn Remembering to Breathe 163. Bevarly Elizabeth śÂwić teczne śźyczenia 185 James Susanne Biznesmen bez serca Destiny Blaine Behind the Game (pdf) |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] spadaniu do tego świata, był odziany w niebieski szpitalny szlafrok, spod którego wystawały kalesony z rozwiązanymi troczkami, zwisające jak wąsy suma, na kapcie. Misza? zapytała Kora. To pan? Wydawało jej się, że tu nie ma co bawić się w konspirację. Tak odpowiedział Misza patrząc w podłogę. Czy my się znamy? Tak, spotykaliśmy się powiedziała Kora i usiadła na wolnym krześle. Naprzeciwko niej znalazła się piękna na pierwszy rzut oka smagła brunetka. W jej splątanych kędzierzawych włosach płonął mały diadem, a spod szpitalnego pikowanego szlafroka, za dużego o jakieś pięć numerów, co zmusiło jego posiadaczkę do zawinięcia rękawów, wystawała szczupła delikatna stopka w haftowanym koralikami pantofelku. Dzień dobry przywitała się Kora. Dziewczyna zamrugała oczami i odpowiedziała w nieznanym Korze języku. Potem zaczęła bezgłośnie płakać, ale pozostali nie zwracali na nią uwagi. Kora przechwyciła uważne i czujne spojrzenie sąsiada młodego, chudego, krótko ostrzyżonego; jego policzek przecinała szpecąca blizna, odciągająca w dół kącik ust. Specyfika jego ubioru polegała na tym, że spod fartucha wystawały mu niedbale wyczyszczone buty z ostrogami, co zbliżało go do pielęgniarki. A dlaczego my tu siedzimy? zapytała Kora nie doczekawszy się jakiejkolwiek reakcji na swoje przybycie. Na miłość boską, niech pani milczy! zawołał Misza Hofman. Proszę nie zwracać na siebie uwagi. Ileż razy mam wam powtarzać! z rozdrażnieniem w głosie odezwał się niemłody już mężczyzna z mocnymi niemodnymi okularami na nosie, co powodowało, że jego oczy przypominały dwie jasne studnie. To nie ma znaczenia. Najważniejsza rzecz to nie zwracać na siebie uwagi. Ignorować! Dobrze panu ignorować! obruszył się mały, szeroki w biodrach i ramionach obywatel z tępą nieruchomą twarzą. Wyście z nimi nie rozmawiali. Ach, niech pan przestanie! machnął ręką okularnik. Okularnik był łysy, przysadzisty, miał ładne pulchne wargi i łagodnie zaokrąglony podbródek. Drzwi obok Hofmana otworzyły się i wyjrzał zza nich wysuszony bladolicy mężczyzna w białym fartuchu nałożonym na niebieski szlafrok. Hofman! polecił mężczyzna. Proszę wchodzić. Następnie obrzucił wzrokiem pozostałych i powiedział: Pozostali będą przyjęci po obiedzie. Ale nagle jego spojrzenie trafiło na Korę i bladolicy zdziwił się niezmiernie. A pani co tu robi? zapytał. Przywieziono mnie przyznała się Kora. Kto przywiózł? %7łołnierze powiedziała Kora, udając pierwszą naiwną. Szłam po drodze, a oni mnie znalezli i przywiezli tu samochodem. Więc pani jest miejscowa? zapytał bladolicy. Nie, jestem z Moskwy, na urlopie. Boże, o jakiej Moskwie mowa! Co za bzdury? Proszę mi powiedzieć, czy pani jest włączona do kontyngentu, czy z personelu obsługującego? Całkowicie oszołomiona Kora patrzyła na Misze Hofmana. Taki właśnie burdel tu mają oświadczył Misza. Pod okiem miał soczyste limo. Sami nie wiedzą, czego chcą. Ale nad ludzmi się wyzwierzęcać, to proszę bardzo. Proszę milczeć, Hofman. Jestem bardzo zaniepokojony waszym losem oświadczył bladolicy lekarz. Nie dałbym za niego nawet dwóch rezanów. Ja milczę, ale wcale mi to nie pomaga odpowiedział Misza. Natrafiłem na atmosferę wszechogólnej podejrzliwości i terroru. Nie mogę panu zaproponować innej atmosfery oświadczył bladolicy. Bo po prostu nie mamy innej. Tak więc poza Hofmanem i nową, wszyscy jesteście wolni. Nie wiadomo dlaczego pogroził Korze palcem i dodał: Ale żeby tam naprzeciwko nawet pani noga nie postała, ni ni! Jasne? Kora czuła się bezbronna, jak zawsze bezbronny czuje się człowiek w szpitalu, gdzie nie ma znajomego lekarza czy przynajmniej pielęgniarki, do której mógłby zwrócić się po imieniu i jakby przywołać do obrony przeciwko duchowi chorób. Proszę się nie denerwować, dziewczyno powiedział okularnik z pulchnymi wargami. W danej chwili naprawdę nie pragną niczego więcej poza powierzchowną znajomością z panią. Uśmiechnął się delikatnie i nawet nieśmiało, napawając Korę otuchą. Wszyscy pacjenci tej przychodni wstali i pomaszerowali posłusznie do wyjścia. Kora została na korytarzu sama. Nie mogła usiedzieć na miejscu, wstała i podeszła do drzwi, do których nie pozwalał zbliżać się bladolicy doktor. Skoro zabraniał, to znaczy, że za tymi drzwiami kryje się coś ciekawego, a może nawet coś ważnego dla wywiadowcy Kory Orwat. Tak więc Kora wsłuchała się, ale niczego, prócz cichego warkotu nie usłyszała. Wtedy ostrożnie otworzyła drzwi. Przy stole siedział inny lekarz. Tęgi mężczyzna z zaczesanymi za uszy długimi siwymi włosami, w trudnym do określenia wieku, a miał tak ogromny miękki obwisły nos, że upodabniał lekarza do słonia morskiego. Proszę wejść mruknął doktor. Proszę się rozebrać. Podniósł głowę. Zobaczył Korę i zdziwił się. Nie znam pani powiedział. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||