Home Donald Keyhoe Flying Saucers are Real 151. Donald Robyn Nowozelandzki romans Diana Palmer Long Tall Texans 35 Lawman Flirting Made Easy Stoker Bram Dracula [pl] J.R.R.Tolkien Hobbit, czyli tam i z powrotem Joel Rosenberg [Jihad 04] The Copper Scroll Forsyth Frederick Falszerz Armstrong, Lance Every Second Counts (2003) Book of Concealed Mystery |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] mnie wciąż nosić? -Oriel usiłowała obrócić propozycję w żart. - Dostałbyś przepukliny, Simon. - Chciałem raczej wesprzeć panią ramieniem -wyjaś nił lekko zarumieniony chłopak. - Jasne, dzięki za dobre chęci. Poradzę sobie sama. - W razie czego proszę wołać. - Dobrze. I jeszcze raz dziękuję - odparła. Była jednak zadowolona, że może iść do łóżka i dać odpocząć zmęczonej nodze. Ale jak uspokoić roz gorączkowany umysł? Myśli kłębiły się w głowie Oriel, zmagając się w strasznej rozterce. Co robić? Czy warto podejmować ryzyko? Wyczerpana, w końcu jednak usnęła. Obudziła się dopiero nad ranem. Leżąc w bezruchu, patrzyła na słońce, które wschodziło właśnie zza nadbrzeżnych wzgórz. %7ładna decyzja jednak nie chciała się jeszcze wyłonić z chaosu sprzecznych myśli. Czy powinna zamienić spokojne, lecz trochę monotonne życie, na bardziej ekscytujące, ale za to o ileż mniej bezpieczne? Czy może podjąć ryzyko pozostania w orbicie tego niezwykłego czło wieka? Tak, Blaize fascynuje ją i zniewala, budzi sekretne rojenia i nadzieje. Ale przecież to wszystko wykonanie - Irena scandalous 75 całkowite mrzonki! Pan Stephenson, farmer czy biznes men, mógłby ostatecznie zakochać sięwpannie Radford, nauczycielce. Ale Blaize Stephenson, człowiek klanu tych" Stephensonów, boss międzynarodowego impe rium pieniądza, handlu i przemysłu? Człowiek powszech nie szanowany i hołubiony przez rządy wielu krajów? Magnat, rekin biznesu, który nie boi się żadnego krachu czy kryzysu? Równie dobrzemogłaby myśleć o związku z księciem Karolem! Nie, przecież wcale nie jest w nim zadurzona. Nie jest na tyle głupia, by kochać kogoś, kto jest dla niej zbyt dojrzały, jeśli nie fizycznie, to na pewno psychicznie, nazbyt cyniczny, zmanierowany. Ten drobny pożar krwi, jaki w niej rozniecił, można łatwo stłumić. Sam wygaśnie, nie podsycany. Przyjmując posadę miałaby szansę przeżyć coś ciekawego, poznać trochę świata! A zresztą, tak myśleć nie powinna, przecież wcale nie o to jej chodzi. Trzeba pomóc tej małej, zanim na tyle otrząśnie się, uspokoi, dojrzeje, by mogła pójść do normalnej szkoły. To dziecko naprawdę potrzebuje pomocy, błaga o nią, choćby i w milczeniu! Ryzyko? A czyż ojciec nie ryzykował, przenosząc się z Anglii na Fidżi? Ten sam duch przygody, duch życiowego hazardu, odezwał się teraz w córce. Oriel podjęła decyzję: przyjmie propozycję Blaize'a. Wstała, ubrała się i powoli ruszyła na dół po schodach, by o tym zakomunikować. - Och, proszę pani! - Sara wyrosła przed nią jak spod ziemi. - Wujek powiedział, że zgadza się pani zostać ze mną na stałe. Naprawdę? - Nnno... tak. - Oriel była oburzona przyjętą przez Blaize'a metodą faktów dokonanych, ale zdołała ukryć to przed dzieckiem. Dziewczynka chwyciła ją za rękę i patrzyła jej w oczy z wielką nadzieją. -Zostanę z tobą. Cieszysz się? - Na zawsze? - Sara objęła Oriel i przylgnęła do niej z całej siły.-Proszę obiecać, że na zawsze, proszę, proszę! wykonanie - Irena scandalous 76 - Na zawsze to kawał czasu, kochanie. Powiedzmy, że na tak długo, jak długo ci będę potrzebna -wyjaśniła Oriel z prostotą po chwili zastanowienia, przyznając sama przed sobą, że właściwie nie była nastawiona na podejmowanie aż tak poważnych zobowiązań. - Czy mogę powiedzieć Simonowi? - spytała z ożywieniem rozpromieniona Sara. - Oczywiście! Simon i Blaize jedli śniadanie w skąpanym w poran nym słońcu saloniku. Przez szeroko otwarte drzwi na taras podmuchy lekkiego wiatru niosły do wnętrza słony zapach morza i słodką woń ogrodu. Słowem, prawdziwa letnia sielanka. - Wiesz co, Simon? - krzyknęła Sara już od progu. - Oriel zamierza zostać z nami na stałe. Będzie uczyć mnie czytać! - To ci heca! - Simon, w pierwszej chwili zaskoczony, uśmiechnął się radośnie. - Słucham? - Blaize zmarszczył brwi. - No, chciałem powiedzieć, że to dobrze, świetnie, wspaniale, cudownie. Witamy panią w rodzinie, Oriel! A może powinienem powiedzieć: panno Radford? - dodał po chwili, lekko skonsternowany. - Nie, wolę po imieniu - uspokoiła go Oriel, siadając na krześle, które przysunął jej Blaize. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||