Home ÂŚwiadomoÂść i historia. Studium o filozofii Wilhelma Diltheya Cecily von Ziegesar Plotkara 2 Wiem, śźe mnie kochacie Long Julie Anne Nieuchwytny ksiaze Alan Dean Foster Alien Nation herrmann horst Jan Pawel II zlapany za slowo Alex Beecroft Captain's Surrender (pdf) Mackenzie Myrna W miescie marzen 01 ZśÂodzieje marześÂ (Harlequin Romans 1074) 85 15 KlćÂska konwoju PQ 17 Laymans Gu Benet, Juan Volveras a Region |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] 41 - Nie mam czasu. Rzepowa znów weszła w pierwsze lepsze drzwi, nie wiedziała biedaczka, że na tych drzwiach stał napis: Osobom nie należącym do składu urzędu wchodzić nie wolno. Ona do składu urzędu nie należała; napisu, jak się rzekło, nie widziała. Tylko co otworzyła drzwi, patrzy: izba pusta, pod oknem ławka, na ławce siedzi jakiś i drzemie. Dalej drzwi do innego pokoju; w których widać chodzących panów we frakach i w mundurach. Rzepowa zbliżyła się do tego, który drzemał na ławie: miała do niego trochę śmiałości, bo człowiek wyglądał prosty i buty miał na wyciągniętych przed się nogach dziurawe. Trąciła go w ramię. On się zerwał, spojrzał na nią i jak krzyknie: - Nie wolno! - Kobiecina w nogi, a on drzwiami za nią trzasnął. Znalazła się trzeci raz na tym samym korytarzu. Siadła koło jakichś drzwi i z cierpliwością prawdziwie chłopską postanowiła siedzieć przy nich, choćby do skończenia świata. A przecie kto może i zapyta! - myślała sobie. - Nie płakała, tylko tarła oczy, bo ją swędziły, i czuła, że cały korytarz ze wszystkimi drzwiami zaczyna się z nią kręcić. A tu ludzie koło niej, to w prawo, to w lewo; drzwiami trzask! trzask! a rozmawiają ze sobą, słychać ha-ru! haru! jak na jarmarku. Wreszcie jednak Bóg zmiłował się nad nią. Z tych drzwi, przy których siedziała, wyszedł stateczny szlachcic, którego czasem w kościele we Wrzeciądzy widywała; potknął się o nią i pyta: - Wy tu czego, kobieto, siedzicie? Co? - Do naczelnika... - Tu jest komornik, nie naczelnik. Szlachcic ukazał drzwi w głębi korytarza. - Tam, gdzie ta zielona tabliczka, co? Ale nie chodzcie do niego, bo zajęty, co? Zaczekajcie tu, on musi tędy przechodzić. I szlachcic poszedł dalej, a Rzepowa spojrzała za nim takim spojrzeniem, jakby za swoim aniołem stróżem. Przyszło jej jednak jeszcze dość długo czekać, aż nareszcie drzwi z zieloną tabliczką otworzyły się z trzaskiem; wyszedł z nich niemłody już wojskowy i szedł przez korytarz, śpiesząc się bardzo. Oj! zaraz można było poznać, że to naczelnik, bo za nim w dyrdy leciało kilku interesantów, zabiegając mu to z prawej, to z lewej strony, a do uszu Rzepowej doszły wykrzyki: Panie naczelniku dobrodzieju! , Słóweczko, panie naczelniku! , Aaskawy naczelniku! Ale on nie słuchał i szedł naprzód. Rzepowej aż zaraz pociemniało w oczachna jego widok. Dziej się wola boża! , przemknęło jej w głowie, więc wypadła na środek korytarza i klęknąwszy z 42 podniesionymi rękoma, zagrodziła mu drogę. Spojrzał, stanął; cała procesja zatrzymała się przed nią. - Toż co jest? - spytał. - Przenoświętsy nacelni... I nie mogła dalej: zalękła się tak, że głos urwał się jej w gardle; język kołem stanął. - Czego? - O! o! ady! ady! wedle... poboru. - Cóż to? was do wojska chcą? - a? - spytał naczelnik. Interesanci zaraz chórem w śmiech, by podtrzymać dobry humor naczelnika, ale on zaraz do tych swoich dworzan: - Proszę! proszę cicho! A potem niecierpliwie do Rzepowej: - Prędzej! czego? bo nie mam czasu. Ale Rzepowa do reszty straciła głowę od śmiechu panów, więc poczęła tylko bełkotać bez związku: Burak! Rzepa! Rzepa! Burak, o! - Musi być pijana! - rzekł jeden z otaczających. - Zostawiła język w chałupie - dodał drugi. - Czegóż chcecie? - powtórzył jeszcze niecierpliwiej naczelnik. - Pijaniście czy co? - O, Jezusie! Maryja! - wykrzyknęła Rzepowa czując, że ostatnia deska zbawienia wysuwa się jej z rąk. - Przenoświętsy nacel... Ale on był istotnie bardzo zajęty, bo to i spisy się już zaczęły, i interesów w powiecie było mnóstwo, zresztą z kobietą dogadać się nie mógł, więc tylko kiwnął ręką i zawołał: - Wódka! wódka! A kobieta młoda i ładna. Potem do Rzepowej takim głosem, że mało się pod ziemię nie schowała: - Jak wytrzezwiejesz, to sprawę przedstawić gminie, a gmina niech przedstawi mnie. Poszedł spiesznie dalej, a interesanci za nim powtarzając: Panie naczelniku dobrodzieju! , Słóweczko, panie naczelniku! , Aaskawy naczelniku! Korytarze opustoszały; zrobiło się na nich cicho, tylko dzieciak Rzepowej począł wrzeszczeć. Więc rozbudziła się jakoby ze snu, wstała, podniosła dziecko i zaczęła mu pośpiewywać jakimś nieswoim głosem: 43 - Aa! aa! aa! Potem wyszła z gmachu. Na dworze niebo zawlokło się chmurami: na krańcach widnokręgu grzmiało. W powietrzu było parno. Co się działo w duszy Rzepowej, gdy przechodziła znowu koło poreformackiego kościoła z powrotem do Baraniej Głowy, nie podejmuję się opisywać. Ach! gdyby to tak panna Jadwiga znalazła się w podobnym położeniu, dopieroż bym napisał sensacyjny romans, którym podjąłbym się przekonać najzaciętszych pozytywistów, że [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||