Home
Longin Jan Okoń Trylogia Indiańska. Tom III Śladami Tecumseha
Jan Paweł II Encyklika (Sollicitudo Rei Socialis)
Ks. Jan O’Dogherty REKOLEKCJE ZE ŚWIĘTYM JOSEMARIĄ ESCRIVĄ
ENCYKLIKA 1985. Jan Paweł II Slavorum apostoli
Jan Paweł II Encyklika (Redemptoris Missio)
Sandemo_Margiti_40_ZśÂ‚oty_ptak
Surveillance and Censorship in UK and EU
Narzeczeni mimo woli
Dz.U.10.138.935
Jeffries Sabrina Taniec zmysśÂ‚ów Stare panny Swanlea 04
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anusiekx91.opx.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    papieżem, który "wyszedł z poezji", można tym bardziej wątpić.
    Paul K. Kurz zwrócił uwagę, że właśnie taka metafora, wynikająca z życzliwości,
    kryje w sobie bezkompromisowe uroszczenie. Uczy tego historia poezji. "Wyjść z poezji"
    znaczy też "iść w poezję", to zaś oznacza nie co innego niż "umrzeć w poezji". Poezja to
    sroga bogini, nie cierpiąca innych bóstw obok siebie. Kurz dochodzi do wniosku, który
    mógłby wyjaśnić, dlaczego język Wojtyły był i jest językiem arcykapłana, nie poety: "Nie,
    Karol Wojtyła nie wyszedł z poezji, przynajmniej nie z poezji żywiołowej. Poezja stanowiła
    dla niego możliwość, a nie konieczność. Możliwość wyrazu, nie konieczność życiową...
    Poezja Wojtyły nie rani, ponieważ nieuleczalne rany człowieka chyba nie są jej znane, ani te
    osobiste, ani te społeczne. Getto warszawskie ani piece Oświęcimia nie występują w tych
    wierszach...
    Nie, kto wyszedł z poezji, musiał kiedyś otworzyć się dla niej ciałem i duszą.
    Doświadczył bólu tego otwarcia się. I doświadczył, że ten ból nie ustaje. Kto naprawdę
    wyszedÅ‚ z poezji, trafia na marginesy spoÅ‚eczeÅ„stwa... Nie wywodzi siÄ™ z jakiegoÅ› «systemu».
    Nie może reprezentować żadnego systemu. Nie nadaje się na przodownika."
    Wojtyła wyszedł z systemu nauczania. Reprezentuje go aż do swego języka włącznie.
    Pozostaje nauczycielem, wyposażonym w ten przywilej, że z góry wie. Jego prawda nie bywa
    chwiejna. Nie jest w żadnym miejscu zagrożona, jak prawda poety.
    Karol Wojtyła stał się papieżem. Zawsze nadawał się na przodownika. Pozostaje
    "kapłanem" w rozumieniu Leszka Kołakowskiego, "strażnikiem absolutu", który
    "podtrzymuje kult tego, co definitywne, i tradycyjnych oczywistości".
    Nie jest takim, co chodzi samopas, tym bardziej zaś nie jest błaznem, bo nie nauczył
    się wątpić o swoich prawdach. Z pewnością ten szczególny rodzaj miłości do prawdy też
    znajduje przyjaciół. Ale ja nie chciałbym się do nich zaliczać i wielu innych również. Jan
    Paweł II przekazuje swoją prawdę, na pewno, ale nadziei dla wielu nie przynosi. Mowa tego
    Papieża odstrasza. Demaskuje ona doszczętnie mówiącego.
    VIII .
    ASPIRACJE A RZECZYWISTOZ
    Co polityka realna Wojtyły starannie rozgranicza?
    "Kiedy w dniu 22 pazdziernika 1978 r. wypowiadałem na Placu św. Piotra słowa:
    «Nie lÄ™kajcie siÄ™!», nie mogÅ‚em w caÅ‚ej peÅ‚ni zdawać sobie sprawy z tego, jak daleko mnie i
    cały Kościół te słowa poprowadzą. To, co w nich było zawarte, pochodziło bardziej od Ducha
    Zwiętego... aniżeli od człowieka, który słowa te wypowiadał..." (PPN 160). Czy krytyk może
    to zakwestionować? Czy ma się porwać na samego Ducha Zwiętego?
    Nowa książka Papieża ma nieocenioną przewagę nad książkami krytycznymi, nie
    tylko jeśli chodzi o promocję na rynku. Już w tytule mówi o nadziei. Ocieka optymizmem. Od
    ręki zapowiada przyszłość wiary (PPN 129 i nast.). Zapewnia to jej w rozmowie fory, których
    prawie nie sposób nadrobić. Wszak emocje ludzi, poszukujących rady, jeżeli już, to zmierzają
    w kierunku nadziei, a nie podawania jej w wątpliwość.
    Krytyka znajduje się w nieporównanie trudniejszej sytuacji. Musi ona, z góry tak
    sugestywnie obciążona, występować z pozycji "negatywnych". Podważyć nieco przyszłość
    wiary, wyrażanej z poczuciem zwycięstwa, wykazać, że nadzieja Wojtyły nie przekracza
    żadnego progu, wyjaśnić, dlaczego istnieje niewiele powodów do optymizmu.
    Papież może pozostawiać rzeczy własnemu biegowi. Jeżeli jego pozycja oceniana jest
    pozytywnie, Bóg mu sprzyjał. Jeżeli wiatr dmuchnie mu w oczy, nazywa sam siebie "znakiem
    sprzeciwu" i "prowokacją" (PPN 30). Potrafi nawet przenieść na siebie samego słowo
    Pańskie: "Jeśli mnie prześladowali, to i was prześladować będą" (Jan 15, 20). Właśnie tak
    postępuje Wojtyła (PPN 31). Posługuje się też legendą o prześladowaniu chrześcijan (PPN
    51). Usuwa natomiast ze swej książki prześladowania, dokonywane przez swoich, na przykład
    kiedy "wiara sprawiła, że świat starożytny coraz bardziej stawał się chrześcijańskim" (PPN
    51).
    Ale na stałe jego nadzieja nie przetrwa. Kto jej nie uzasadni czymś lepszym, niż
    deklaracje, buduje na lotnym piasku. Spodziewam się, że z czasem górę wezmą nadzieje
    przeciwnego rodzaju. Wprawdzie budujÄ… one na kamienistym gruncie, sÄ… jednak solidnie
    uzasadnione.
    Na razie wyglÄ…da to jeszcze inaczej. W grudniu 1993 roku pewien katolik, przyparty
    do muru, określił sprawującego dziś ten urząd jako jednego z najwybitniejszych papieży. Gdy
    następnie zadałem pytanie, którzy z innych papieży tego stulecia byli również wybitni,
    wyliczył wszystkich namiestników Chrystusa, jakich przeżył w ciągu ostatnich dziesięcioleci.
    Gdyby coś nie przerwało tej wyliczanki, wymieniłby jeszcze Piusa X (bądz co bądz
    kanonizowanego), Benedykta XV (zwanego "papieżem pokoju") i Piusa XI ("polityka na
    krześle Piotrowym").
    %7ładen katolik nie może sobie pozwolić, choćby miał do tego powody, na nazwanie
    jakiegoś papieża inaczej niż "wielkim". Widocznie w XX wieku pojawiają się tylko wybitni
    papieże. %7ładnemu z nich prosta wiara nie może przykleić etykiety "średniego" albo wręcz
    "małego". Kto został papieżem, musi być nader wybitny.
    To nic nowego. Im bardziej kurczy się wspólnota, na im niższych poziomach osiedlają
    się wierni, im skromniej przedstawiają się rzeczywiste osiągnięcia kolejnego papieża, tym
    znakomitszym wydawać się musi sprawujący ten urząd, tym większy jest w oczach swej
    trzódki. Jeśli patrzeć zupełnie z dołu, góry i papieże czynią wrażenie olbrzymów.
    Zakładam, że chodzi tu o fenomen katolicki, mający mniej wspólnego z oczyma i
    wymiarem optycznym, co z psychologią trzody. Potrzebny byłby tu nie okulista, lecz
    psychoterapeuta, a w niektórych wypadkach psychiatra. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.