Home James P. Hogan Giants 2 The Gentle Giants of Ganymede James Clavell Asian Saga 03 King Rat James Patterson Alex Cross 05 Pop Goes the Weasel James Alan Gardner [League Of Peoples 03] Vigilant James Axler Deathlands 044 Crucible of Time Necronomicon Edward Stachura Siekierezada Cartland Barbara NajpićÂkniejsze miśÂośÂci 61 Zakochany hrabia 140 Paul S. Kemp Rozdrośźa czasu Krentz Jayne Ann Przygoda na Karaibach(1) |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] - Frisk... - mówił Dick. - Frisk... - Powieki zamknęły się, spostrzegłem, że zasnął. Nazajutrz dowiedziałem się, że Dick Fawcett umarł. Prawdopodobnie byłem ostatnią osobą, z którą roz- mawiał. A jego pożegnalne, dziwne, pokrzepiające słowa skierowane były do kota: - Frisk... Frisk... 9. OLLY I GINNY - NAJWIKSZY TRIUMF Mijały miesiące bez wyraznej odwilży w stosunkach między mną a naszymi dzikimi kotami, a ja z nara- stającym niepokojem obserwowałem, jak długa sierść Olly'ego wraca do poprzedniego haniebnego stanu. Pojawiły się znów znajome supły i kołtuny, po roku zaś wyglądał równie fatalnie, jak przedtem. Każdego dnia stawało się coraz bardziej oczywiste, że muszę coś z tym zrobić. Jednak w jaki sposób miałoby mi się udać po raz drugi go oszukać? Musiałem spróbować. Poczyniłem te same przygotowania. Helen postawiła na murku miskę zjedzeniem nafaszerowanym nembutalem, jednak tym razem Olly powąchał je, polizał i odszedł. Spróbowaliśmy przy kolejnym posiłku, lecz kocur bardzo podejrzliwie obejrzał karmę i odwrócił się. Było jasne, iż wyczuwa, że coś się święci. Kryjąc się na swojej zwykłej pozycji za kuchennym oknem, odezwałem się do Helen: - Zamierzam spróbować, może go złapię. - Złapiesz go? To znaczy w siatkę? - Nie, nie. Ten sposób był dobry, kiedy Olly był małym kociakiem. Teraz nie udałoby mi się do niego zbliżyć. - W takim razie, jak sobie poradzisz? Popatrzyłem na rozczochrane, czarne stworzenie na murku. - Cóż, może ukryję się za twoimi plecami, kiedy go będziesz karmiła, chwycę i zapakuję do klatki. Wtedy będę mógł zawiezć go do lecznicy, zaaplikować mu ogólną narkozę i porządnie się nim zająć. - Pochwycisz Olly'ego? I wepchniesz do klatki? - spytała niedowierzająco Helen. - To chyba niemożli- we. - Tak, wiem, jednak w swoim czasie udało mi się złapać kilka kotów, a będę działał błyskawicznie. Je- żeli tylko zdołam się ukryć. Spróbujemy jutro rano. %7łona popatrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami. Widziałem, że nie ma wielkiej nadziei. Nazajutrz ustawiła na murku miseczkę z przepysznym, świeżym, drobno posiekanym łupaczem. Było to ulubione danie kotów. W gotowanej rybie nie widziały nic szczególnego, jednak surowej nie potrafiły się oprzeć. Otwarta klatka znajdowała się poza zasięgiem ich wzroku. Koty maszerowały po murku. Ginny, schludna i lśniąca, Olly zaś przedstawiał sobą żałosny widok, ze zmierzwioną sierścią i paskudnymi kołtuna- mi, wiszącymi mu na szyi i brzuchu. Helen, jak zwykle, popieściła koty, a kiedy razno zabrały się do jedze- nia, wróciła do kuchni, w której się czaiłem. - Teraz - powiedziałem. - Chcę, żebyś ponownie wyszła, tym razem bardzo powoli, ja będę się krył za twoimi plecami. Kiedy zbliżysz się do Olly'ego, on będzie całkowicie skupiony najedzeniu, więc może mnie nie dostrzeże. Helen nic nie odpowiedziała, a ja przycisnąłem się do jej pleców, starannie chowając głowę za jej gło- wą i nogi za nogami. - Dobra, ruszamy. - Przywarłem lewą nogą do jej nogi i szurając stopami wyszliśmy za próg, poruszali- śmy się jak jeden człowiek. - To śmieszne - jęknęła Helen. - Zupełnie jakbyśmy grali w musicalu. Szturchnąłem ją nosem w szyję i syknąłem do ucha: - Cicho, po prostu idz. Kiedy niczym jedno ciało podeszliśmy do murku, Helen wyciągnęła rękę i pogłaskała Olly'ego po łeb- ku, jednak on był zanadto zajęty dorszem, by podnieść głowę. Był tam na wysokości mojej piersi, oddalony zaledwie o parę stóp. Nie mógłbym wymarzyć sobie lepszej okazji. W mgnieniu oka wysunąłem rękę zza Helen, chwyciłem go za kark, uniosłem podrygującego czarnymi łapkami i w kilka sekund wepchnąłem do klatki. Kiedy zatrzaskiwałem wieko, w jednym rogu pojawiła się desperacko łapa, ale wsadziłem ją do środ- ka i zamknąłem metalową siatkę. Odciąłem mu drogę ucieczki. Postawiłem klatkę na murku. Oczy Olly'ego znalazły się na wysokości moich, skuliłem się, napotkaw- szy płynący zza krat oskarżycielski wzrok. Znowu! Nie mogę w to uwierzyć! - mówił. - Czy nie ma końca tym podstępom?" Szczerze powiedziawszy, czułem się okropnie. Nieszczęsna kocina, przerażona moją napaścią, nawet nie próbowała mnie zadrapać czy ugryzć. Jak przy poprzednich razach - on tylko chciał ratować się uciecz - ką. Nie mogłem więc mieć mu za złe, że myślał o mnie same najgorsze rzeczy. Jednakże, powtarzałem sobie, w rezultacie znowu przeistoczy się w piękne zwierzę. - Nie poznasz sam siebie, stary - oznajmiłem skamieniałemu ze strachu stworzonku, skulonemu w klat- ce na siedzeniu mojego [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||