Home Balcerzan Edward Poezja polska w latach 1918 1939 Edward Balcerzan Kregi wtajemniczenia śźuśÂawski jerzy na srebrnym globie Anne Hampson Petals Drifting [HP 44, MBS 212, MB 601] (pdf) Will Hubbel Cretaceous Sea 078. Hammond Rosemary Dwa serca, dwa śÂwiaty Barbara RybaśÂtowska Bez pośźegnania 02 SzkośÂa pod baobabem Conan Doyle, Sir Arthur Baskerville Lensman 09 Smith, E E 'Doc' & Ellern, William B New Lensman Farmer, Philip Jose Riverworld SS Coll Tales of Riverworld |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] się tylko jeden włos. Stoi przed lusterkiem i duma i duma, i duma: jak tu się, czort, uczesać ? Na koniec macha ręką i mówi: A co mi tam! Pójdę dzisiaj do roboty poczochrany. Zaśmialiśmy się wszyscy gromko i wesoło, i oto nagle ja przestałem, śmiech uwiązł mi w gardle w półśmiechu, bo przy stole obok śmiała się pijana kobieta i to było straszliwe, Boże mój, to było straszliwe. Zmiać się można; śmiać się trzeba, dużo, dużo się śmiać, ale ona tak się śmiała, tak strasznie jakoś, że ten jej śmiech obrażał, znieważał wielki bolesny dostojny smutek świata. Tak się wiec śmiała i ja przestałem się śmiać, bo to było tak, jakby mi ktoś w mordę dał znienacka albo tak jakby mi ktoś w rozdziawioną ze śmiechu gębę kawał lodu wpakował, albo tak jakby mi ktoś przeciągnął czymś zimnym po szyi, brzytwą lub innym jakimś narzędziem. Tak, coś takiego. A dlaczego mój śmiech czy śmiech Młodego Batiuka, czy Tego Czwartego brata Peresady nie obrażały, nie znieważały wielkiego bolesnego dostojnego smutku świata? Nie wiem dlaczego. Wiem, że nie obrażały. I nie wiem dlaczego, ale wiem, że śmiech tej pijanej kobiety obrażał wielki bolesny dostojny smutek świata. Pierwszy raz w życiu przytrafiło mi się to usłyszeć, to znaczy usłyszeć, o co tu idzie, bo wiele, wiele razy raził mnie czyjś śmiech, zwłaszcza kobiecy, i nie wiedziałem dlaczego, na czym to polega, że tak mnie to raziło, bolało wprost; a w ogóle to lubię śmiech, uwielbiam, zaraz natychmiast zarażam się śmiechem, gdy śmiech jest zarazliwy, często śmieję się razem z tym, który się zarazliwie śmieje, choć nie wiem nawet, z czego ktoś się śmieje; zeszłego lata na przykład szedłem wyludnioną przedpołudniową uliczką jednego miasteczka i naraz słyszę taki zarazliwy śmiech dobiegający mnie z niedaleka, idę w tę stronę i już się śmieję, choć nie wiem nic, o co idzie, podchodzę, siedzi starszy facet na murku i cały się zanosi śmiechem, i ja go pytam ze śmiechem: Z czego się pan tak śmieje, panie? A, do swojej myśli, panie odpowiada mi facet i śmieje się jak głupi. I ja się śmieję z nim jak głupi, do rozpuku, choć przecież nie wiem nic, ani pojęcia nie mam, jaka jest ta jego myśl, do której on się śmieje i do której ja się śmieję, nie dlatego, że mam absolutne zaufanie, że to musi być cholernie śmieszna myśl, tylko dlatego, że ten starszy facet tak się zarazliwie śmieje i ładnie jakoś. Ta pijana kobieta natomiast inaczej, o, inaczej się śmiała, nieładnie, brzydko, strasznie, tak, w taki sposób, że ten śmiech, jak to odkryłem, znieważał wielki bolesny dostojny smutek świata, i jeszcze zaczęła czkać tak jakoś, jak kurzoj, schizma domowego ptaka, ni kogut, ni kura, i to naprawdę było dla mnie, biedaka, nie do zniesienia, włożyłem palce do ust, żeby gwizdnąć, cztery palce, po dwa palce z każdej ręki, żeby głośno, przerazliwie gwizdnąć i przerwać, uciąć jej ten śmiech i czkanie, wciągnąłem głęboko powietrze do piersi i gwizdnąłem, ale mało kto usłyszał mój gwizd, ja sam ledwie go usłyszałem, bo w tym samym momencie, kiedy gwizdnąłem, prysnęły z wielkim trzaskiem szyby w najbliższym oknie Remizy, zaraz po prawej stronie, i wszyscy się zerwali i, przewracając krzesła, potykając się o stoły i zwalając z nich, co było szklanego, kobiety piszcząc, rozbiegli się wszyscy od tego okna promieniście jak fale, kiedy się rzuci do wody kamień, my też zerwaliśmy się na nogi, bo byliśmy w tej strefie i odsunęliśmy się do tyłu, nikt nie wiedział, co się dzieje, i oto po drugiej stronie rozbitego okna zobaczyłem wysoką postać, Kaziuk powiedział Peresada, szaleńczą Kaziuk miał twarz, maniakalis maniakalis, całą wykrzywioną w jakimś bolesnym grymasie, za nim, z tyłu, słychać było rżenie przestraszonych koni stojących wokół Remizy i zaprzężonych do wehikułów, rżenie było wysokie, takie jak kiedy koń staje dęba; Kaziuk zaczął przełazić przez okno, pomagając sobie jak kotwicą siekierą, którą trzymał w prawej ręce, kaleczył się o wystające końce rozbitego okna, [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||