Home
Donita K Paul [DragonKeeper Chronicles 03] DragonKnight (pdf)
Moody Raymond & Perry Paul Kto się śmieje ostatni
Mdłości Jean Paul Sartre
Anderson Poul Time Patrol StraĹźnicy czasu
Borowski_Tadeusz_Wybor_opowiadan
Burgess Anthony Rozpustne nasienie
Craig_Rice_ _Roze_Pani_Cherington
09.Carson Aimee Wszystko po raz pierwszy
Jack Challem The food mood solution John Wiley & Sons 2007
M238. MacDonald Laura Córka doktora Prestona
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katafel.pev.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

     Drapieżnika w pewnej odległości, czekając aż Jaden wyląduje. Nie musiał czekać długo.
    Minął kwadrans, zanim zbliżył się do promu Jedi, ale nie zszedł zbyt nisko - nie chciał, żeby
    mężczyzna go zauważył.
    W dole majaczył kompleks budynków o ścianach pokrytych lodem i szpic wieży łączności,
    rozbłyskującej czerwonym światłem. Kell zrobił kilka zdjęć umieszczoną na dziobie kamerą.
    Prześle je Wyyrlokowi w komunikacie podprzestrzennym, kiedy tylko znów znajdzie się w
    przestrzeni kosmicznej.
    Pomimo sygnału ostrzegawczego nie spodziewał się natknąć na powierzchni na nikogo
    oprócz Jedi. Podejrzewał, że komunikat alarmowy jest po prostu nadawany z opuszczonej bazy
    przez wciąż działający system bezpieczeństwa. Nie mógł sobie wyobrazić, żeby ktoś mógł przeżyć
    tyle lat na opustoszałym, mroznym księżycu.
    Posadził  Drapieżnika kilometr od starhawka i ruszył do ładowni myśliwca. Komora
    zamrażalni była pusta - zużył cały zapas karmy, ale słaba zupa istot tylko zaostrzyła jego apetyt na
    Jedi. Na myśl o bliskim posiłku jego ssawki zadrżały niespokojnie w kieszonkach policzkowych.
    Włożył kombinezon mimetyczny, aktywował go, schował do kabury blaster, a w pochwy
    wsunął wibroostrza. Naciągnął jeszcze kombinezon próżniowy i wskoczył do śmigacza.
    Ledwie rampa zdążyła się uchylić, do środka wdarł się podmuch lodowatego wiatru. Pojazd
    zakołysał się na repulsorach, a w owiewkę i zamknięty dach zabębniły drobinki zamarzniętego
    śniegu. Anzata uruchomił system bezpieczeństwa  Drapieżnika i wyprowadził śmigacz z ładowni.
    Kiedy pojazd lawirował pośród śnieżnych zasp, Kell wprowadził do komputera maszyny
    współrzędne starhawka zarejestrowane przez  Drapieżnika i przyspieszył do pełnej prędkości.
    Zatrzymał się około pięćdziesięciu metrów od miejsca lądowania Jadena, odsłonił dach i wyskoczył
    na zewnątrz.
    Uderzenie wiatru niemal ścięło go z nóg. W lodowatym powietrzu wisiał słaby aromat
    siarki, prawdopodobnie spowodowany aktywnością wulkaniczną.
    Kell podnosił temperaturę ciała, aż uznał, że jest optymalna. Walcząc z podmuchami
    mroznego wichru przedarł się na szczyt śniegowej wydmy i przyjrzał przez makrolornetkę
    majaczącemu w dole starhawkowi.
    Statek stał na płozach na lodowym podeście; wydawał się zamknięty na głucho. Kell
    powiększył obraz i stwierdził, że rzeczywiście iluminatory zasłaniają metalowe tarcze ochronne.
    A to oznaczało, że Jadena nie było w środku.
    Anzata przyjrzał się okolicy i zauważył, że ślady prowadzące od statku do bazy sprawiają
    wrażenie podwójnych; żeby to stwierdzić na pewno, musiał się dostać bliżej. Przeniósł wzrok na
    zabudowania.
    Znieg zakrywał wszystko, z wyjątkiem wieży łączności i kanciastej sylwetki budynku
    stojącego w centrum. Był jednopiętrowy, prawdopodobnie ze stali i durabetonu, bez okien, a wrota
    wyglądały na zamknięte. Kształt budowli stanowił kwintesencję imperialnej funkcjonalności, bez
    żadnych ustępstw na rzecz estetyki.
    Kell uznał, że kompleks wygląda na jakiś ośrodek badawczy. Podejrzewał, że pod ziemią
    znajduje się jeszcze jeden czy dwa poziomy. Nieudany eksperyment? To wyjaśniałoby komunikat
    nadawany w sygnale.
    Utorował sobie drogę przez zaspy i wrócił do śmigacza. Za pośrednictwem skanerów
    pojazdu sprawdził kompleks na okoliczność promieniowania. Jego organizm mógł wytrzymać
    radioaktywną dawkę, która zabiłaby większość istot żywych, ale nie widział powodu, żeby
    ryzykować.
    Nie stwierdził zagrożenia biologicznego ani chemicznego, odpalił więc maszynę i ruszył w
    stronę starhawka. Zdjął kombinezon próżniowy, podwyższył jeszcze odrobinę temperaturę ciała i
    wysiadł ze śmigacza. Na zewnątrz naciągnął kaptur i maskę kombinezonu mimetycznego, który
    natychmiast przybrał kolor otoczenia, odwzorowując nawet szarpane wiatrem tumany śniegu.
    Wyciągnął blaster i obszedł starhawk dookoła, dopóki nie znalazł śladów stóp. Były tak
    głębokie, że wiatr i śnieg nie zdążyły ich jeszcze zatrzeć i prowadziły w stronę wejścia do
    głównego budynku kompleksu. Faktycznie, były podwójne.
    A to oznaczało, że Jaden nie był sam. Towarzyszył mu ktoś jeszcze - albo Khedryn Faal,
    albo Marr Idi-Shael. Kell gardził ich słabą energią życiową. Pragnął tylko zupy Jadena Korra.
    Wrócił do śmigacza, zaparkował go z dala od starhawka i skierował się do wrót.
    Jego kombinezon mimetyczny czynił go prawie niewidzialnym w śnieżnej zawierusze.
    Był duchem.
    ROZDZIAA 13
    Kiedy Jaden i Khedryn odnalezli centralę komputerową, zrzedły im miny. Wszystkie
    stanowiska komputerowe były zniszczone - niektóre wyglądały na dosłownie posiekane mieczami
    świetlnymi, inne zwyczajnie zostały zmiażdżone czymś ciężkim. Części ekranów, serwerów i
    procesorów leżały w nieładzie na podłodze. Pod nogami chrzęściły roztrzaskane datakryształy.
    - Chyba ktoś nie lubił komputerów - mruknął Khedryn.
    Jaden miał nadzieję znalezć w tym miejscu odpowiedz. Zamiast tego trafił na takie same
    szczątki jak w reszcie kompleksu. W piersi czuł narastający ciężar, a u podstawy czaszki bolesny
    ucisk.
    Po raz pierwszy zaczął się obawiać, że w bazie nie ma niczego, co miałoby dla niego jakąś
    wartość. O co w takim razie w tym wszystkim chodziło?
    Wędrował od stołu do stołu i rozgarniał bezużyteczne szczątki.
    - Trzeba znalezć cokolwiek, co działa, Khedryn! - zawołał, zdesperowany. - Musi tu coś
    być! Szukaj!
    Khedryn dołączył do niego i teraz wspólnie przetrząsali ruiny centrali, jak dwaj dziwaczni
    archeolodzy.
    Faal wyłowił z morza szczątków poplamiony wydruk i uniósł go, trzymając delikatnie za
    jeden róg.
    - Wygląda na plan obiektu. - Przyglądał mu się przez chwilę, po czym zaczął powoli
    rozkładać.
    - Ostrożnie - przestrzegł go Jaden.
    Khedryn rozprostował plan i obrzucił rysunki bacznym spojrzeniem.
    - W legendzie jest wymieniony niższy poziom, ale nie ma go na mapie - Dobre znalezisko.
    Szukaj dalej.
    Jaden musiał znalezć jakiś ślad, coś, co wskaże mu drogę. Nie mógł polegać tylko na swoich
    przeczuciach. Targały nim wątpliwości, potrzebował faktów. Za wszelką cenę musiał poznać
    przeznaczenie tego obiektu - i przyczynę, dla której wszystko było utrzymywane w tajemnicy.
    Pod biurkiem przy ścianie znalazł kilka datakryształów, plątaninę kabli zasilających i
    komputer, który na pierwszy rzut oka wydawał się sprawny, chociaż ogniwo energetyczne z
    pewnością wyczerpało się dawno temu.
    - Potrzebuję kabla zasilającego - rzucił przez ramię.
    - Proszę - Khedryn sięgnął po jeden z przewodów i podał go Jadenowi.
    Jedi wstrzymał oddech i podłączył wtyczkę do komputera, a drugą końcówkę wsunął do
    gniazdka. Włączył zasilanie i wydał pełne ulgi westchnienie, kiedy urządzenie obudziło się do
    życia. Miał wrażenie, że bicie jego serca słychać w całym budynku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.