Home Chmielewska Joanna Janeczka i PaweĹek 05 Wszelki wypadek Chmielewska Joanna 19 Trudny trup Chmielewska_Joanna_ _Najstarsza_prawnuczka Hardy Boys Case 01 Dead on Target Studia humanistyczne nr 8 610. Fielding Liz Ideal bez skazy 02 Kristi Gold W ramionach szejka 093. ABY 0004 Luke Skywalker i Cienie Mindora 1923 One of Ours by Willa Cather H Beam Piper Fuzzy 02 Fuzzy Sapiens v2.0 (lit) |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] nietypowy. Maciusia znałam, wiedziałam o jego przeklętych dolarach i sama go wypchnęłam do milicji. Co do tego nie było wątpliwości. Własnoręcznie robiłam osławione rolmopsy, osobiście znałam pana Sokołowskiego i aż dziw brał, że nie było mnie na poczcie w chwili ekspediowania kołderki. Sama znalazłam zwłoki Waldemara Dutkiewicza, który, co gorsza, do mnie właśnie dzwonił ostatnim tchem. Coś w tym wszystkim było okropnie nie w porządku, ale major ciągle jeszcze nie mógł dojść, co. W kwestii Maciusia niewątpliwie miałam alibi. Nie ukradłam mu tych dolarów, to pewne, a w każdym razie nie bezpośrednio. Zeznania wszystkich świadków potwierdziły fakt mojej obecności w zupełnie innych miejscach, dostatecznie daleko od jego mieszkania, żeby mnie wykluczyć jako sprawcę. Z kołderką, zdaniem majora, nie mogłam mieć nic wspólnego. Musiałabym zupełnie zidiocieć, żeby wysyłając przemycane dolary, wyekspediować równocześnie niebezpieczne dla nich rolmopsy. Mogłam nie mieć wpływu na Zosię, na pana Sokołowskiego i na termin wysyłania puszki, ale powinnam mieć wpływ na kołderkę, gdyby należała do mnie, i przynajmniej z jeden dzień poczekać z wysyłką. Nieświadomość nie wchodziła w rachubę, wszystkie zainteresowane osoby zgodnie zaświadczyły, iż o losach zakąski byłam informowana na bieżąco. Dutkiewicza teoretycznie zabić mogłam. Siedziałam w domu właściwie sama, bo moje dzieci spały kamiennym snem, oddalona od miejsca zbrodni zaledwie o parę ulic. Wieczór był pózny, ludzi na ulicach mało, mogłam wyjść przez nikogo nie zauważona, utłuc faceta, a potem wezwać milicję dla zachowania pozorów. Istniał tu wszakże pewien szkopuł. Waldemar Dutkiewicz zginął dokładnie o godzinie podanej przeze mnie, to znaczy o jedenastej zero osiem. Jego zegarek zrobił mi dużą uprzejmość, stłukł się i stanął właśnie na tej godzinie. Celowe tłuczenie zegarka i przesuwanie wskazówek dla uzyskania alibi było wykluczone, znaleziono go bowiem pod zwłokami, na wykręconej lewej ręce nieboszczyka, przy czym charakter uszkodzeń uniemożliwiał przesunięcie wskazówek poprzez strzaskane szkiełko. Nie było zatem siły, czas zabójstwa został ściśle określony. Milicję wezwałam w szesnaście minut pózniej. Gdybym była sprawczynią zbrodni, przez owe szesnaście minut musiałabym uprawiać jakąś niesłychanie ożywioną działalność, połączoną z biegami na przełaj. Major, obecny w radiowozie najzupełniej przypadkowo, sam przyjechał na miejsce przestępstwa i sam stwierdził, że ubrana byłam całkowicie, miałam na sobie sweterek zapięty na mnóstwo małych guziczków i potwornie brudne ręce. Pewnie, że miałam brudne ręce, skoro przez kilka poprzednich godzin pisałam na maszynie, ustawicznie poprawiając taśmę. Umyć się nie zdążyłam i w ogóle w obliczu zbrodni nie miałam głowy do mycia. Owe brudne ręce okazały się dla mnie wręcz bezcenne. Nieboszczyk Dutkiewicz został usunięty ze świata w sposób mało subtelny i pozostawiający liczne ślady wszędzie. Na mordercy również. Morderca musiał się umyć i zmienić odzież, jeśli chciał wyglądać przyzwoicie, a nie jak upiór z Dusseldorfu. W łazience ofiary nie było żadnych śladów ablucji, mydło znaleziono suche jak pieprz, ręcznik również, sprawdzono to dokładnie. Major umiał myśleć szybko i dlatego łazienka poszła na pierwszy ogień. Umyć się tam zatem nie mogłam, nie mówiąc już o tym, że skąd bym wzięła odzież na zmianę. Musiałabym jechać myć się u siebie w domu. Przy najlepszych chęciach i największych staraniach żaden człowiek nie zdoła umyć sobie czegokolwiek, nie myjąc przy okazji rąk. W ostateczności mogłabym się umyć, a potem te ręce na nowo zabrudzić, ale wówczas w żaden sposób nie zmieściłabym się w czasie. Major zbadał rzecz gruntownie, żeby się mnie wreszcie pozbyć. Przejeżdżający koło mojego domu radiowóz milicji widział mój samochód o jedenastej zero dwa, co zostało niezbicie ustalone. Po awanturach z oponami ciągle jeszcze na mój samochód zwracano uwagę. A zatem w celu zamordowania Dutkiewicza musiałabym się wybrać do jego domu na piechotę, potem piechotą wrócić, zmienić odzież, umyć się, pobrudzić na nowo, ponownie jechać do niego, tym razem samochodem, wejść na czwarte piętro i wezwać milicję. Major uczynił kilka prób i jako absolutne, wręcz nadludzkie minimum dla tych wszystkich machinacji wyszło mu dwadzieścia jeden minut i ani grosza mniej. Szesnaście było wykluczone. W morderstwie zatem nie brałam udziału. W żadnym z trzech przestępstw nie brałam bezpośredniego udziału, w dodatku wszystkie wyszły na jaw niejako dzięki mnie. Co wobec tego, do diabła, właściwie w nich robię...? W naradzie produkcyjnej, prócz majora i porucznika Wilczewskiego, wzięli też udział kapitan Różewicz, porucznik Pietrzak i niejaki porucznik Gumowski, specjalista od czarnego rynku. Porucznik Wilczewski zreferował szczegóły poszukiwań w Szwecji. - Niech to ciężki szlag trafi - rzekł z posępną irytacją. - Cholerny kraj, można tam na głowie stawać i nikogo to nie obhodzi! - Po jakiemu gadałeś? - zainteresował się porucznik Gumowski. - Po angielsku. Przeważnie znają. A jak nie, to też się można dogadać, nie wiem jak, ale można. Dużo mi przyszło z tego dogadywania... - Po kolei - zażądał major Fetner. - Mów dokładnie i po kolei, może się coś z tego wyłowi. - Po kolei, to w pierwszym rzucie poleciałem do adresatów... - I co, istnieją? - zdziwił się kapitan Różewicz. - Jak byk. Co do jednego. To znaczy ci w Szwecji, bo w Norwegii nie sprawdzałem. Grzeczni ludzie, uprzejmi, uczynni. Udawałem [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||