Home
Chmielewska Joanna Janeczka i Pawełek 05 Wszelki wypadek
Chmielewska Joanna 19 Trudny trup
Chmielewska, Joanna Skradziona kolekcja
Fromm Erich Ucieczka od wolnośÂ›ci
Carlisle Donna Na śÂ‚asce śźywiośÂ‚ów
Morey Trish SpeśÂ‚nione marzenie
Trylogia sycylijska 03 Nikomu ani sśÂ‚owa Agnello Hornby Simonetta
Dr. Who Target 045 Dr Who and the Nightmare of Eden # Terrance Dicks
55 Pierwsze drugie zapnij mi obuwie
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

     Przedawnione  zawyrokował Tomasz krótko.
     A pewnie. Zaraz klucz przynieść. . .
    Ruszyła w głąb domu i po krótkiej chwili wróciła.
     Proszę, to ten. Od frontu. Panienka ma prawo. Osobliwie milcząca
    Agnieszka z wdzięcznością przyjęła klucz. Obiecała zwrócić. Ponownie przedarli
    się przez zielska i śmietniki.
     Co za fenomenalna facetka!  zachwycił się Tomasz.  %7ływa historia!
    Rozmawiałaś z nią, jakbyś to wszystko znała! Znasz, naprawdę?
     No pewnie. Z pamiętników, mówiłam ci.
     I w tym dworze straszyło? O tym nie wspominałaś. . . ? I co to za historia
    z powojennym trupem?
     O trupie nic nie wiem  odparła Agnieszka stanowczo.  A co do stra-
    szenia owszem, były jakieś niepewne wzmianki. Ale zdaje się, że nikt w to nie
    wierzył, a nawet jeśli wierzył, wolał się nie przyznawać.
    Dotarli do drzwi, klucz pasował, obracał się lekko. Niebotycznie przejęta
    Agnieszka wkroczyła do siedziby przodków.
    Wnętrze ziało zaniedbaną pustką. Gdzieniegdzie poniewierały się jeszcze ja-
    kieś szczątki mebli, resztki połamanych krzeseł, przewróconego stołu na trzech
    nogach, naderwanej konsolki, wspomnienie po sekretarzyku czy żyrandolu, zwi-
    sającym na wąsach przewodów. W jadalni pod ścianą stał stół na dwadzieścia
    cztery osoby, zdewastowany kredens z wyrwanymi drzwiczkami i zaledwie jedno
    gięte i nader obdrapane krzesło. Salon uderzał w oczy ogromną piramidą starych
    opakowań, jakichś pudeł, skrzynek i papierów, wznoszącą się na środku. Z drże-
    niem serca Agnieszka wkroczyła do biblioteki.
    Ujrzała szafy wmurowane w ściany i boazerię, wszystko z niewiadomych
    przyczyn pomalowane na zielono olejną farbą. Na półkach poniewierały się nie-
    liczne książki w strzępach, treści mało pociągającej, najwidoczniej nikomu nie-
    potrzebne. Jako mebel występowała drabina malarska w nie najlepszym stanie.
    Z pewnym trudem Agnieszka powstrzymała chęć obmacania górnych półek
    w szafach i znalezienia owej listewki, która powinna uginać się jak klamka. Nie
    chciała tego robić przy Tomaszu, nie tyle z braku zaufania do niego, ile w obawie
    rozczarowania. Gdyby się miało okazać, że coś nie gra, listewki nie ma, właściwą
    szafę ukradziono albo coś w tym rodzaju, wolała przeżyć klęskę samotnie.
    Przeszli do gabinetu, a potem udali się na górę. Potomkowie Poldzia musieli
    214
    dobrze się starać, bo z kranu w łazience pociekła woda. Aazienek w ogóle było
    dwie, luksus szalony, a na dole, bliżej kuchni, powinna była znalezć się i trzecia.
    Instalacja elektryczna działała, ocalał nawet jeden żyrandol pod sufitem. Dwór,
    najwyrazniej w świecie, wymagał tylko solidnego remontu i niczego więcej.
     To się kompletnie nie nadaje na nic innego, jak tylko na budynek miesz-
    kalny  orzekł Tomasz stanowczo.  %7ładnych przychodni lekarskich, żadnych
    szkół, żadnych domów kultury z tego się nie zrobi. Zwyczajny dom rodzinny. No,
    dosyć obszerny.
     Dla odludka  mruknęła Agnieszka. Tomasz wyjrzał przez okno z jedną
    szybą wybitą.
     W pewnym sensie owszem  przyznał.  Dojazdu właściwie nie ma, do
    drogi daleko. Ale może dzięki temu nikt tego jeszcze nie złapał.
     Mówiła ta baba, że już ktoś próbował. Gmina odmówiła.
     Bali się komplikacji z prawem własności. Powinna tu być jeszcze piwnica
    na wina. Zajrzę, chcesz?
     Zajrzyj. A potem. . .
     Co?
     Nie, nic. . .
    Wrócili na parter, Tomasz odnalazł schody do piwnicy i kontakt na ścianie.
    Pstryknął, zapaliła się słaba żaróweczka, zszedł ku niej na dół. Agnieszka porzu-
    ciła penetrację kuchni i pomieszczenia obok, będącego zapewne pokojem kreden-
    sowym, i przeszła znów do biblioteki.
    Nie wytrzymała, skorzystała z chwili samotności. Na właściwą szafę trafiła
    już za drugą próbą. Przysunęła sobie drabinę malarską, pomyślała, że kiedyś
    z pewnością używano tu małych schodków, i z lewej strony na samej górze, nad.
    ostatnią półką, domacała się grubej listwy. Kawałek listwy rzeczywiście przesu-
    nął się w dół. Za nim, w drewnianych plecach szafy, z łatwością dało się wyczuć
    dziurkę od klucza.
    No tak. . .
    Trzy klucze na jednym kółku. . .
    Agnieszka puściła listwę, która sama wróciła do góry, i zlazła z drabiny. Od-
    ciągnęła ją od szafy, głęboko zamyślona, pełna rozgoryczenia, wstrętu do samej
    siebie i lekkiej pretensji do babci.
    Jako dziecko uwielbiała bawić się kluczami. Podobały jej się bardziej niż kloc-
    ki, układała je w rozmaite wzory, uczepiała na kółkach całymi pęczkami, pobrzę-
    kiwała nimi, wieszała sobie na szyi w charakterze ozdoby. . . Jak można było po-
    zwolić jej na to. . . ?!!!
    Już babcia przecież te cholerne klucze gdzieś zaprzepaściła. Kiedy wreszcie
    zdecydowała się przed śmiercią pogadać z wnuczką od serca, ciągle napomykała
    o kluczach. One były, znalazły się w sejfie ciotecznego pradziadka czy kogoś tam,
    zostały zlekceważone, ale do babci dotarły. I babcia je gdzieś wetknęła, nie mając
    215
    wtedy jeszcze pojęcia o ich znaczeniu. Być może, dała je właśnie wnuczce do
    zabawy. Kretyńska wnuczka. . .
     Nie lubię siebie  powiedziała z nagłym gniewem do wracającego z piw-
    nicy Tomasza.
     Proszę?  zdziwił się Tomasz.
     Jeśli chcesz wiedzieć, masz do czynienia z idiotką. Nie lubię tej idiotki.
     W przeciwieństwie do mnie. Mnie się ona podoba. Skąd ci się wziął ten
    wybuch uczuć?
    Agnieszka westchnęła ciężko i zawahała się. Wyznać mu całą prawdę. . . ?
    A jeśli on przestanie ją kochać, porzuci, pójdzie precz. . . Ma pójść razem z ta-
    jemnicą? I powtórzy się na przykład historia ciotki Maryny. . . ? Miłość to sprawa
    przelotna, a tu w grę wchodzi ekwiwalent wymienny. . . [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.