Home 019. Evans Jean Spotkanie z AfrykÄ 01 Wszystko albo nic 09.Carson Aimee Wszystko po raz pierwszy Barrett Gail NaleĹźÄ do Ciebie kubus fatalista i jego pan_1 Forsyth Frederick Falszerz He 073 Handlarze jabśÂek Ian Morson [William Falconer Mystery 04] A Psalm for Falconer (pdf) Anthony, Piers But What of Earth Hardy Boys Case 01 Dead on Target |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] - Bezbłędnie mówisz po angielsku. - Lecz w moich uszach angielskie słowa brzmią bardziej obco ni\ francuskie. Bart nie zamierzał się z nią sprzeczać. Mo\e na-prawdę była Francuzką, chocia\ dla niego nie stanowiło to \adnego pocieszenia. Francuzi stali po stronie Szkotów, zatem i ona mogła być sojuszniczką Armstrongów lub MacEwenów. Marguerite wtuliła się w objęcia Barta. Noc była zimna. W jego ramionach czuła się bezpieczna. Jechali bez pośpiechu między zagrodami. Marguerite zsunęła z głowy kaptur. Na szyi, tu\ za uchem, czuła gorący oddech Barta. Wreszcie dotarli do zamkowej bramy. Przejechali przez podwójne mury i skręcili w stronę stajni. - Sam zajmę się Pegazem - powiedział do nadbiegających stajennych. - Za chwilę zjawi się tu patrol, który wysłałem na wzgórza. Oporządzcie ich konie. Wjechał w ciemniejszy kąt stajni i zsiadł z konia. Szybko zapalił lampę, oświetlając wnętrze pustej za-grody. - Skacz! - powiedział do Marguerite i zręcznie chwycił ją w talii. Jego ciemne oczy płonęły jak dwa węgle. Marguerite wstrzymała oddech, wsparła dłonie na jego ramionach i zsunęła się z siodła. Nie puścił jej nawet wtedy, kiedy ju\ stała na ziemi. Zmusił ją, \eby uniosła głowę i lekko musnął wargami jej usta. - Poczekaj. To mi zajmie najwy\ej chwilę - powiedział i wprowadził konia do zagrody. Ten przelotny pocałunek zrobił na niej o wiele większe wra\enie, ni\ chciała przyznać. Poszła za Bartem i patrzyła, jak rozpinał popręg i zdejmował cię\kie siodło. Potem ściągnął kantar i podał go Marguerite. - Powieś na haku - polecił, wskazując na przeciwległą ścianę, gdzie wisiało mnóstwo rzemieni i części uprzę\y. Marguerite spełniła jego prośbę, chocia\ musiała się wspiąć na palce, \eby dosięgnąć najni\szego haka. Bartholomew tymczasem ściągnął derkę z konia i wy-tarł mu grzbiet i szyję. Rzucił Marguerite czystą szmatę. - Szybciej skończymy, jeśli zajmiesz się tamtym bokiem - powiedział. Marguerite przez kilka sekund stała nieruchomo, patrząc, jak energicznie potarł skórę konia, tu\ nad łopatką. Potem przeniosła wzrok na szmatę, którą trzymała w ręku. Wydawało się jej, \e nigdy przedtem nie zajmowała się oporządzaniem zwierząt. Mimo wszystko wzięła się do roboty. W duchu marzyła o tym, \eby ją tak\e ktoś wymasował. Chyba mimowolnie parsknęła śmiechem, bo Bartholomew w pewnym momencie spytał: - Co się stało? Zaczerwieniła się po korzonki włosów. Nie chciała, aby sobie przypadkiem pomyślał, \e się z niego naśmiewa. - To zabawne, \e więcej uwagi poświęcasz swemu rumakowi, panie, ni\ niektórym ludziom. - I to wszystko? - zapytał, patrząc na nią nieco podejrzliwie. - Zazdrościsz Pegazowi? Marguerite uśmiechnęła się. - Nie, milordzie. Oczywiście, \e nie. Bartholomew nie odpowiedział. Wydawał się pogrą\ony w myślach. Kiedy ju\ wyszczotkował konia, odło\ył siodło oraz derkę na właściwe miejsce, wziął Mar- guerite za rękę i razem wyszli ze stajni. W milczeniu dotarli do wie\y. W wielkiej sali było niemal zupełnie ciemno. Bartholomew odezwał się pierwszy, kiedy stanęli u podnó\a schodów. Cichy głos rycerza zabrzmiał w uszach Marguerite niczym dzwięk dzwonu. - Zpij dobrze, milady. Zamarła w bezruchu, myśląc, \e wezmie ją w ramio-na, zaniesie do komnaty i zrobi to, na co miał ochotę za ka\dym razem, kiedy na nią patrzył. Jednak Bartholomew skłonił się lekko i odszedł. Chwilę pózniej zniknął w mrocznym cieniu. Marguerite została sama, zawiedziona i zdziwiona. Z trudem powstrzymała się, \eby go nie zawołać. Obróciła się na pięcie, zabrała lichtarz ze stołu i poszła na górę. Rose ju\ wcześniej - jak zwykle - napaliła w kominku i posłała łó\ko. W komnacie było ciepło i przytulnie, lecz to nie zmniejszało poczucia samotności. Marguerite tęskniła za towarzystwem. Powoli rozsznurowała tasiemki stanika. Zdjęła suknię i z westchnieniem usiadła na taborecie obok miednicy z wodą. Odległy grzmot sprawił, \e spojrzała w okno. Nad horyzontem ciągle się błyskało, a przenikliwy wiatr wył po kru\gankach wie\y. Sztorm szalał gdzieś nad morzem, więc nie stanowił zagro\enia. Przynajmniej na razie. Marguerite powtarzała sobie, \e wie\a przetrwała tutaj całe lata i prze-trzymała niejedną burzę. Ta te\ jej nie uszkodzi. Mimo wszystko nie potrafiła zapanować nad zdenerwowaniem. W końcu musiała się dowiedzieć, kim jest i skąd pochodzi! Nie mogła dłu\ej zostać w Norwyck, na łasce earla. Wstała i nerwowym krokiem zaczęła przemierzać komnatę. Z całych sił wytę\ała umysł, by sobie coś przypomnieć. Oczywiście, nic z tego nie wyszło. Nagle znów zobaczyła jasnowłose główki. Nie mogła jednak rozró\nić rysów. Zaraz, zaraz. Jedna z dziewczynek, ta niedu\a, to przecie\... to przecie\... Znalazła imię. Cosette! Najmniejsze z dzieci to Cosette! Marguerite zmęczonym ruchem opadła na ławę i przycisnęła rękę do piersi. Więc miała rację. Cosette to francuskie imię, zatem i ona pochodzi z Francji. Tak! Wyruszyła w podró\ z Francji do Anglii. Płynęła statkiem. Statek zatonął. A na pokładzie był młodzieniec, który nazywał się... Nazywał się... Westchnęła ze zniechęceniem. Dlaczego nie mogła sobie przypomnieć nic więcej? Skupiła myśli na Cosette. Znów przywołała jej twarzyczkę. Usłyszała śmiech - i coś jeszcze. Piosenkę śpiewaną po francusku dziecięcym głosikiem. Poza Cosette nie wrócił do niej nikt inny. Marguerite nie wiedziała, ile czasu zajęły jej bez-owocne próby o\ywienia wspomnień. Wreszcie otarła łzy z policzków i usiadła przed małym lusterkiem. Wy- jęła grzebienie i spinki z włosów i potrząsnęła głową. Długie loki opadły jej na ramiona. Nie było sensu myśleć o Cosette lub o młodzieńcu z tonącego statku. Nie poznawała nawet własnej twarzy. Wspomnień nie dało się przywołać. Zaczęła czesać się powoli i spróbowała myśleć o czymś innym. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||