Home
Longin Jan Okoń Trylogia Indiańska. Tom III Śladami Tecumseha
Sandemo Margit Saga O Ludziach Lodu Tom 29 Miłość Lucyfera
Cole Allan & Bunch Christopher Sten Tom 6 PowrĂłt Imperatora
Clancy Thomas Leo (Tom) 5 Zwiadowcy 3 Walka Kołowa
Herbert Frank Tom 2 Dune Messiah
Scott Lewis Dr Joe Vitale Marketing Impulsowy
Desiree Holt [Rawh
James Axler Outlander 08 Hellbound Fury
Monitor_Ubezpieczeniowy_nr_34
Taylor Janelle Strach w ciemnośÂ›ciach
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lily-lou.xlx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Gdyby tam, nad zaśnieżonymi polami... Na miły Bóg, przecie to nie obeszłoby nikogo! ab-
    solutnie nikogo!... Kiwaliby głowami, w obojętnej ciekawości  wyczytywaliby druk z dzien-
    ników i tyle...
    A ona?... Podniósł głowę i spojrzał w jej oczy.
     Ty... moja...  powiedział i uczuł w gardle skurcz, jakiego nie znał dotychczas.
    Z wielkich czarnych oczu padały nań łzy. Nie pojmował, co się z nim dzieje. Skądś, z głębi
    piersi rozpływał się po całym ciele drżący prąd krwi jakby innej, jakby gorętszej, jakby pija-
    nej... Mózg zdawał się mroczyć, a w ustach przejmował smak cierpkiej, nieznanej słodyczy.
    Nie wiedział, co się z nim dzieje. Nigdy nie podlegał takim uczuciom, nigdy nie popadał w
    tak dziwny stan obezwładnienia.
    Na czoło, na policzki padały duże ciepłe łzy. Bał się poruszyć, jakby się bał utracić bodaj
    jedną z tych kropel, które padały z jej otwartych szeroko oczu.
    To jest słabość, to jest upadek sił  nawijały się z trudem myśli  to jest mój wróg...
    Jednak nie umiał wyzwolić się spod uroku tej ciszy.
     Pawle  bezgłośnie poruszały się jej wargi  kochasz mnie, Pawle... Powiedz, że mnie
    kochasz...
    Z wolna, z jakąś skupioną powagą objął ją ramieniem i ściskał coraz mocniej, coraz moc-
    niej, aż do bólu...
     Kocham, kocham cię, jedyna... Ty jesteś moja...
    Nagle olśnieniem uderzyło go wypowiedziane słowo: moja. Pojął jego niezmierną wartość,
    nieocenione znaczenie tego absolutnego posiadania.
    Należała doń przecie każdą swą myślą, każdym nerwem. Wiedział to od dawna, lecz pojął
    dopiero w tej chwili, w tej chwili, gdy uświadomił sobie, czym jest dla reszty ludzi, czym
    stanie się dla świata po swoim upadku, czym stanie się dla samego siebie...
     Nicość! Znowu nicość.
    Wyraz ten zelektryzował go. Nie, nie może upaść. Trzeba rzucić się w to piekło i zwycię-
    żyć, trzeba bodaj zdychając z utraty sił, dobrnąć do brzegu. Jeszcze nie wszystko stracone.
    Tak, nie wszystko... Wiedeń jutro wpłaci trzy miliony, to można rzucić na szalę, wprawdzie
    szala nie drgnie od tego pyłku, ale istnieją przecie dalsze możliwości, są dłużnicy, którzy mu-
    szą mu przyjść z pomocą, ba, są wierzyciele, którzy powinni zrozumieć, że jego klęska równa
    się ich klęsce, że jeszcze trzeba walczyć!...
    To przecie jasne!
    Zcisnął dłoń Krystyny. Nie chciał jej przekonywać, ale musiał powiedzieć jej to wszystko,
    pragnął, by i z jej ust padło potwierdzenie jego wiary, wierzył, że sam siebie przez to umocni
    w przeświadczeniu o trzezwości własnego sądu.
     Poczekaj, poczekaj  gniótł jej rękę  nie płacz tak nade mną. Jutro od rana wrócę do ro-
    boty. Nie jestem jeszcze ostatecznym rozbitkiem. Nie przegrałem ostatniej stawki. Jeszcze nie
    koniec gry. Patrz, mam przeciw sobie chaos, bezrozumny żywioł, a ja wciąż jestem świadomy
    własnych sił i środków. Potrafię utrzymać się na powierzchni, bo muszę, bo chcę!
    117
    Zaczął wyliczać z jakimś gorączkowym spokojem, z jakąś zaciekłą nerwową systematycz-
    nością szansę, które mógł jeszcze wyzyskać, ewentualności, które mogłyby być uwzględnio-
    ne, ludzi, na których prawdopodobnie należałoby wywrzeć nacisk.
    Po każdym nowym argumencie wpatrywał się w jej oczy, błagając o błysk wiary, o iskrę
    nadziei, która by go rozpłomieniła znowu. I z każdym zdaniem bardziej tracił wiarę we wła-
    sne słowa. W wielkich czarnych oczach było tylko ciepłe bezlitosne współczucie. Gdy wresz-
    cie umilkł, otoczyła ramieniem jego głowę i powiedziała:
     Nie, Pawle, nie.
     Ależ dlaczego, dlaczego nie?!  wybuchnął.
     Pawle, gdybyś słyszał własny głos, gdybyś widział swoją twarz, swoje oczy!... Nie,
    Pawle. Nie mogę ciebie zrozumieć. Nie mogę zrozumieć, dlaczego chcesz ponownie zatapiać
    się w ten szlam. Tak trzezwo umiesz patrzeć na życie, a nie chcesz spojrzeć w oczy samemu
    sobie. Jesteś zmęczony. Pawle, jesteś strasznie zmęczony. Chcesz dać się zaszczuć im
    wszystkim, chcesz zniszczyć się do ostatniego włókna. Nie, Pawle. Nie wolno ci zrobić tego.
    Spójrz śmiało na siebie i powiedz szczerze, czy tak wygląda zwycięzca, czy z takimi nerwami
    człowiek rozsądny ma prawo rzucać się do walki, do walki, którą przecie zawsze będziesz
    mógł rozpocząć na nowo, gdy wrócą ci siły, chociażby tylko fizyczne. Pawle, przecie jesteś
    teraz tylko cieniem samego siebie. A kiedyś, kiedyś znowu wrócisz, jeżeli... jeżeli w dalszym
    ciągu w tym będziesz widział swoje szczęście, swoje straszne szczęście... Nie, Pawle. Nie
    proszę cię o łaskę dla siebie, nie roszczę sobie prawa do przekonywania cię. Chcę tylko, byś
    uznał rzeczywistość. Sam mówisz, że jeszcze nie wszystko stracone, że da się z katastrofy
    wycofać znaczne kapitały. Odpocznij. Tymczasem ustanie kryzys, poprawią się koniunktury...
    Odpocznij.
    Nagle wybuchnął śmiechem:
     Odpocząć? Jak mogę odpocząć?...
     Zostawić rzeczy własnemu biegowi, na pewien...
     Cha, cha, cha, własnemu biegowi!  przerwał  a czy wiesz, na czym ten własny bieg
    będzie polegać?... Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, że przy ogłoszeniu bankructwa tych
    setek moich firm wyjdzie na jaw fikcyjność ich kapitałów, fałsze bilansowe, bezwartościo-
    wość wielu portfeli, fałszerstwo wielu depozytów? Czy myślisz, że na pokrycie pasywów
    aktywa wystarczą bodaj w czwartej części, zwłaszcza teraz, gdy większość moich papierów
    utraciła trzy czwarte wartości?... I ja mam odpocząć!
    Wziął ją za ramiona i nie wiedząc, co robi, gniótł je w dłoniach.
     Oczywiście odpocznę: w więzieniu! Zamkną mnie jak parszywego psa i będą miesiącami
    gnębić mnie zeznaniami, śledztwem i całą tą swoją aparaturą do tortur. Tak tylko mogę odpo-
    cząć. Rozumiesz?... Mam dwa wyjścia, albo próbować ratunku pomimo wszystko, wbrew
    nawet zdrowemu sensowi, albo zdecydować się na ostateczną klęskę i więzienie.
    Zakrył rękami oczy i siedział nieruchomy.
     Jest jeszcze jedno wyjście  po dłuższej pauzie odezwała się Krystyna.
     Co? podniósł na nią wzrok  jeszcze jedno?... Ano tak, oczywiście: palnąć sobie w łeb...
    Nawet przez chwilę myślałem o tym wyjściu. Podczas lotu z Berlina do Warszawy...
     Ja o tym nie myślałam wcale. Jest przecie znacznie prostsze wyjście.
     Zapaść się w ziemię?  zapytał z niecierpliwą ironią.
     Właśnie  spojrzała nań spokojnie  właśnie to, Pawle. Zwiat jest tak duży, zawsze moż-
    na znalezć gdzieś taki kąt, w którym można się ukryć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.