Home Dean Cameron Candace Steele 01 PćąĂ˘ÂÂomienne Pragnienie (nieof.) Barbara RybaśÂtowska Bez pośźegnania 02 SzkośÂa pod baobabem Billie Letts Tu, gdzie jest serce pdf Hammerhead SMT Pulse Induction Metal Detector opt2 Uniwersalny słownik tematyczny język niemiecki Boswell Barbara MiłoÂść w programie telewizyjnym(1) Dreissig, Georg Der Sohn des Spielmanns Dictionary of the Vulgar Tongue(1) Karen Horney Nasze wewnćÂtrzne konflikty Marinelli Carol śÂlub w Las Vegas |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] lepszego. - Z figlarnym uśmiechem dodała: - Niektórzy akceptują tę drogę. Była osobą głęboko wierzącą. Pewnego razu, kiedy Sam zaniosła do miejscowego kościoła kosz kwiatów, zastała tam Mary. Modliła się z uniesioną głową i zamkniętymi oczami klęcząc samotnie przy prezbiterium. Widząc krople potu spływające jej po skroniach, Sam pomyślała mimo woli o Getsemani i duchowych cierpieniach Chrystusa. Wstrząśnięta, dyskretnie odwróciła głowę i wówczas zobaczyła pana Stromnusa, pastora, który właśnie zmierzał w jej kierunku. Zerknął na nieruchomą sylwetkę Mary i powiedział z troską: - Próbowałem ją ostrzec, że życie dla innych i poprzez innych wiedzie często na drogę męczeństwa. Mary z pewnością nie była wyrzutkiem. Okoliczni mieszkańcy odnosili się do niej z głęboką sympatią i szacunkiem. Mimo iż rzadko opuszczała Steeple Tye, otrzymywała dużo listów, odwiedzało ją też wielu przyjaciół. Najważniejszym z nich był Patrick Quinlan. Bywał tu na kolacjach przynajmniej dwa razy w tygodniu. Mary nalegała wtedy, żeby Samanta towarzyszyła im przy stole. Sam zazwyczaj odmawiała, wiedząc, że Quinlan wolałby pozostać z Mary sam na sam. Niewątpliwie kochał się w niej. Kiedy patrzył na Mary, jego oczy wyrażały czułość i rozrzewnienie. Mary natomiast traktowała go jak przyjaciela. Czasem sprawiała nawet wrażenie, jakby jego obecność irytowała ją. Zapewne dzieliły ich wydarzenia z przeszłości, Sam czuła to wyraznie. Czy jakakolwiek kobieta pragnęłaby bliższego związku z mężczyzną, który pełnił rolę jej obrońcy w sprawie o morderstwo? Nie można było wymazać z pamięci tej tragedii ani ignorować faktu, że w Marksholm zamordowano człowieka. Trzeba było pogodzić się z myślą, że kobieta, która popełniła morderstwo, to ta sama osoba, która kierowała organizacją charytatywną, hodowała najpiękniejsze róże w okolicy i ujmowała wszystkich wdziękiem i inteligencją. Marksholm nie było miejscem wyklętym, nie było jednak wolne od przykrych wspomnień. Ci, którzy tu żyli, zbudowali własny mur obronny, aby się odgrodzić od wspomnień, ale kosztowało to ich wiele trudu i wymagało długiego czasu. Samanta nie była pewna, czy wystarczy jej woli i czasu, żeby przystosować się do życia tutaj. Przeczytała już dossier z procesu, które pożyczył jej Quin-lan, i doszła do wniosku, że adwokat uczciwie zrelacjonował sprawę. Zeznania świadków potwierdzały przebieg wydarzeń przedstawiony przez Mary, a jednocześnie wyłaniał się z nich obraz Marshalla Robartsa jako człowieka z gruntu złego: wyrachowanego, skąpego, niewiernego i bezwzględnego wobec innych. Nie zasługiwał na współczucie, którego nie okazał nawet swojej żonie. Po przeczytaniu dossier schowała je w najniższej szufladzie biurka. Chciała przejrzeć ponownie niektóre fragmenty, zwłaszcza te, które zawierały argumenty obrony, oskarżyciela oraz werdykt sędziego. Wysłała do Jamesa list, w którym poinformowała go o całej sprawie, a w kilka tygodni pózniej otrzymała odpowiedz. Nie będę udawał - pisał James - że takiego właśnie zajęcia pragnąłem dla ciebie, ale to ty musisz podjąć decyzję. Obiecaj mi tylko, że jeśli poczujesz się nieszczęśliwa, wyjedziesz stamtąd natychmiast". Problem polegał na tym, że nadal nie była pewna, jak powinna postąpić. Pracę miała interesującą i zdążyła już polubić Mary. Zaczynała także uwielbiać Steeple Tye z jego rozległymi widokami i bezkresnym niebem. Mimo to nie wiedziała jeszcze, czy chce zostać tutaj na dłużej. W podjęciu decyzji pomogła jej rozmowa z doktorem Trevorem Soamesem, którego spotkała na koncercie w Market Tye. Rozdział 7 Jak słyszałem, wstąpiła pani do kobiecej wspólnoty świętej Mary? Głos był szorstki i zarazem gderliwy. Sam, zapatrzona w plakat zachęcający do wysłuchania koncertu muzyki Deliusa, uniosła głowę i ujrzała niskiego, krępego mężczyznę o pomarszczonej twarzy wiecznego zrzędy, siwych przerzedzonych włosach i zle dopasowanej protezie zębowej. - Pani Cole, czyż nie? Ostatni nabytek Mary Slevin? - Jestem Samanta Cole - przedstawiła się Sam. - Niestety nie wiem, z kim mam przyjemność. - Nic dziwnego. Ona by tego pani z pewnością nie powiedziała. - Ujął ją pod ramię i wprowadził do foyer. - Nazywam się Soames, doktor Trevor Soames. Przyniosę pani filiżankę kawy. Wszystko inne to trucizna, ale kawa jest znośna. Zanim zdążyła odmówić, wmieszał się w tłum oblegający bar. Sam podeszła do jednego z wysokich okien, z którego roztaczał się widok na plac, a po paru chwilach dołączył do niej doktor Soames. Podał jej filiżankę i błysnął w uśmiechu żółtawymi zębami. - Proszę mi wybaczyć to natręctwo, pani Cole, ale działałem w obronie własnej. - W obronie? A przed czym, doktorze Soames? - Przed potwarzą - odparł, obserwując ją bacznie znad krawędzi filiżanki. - Przed ludzmi, którzy usiłują mnie zniesławić. - O ile wiem, nikt jeszcze tego nie zrobił. - Niebawem przyjdzie na to czas. Panuje przekonanie, że wykonywałem swoje obowiązki w sposób niedbały i niekompetentny, a mianowicie nie przylepiłem Lidii Robarts etykietki uzależniona od narkotyków". A przecież wcale nie była narkomanką. W dzisiejszych czasach panuje moda na potępianie wszystkich za zażywanie narkotyków. To typowy przykład stawiania sprawy na głowie. - Jak podają akta sądowe, Lidia Robarts zażywała regularnie amfetaminę i barbiturany. - Aha, czytała pani o tym? W takim razie wie pani na pewno i o tym, że przepisałem jej jedną serię amfetaminy, tylko jedną, aby wyciągnąć ją z depresji, w którą Lidia wpadła po przebyciu infekcji grypowej. Z całą pewnością nie zalecałem jej powtórzenia kuracji. - A co z barbituranami? Po twarzy doktora Soamesa przemknął cień irytacji i zniecierpliwienia. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||