Home Joel Dorman Steele A Brief History of the United States, Fourth Edition (1885) wiadomoć i historia. Studium o filozofii Wilhelma Diltheya 1.Dzieje ĹťydĂłw w Polsce Obszerne opracowanie historyczne 048. Delinsky Barbara Najprawdziwsza historia Graham Masterton SzataśÂskie WśÂosy Hodgson Burnett Frances Tajemniczy Ogród FROB Jennifer Armintrout Blood Ties 2 Blood Ties The Possession 2001.09 Gimp Workshop Plugin Features Longin Jan OkośÂ Trylogia IndiaśÂska. Tom III śÂladami Tecumseha |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] owych sprytnych i tkliwych oczu, boskiej kibici, rozkosznej cery, słowem, niewyczerpanego zasobu uroków, jakimi natura obsypała przewrotną Manon. Nie, nie! rzekłem odwracając oczy. Niewdzięczna, która cię przysyła, wiedziała, że naraża cię na daremne trudy. Wróć do niej, powiedz, niech się syci owocami zbrodni i jeśli zdoła, niech się syci nimi bez wyrzutów. Rzucam ją bez powrotu i wyrzekam się zarazem wszystkich kobiet; żadna z nich nie będzie równie pożądana, a wszystkie z pewnością są rów- nie podłe i fałszywe. Mówiąc te słowa byłem gotów wyjść i oddalić się, nie troszcząc się już o Manon. Zmier- telna zazdrość, która szarpała mi serce, przybrała maskę martwego spokoju. Sądziłem się tym bliższym wyleczenia, ile że nie doświadczałem żadnego ze wzruszeń, które miotały mną nie- gdyś w podobnej chwili. Niestety! byłem igraszką złud miłości co najmniej w równym stop- niu jak ofiarą zdrady Manon. Dziewczyna, która przyniosła mi list, widząc, że chcę odejść, spytała, co ma powiedzieć panu de G*** M*** i damie, która była w jego towarzystwie. Na to wróciłem i w nagłej od- mianie, nieprawdopodobnej dla tych, którzy nigdy nie znali namiętności, przeszedłem z mniemanego spokoju do straszliwego wybuchu. 52 Idz rzekłem odmaluj zdradzieckiemu G*** M*** i jego przewrotnej kochance roz- pacz, w jaką wtrącił mnie przeklęty list; ale powiedz, że niedługo będą się bawili mym kosz- tem: zasztyletuję oboje własną ręką. Rzuciłem się na krzesło. Kapelusz i laska wysunęły mi się z dłoni. Strumienie gorzkich łez puściły mi się z oczu. Szaleństwo, któremu uległem przed chwilą, zmieniło się w głęboką boleść. Byłem zdolny już tylko płakać wydając jęki i westchnienia. Zbliż się, dziecko, zbliż się, skoro cię przysłano, abyś mnie pocieszyła. Powiedz, czy znasz lekarstwo przeciw wściekłości i rozpaczy, przeciw żądzy zadania sobie śmierci, zgła- dziwszy wprzód dwoje niewiernych nie zasługujących na życie. Tak, zbliż się ciągnąłem widząc, że czyni ku mnie parę trwożliwych i niepewnych kroków. Pójdz osuszyć moje łzy, wróć pokój memu sercu, powiedz, że mnie kochasz, iżbym się przyzwyczaił do słów miłości z innych ust niż tamtej niewiernej! Jesteś ładna, może zdołam cię pokochać. Biedna dziewczyna, która liczyła niespełna siedemnaście lat i zdawała się mieć więcej wstydu, niż miewają podobne istoty, była zdumiona tą osobliwą sceną. Zbliżyła się mimo to z pieszczotą; odtrąciłem ją gwałtownie. Czego chcesz? rzekłem. Ha! jesteś kobietą, należysz do płci, której nienawidzę i któ- rej nie zdołałbym już ścierpieć. Słodycz twoja zwiastuje mi nową zdradę. Idz precz, zostaw mnie. Skłoniła się nie śmiejąc nic powiedzieć i zwróciła się ku wyjściu. Krzyknąłem za nią: Powiedz przynajmniej, czemu, jak i w jakim celu przysłano cię tutaj? Jak dowiedziałaś się o mym nazwisku i o miejscu, gdzie spodziewałaś się mnie znalezć? Powiedziała, że znała od dłuższego czasu pana de G*** M***; posłał po nią około piątej. Idąc za służącym, który jej przyniósł wezwanie, dostała się do dużego domu, gdzie zastała go grającego w pikietę z ładną panią. Polecili jej oboje oddać wiadomy list objaśniając równo- cześnie, iż zastanie mnie w karecie u wylotu ulicy Zw. Andrzeja. Spytałem, czy nie mówili nic więcej. Odparła rumieniąc się, iż pozwolili jej mieć nadzieję, że ją zatrzymam przy sobie. Oszukano cię rzekłem tak, biedne dziecko, oszukano cię. Jesteś kobietą, trzeba ci mężczyzny, ale trzeba, aby to był człowiek bogaty i szczęśliwy; nie tutaj ci go szukać. Wra- caj, wracaj do dawnego pana. Ma wszystko, co trzeba, aby zdobywać serca kobiet, rozdaje pałace i pojazdy. Co do mnie, który mogę ofiarować jedynie miłość i wiarę, kobiety gardzą mą nędzą i czynią sobie zabawkę z mej naiwności. Dodałem jeszcze tysiąc rzeczy gwałtownych lub smutnych, wedle tego jak namiętności me ustępowały lub brały górę. W miarę wszakże jak przedłużałem własną udrękę, gniew mój ostygł na tyle, aby dać miejsce zastanowieniu. Porównałem ostatnie nieszczęście z tymi, któ- rych już doznałem; pomyślałem, że nie ma powodu rozpaczać więcej niż innym razem. Zna- łem Manon. Czemu się tak martwię klęską, którą winienem był przewidzieć? Czemu nie szu- kać raczej lekarstwa? Był jeszcze czas; należało bodaj zrobić, co w mej mocy, aby nie mieć sobie do wyrzucenia, iż przez zaniedbanie przyczyniłem się do własnej niedoli. Zacząłem tedy rozważać sposoby, które mogły mi otworzyć furtkę nadziei. Próbować wydrzeć Manon gwałtem z rąk G*** M*** był to krok rozpaczliwy, zdolny jedynie mnie zgubić, i to bez widoków powodzenia. Ale zdawało mi się, iż gdybym mógł uzyskać bodaj chwilę rozmowy, zdołałbym poruszyć jej serce. Tak dobrze znałem jego tkliwe zakątki! Byłem tak pewny, że ona mnie kocha! Nawet ten szalony pomysł, aby mi przysłać ładną dziewczynę dla pocieszenia mnie po stracie, założyłbym się, że jest jej dziełem, współ- czuciem dla mych cierpień. Postanowiłem wytężyć całą przemyślność, aby uzyskać rozmowę z Manon. Pośród rozma- itych dróg, które rozpatrywałem kolejno, zatrzymałem się przy tej. Pan de T*** ofiarował mi swoje usługi zbyt serdecznie, abym mógł wątpić o jego szczerości i przyjazni. Umyśliłem udać się doń i prosić, aby zechciał wezwać pana de G*** M*** pod pozorem ważnej sprawy. 53 Wystarczyło mi pół godziny, aby mówić z Manon. Zamiarem moim było dostać się wprost do jej pokoju; sądziłem, że w nieobecności pana de G*** M*** przyjdzie mi to bez trudu. Postanowienie to uspokoiło mnie nieco. Wynagrodziłem hojnie dziewczynę, aby zaś odjąć jej ochotę wracania do tych, którzy ją posłali, wziąłem jej adres; czyniąc nadzieję, iż przyjdę spędzić noc u niej. Wsiadłem do dorożki i kazałem się wiezć co koń wyskoczy do pana de T***. Szczęściem, zastałem go w domu. Jedno słowo objaśniło go o mych niedolach i o usłu- dze, jakiej odeń żądam. Był tak zdumiony wiadomością o panu de G*** M***. Manon, iż nie wiedząc, że ja sam przyczyniłem. się do mego nieszczęścia, ofiarował wspaniałomyślnie zebrać przyjaciół, aby użyć ich ramienia i szpady dla uwolnienia mej kochanki. Przedstawiłem, iż rozgłos ten może być zgubny dla nas obojga. Zachowajmy krew naszą rzekłem na ostateczny wypadek. Obmyśliłem łagodniejszą drogę, po której spodziewam się nie mniej powodzenia. Ofiarował się bez zastrzeżeń uczynić, czego zażądam; gdym zaś oświadczył, że chodzi je- [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||