Home MiloĹĄ JesenskĂ˝ & Robert LeĹniakiewicz Tajemnica ksiÄĹźycowej jaskini Doyle Arthur Conan Tajemnica zĹotego Pince nez Carey Mary Virginia Tajemnica Ĺmiertelnej PuĹapki Harris Charlaine Harper 4 Grobowa tajemnica Hitchcock Alfred Tajemnica bezgĹowego konia FM Busby Long View 1 Star Rebel Alan Dean Foster The I Ins 1.Dzieje śąydów w Polsce Obszerne opracowanie historyczne kubus fatalista i jego pan_1 GKSC |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] każde z nas to stanowczo za mało. - Właściwie to dosyć dla kogoś, kto ma niedługo umrzećodpowiadała Mary - ale za mało dla kogoś, kto ma żyć. Pewnie zjadłabym ze trzy takie porcje, gdy przez okna napływa to wspaniałe powietrze i zapach idzie od wrzosowiska... Tego rana, gdy Dick po dwugodzinnej wspólnej zabawie wyniósł zza wielkiego krzewu różanego dwa blaszane naczynia, z których jedno było napełnione świeżym mlekiem, a w drugim znajdowały się jeszcze gorące, zawinięte w czystą serwetę bułeczki z 130 rodzynkami, okrzyków radości było co niemiara. Jak to miło ze strony pani Sowerby, że o nich pomyślała! Co za gospodyni! Jakie te bułeczki są wyborne! A to mleko, jakie pyszne! - Ona uprawia czary jak Dick - mówił Colin. - To czary nasuwają jej dobre pomysły i każą czynić ładnie. To stanow- czo czary. Powiedz, Dicku, matce, że jesteśmy jej ogromnie wdzięczni. Colin lubił mówić jak dorośli. Miał w tym pewne upodobanie i dlatego postanowił wyrazić się jeszcze doroślej. - Powiedz matce, że jesteśmy wzruszeni jej dobrocią i niewymownie wdzięczni. Ale potem, zapominając o swej powadze, dopadł baniek i począł opychać się bułeczkami i pić chciwie mleko wielkimi łykami, jak by to zrobił każdy chłopiec, który się wyhasał do woli na świeżym powietrzu, a był już ze dwie godziny po śniadaniu. To zapoczątkowało szereg miłych wydarzeń. Przede wszystkim dzieci od razu doszły do przekonania, że pani Sowerby, zmuszona myśleć co dzień o nakarmieniu czternastu domowników, nie może żywić jeszcze ich dwojga bez uszczerbku dla siebie. Poprosili ją zatem, by na ten cel pozwoliła sobie przysyłać ich zaoszczędzone szylingi. Dick uczynił nadzwyczajne odkrycie, a mianowicie, że w lesie - tam gdzie go Mary po raz pierwszy ujrzała przygrywającego zwierzętom na fujarce - znajdowała się nieduża, lecz głęboka jama, w której można było zrobić z kamieni świetny piecyk i piec kartofle i jaja. Pieczone jaja były nieznanym a wykwintnym przysmakiem, zaś pieczone bardzo gorące kartofle z solą i świeżym masłem były potrawą godną samego króla lasów, poza tym można się było znakomicie nimi najeść. Dzieci mogły sobie nakupić jaj i kartofli, ile dusza zapragnie, i najeść się za wszystkie czasy, nie wyrzucając przy tym sobie, że krzywdzą kogokolwiek w chacie na wrzosowisku. Każdego pogodnego poranka zgromadzenie czarowników odprawiało czary pod śliwą, której baldachim gęstniał coraz bardziej, gdyż listki rozrastały się po krótkich dniach kwitnienia. Po tej ceremonii Colin zaczynał swe ćwiczenia w chodzeniu, potem zaś w ciągu dnia powtarzał je jeszcze kilkakrotnie. Z każdym dniem nabierał więcej sił, co dzień robił coraz dalsze przechadzki, a przychodziło mu to z coraz większą łatwością. Jego wiara w czary rosła - i nic w tym dziwnego. Próbował różnych ćwiczeń, jednego po drugim, w miarę jak mu przybywało sił, Dick zaś uczył go coraz to nowych rzeczy. - Wczoraj - opowiadał pewnego ranka po dniu nieobecności w tajemniczym ogrodzie - poszedłem do Thwaite coś załatwić dla matki i koło oberży widziałem Boba Hawortha. To najsilniejszy człowiek w naszej okolicy. Jest pierwszym we wsi lekkoatletą, skacze najwyżej ze wszystkich i najlepiej umie rzucać młotem. Jednego roku wyjechał na zawody sportowe do Szkocji. Mnie znał, gdy jeszcze byłem całkiem mały, a że jest przystępnym człowiekiem, więc go zapytałem o kilka rzeczy. Nazywają go tu wszyscy atletą, więc sobie zaraz pomyślałem o paniczu i mówię mu: Co ty robisz, Bob, że masz takie silne i twarde muskuły? Może jakieś specjalne ćwiczenia? . A on mówi: Ano naturalnie, chłopcze, żem ćwiczył. Był tu raz w Thwaite taki jeden siłacz, co sztuki pokazywał, i on mnie nauczył, jak wyrabiać sobie siłę w rękach, nogach i w całym ciele . A ja mówię: Czy delikatny chłopiec mógłby się w ten sposób też wzmocnić? . Na to on roześmiał się i mówi: To ty niby masz być tym delikatnym 131 chłopcem? . A ja mówię: Nie, ale znam jednego młodego panicza, który po długiej chorobie zaczyna przychodzić do zdrowia, i chciałbym znać twoje sposoby, żeby i jego nauczyć . Nie wymieniłem mu nazwiska a on się też nie pytał. Mówiłem już, że to poczciwy chłop: wstał, pokazał mi kilka ćwiczeń, a ja je powtarzałem, ażem się ich wyuczył. Colin pochłaniał każde słowo. - I możesz mi pokazać?! - wołał. - Czy byłbyś taki dobry? - Ma się rozumieć - odparł Dick powstając z miejsca.Ale on mówił, że najpierw trzeba to robić wolno i uważać, żeby się nie zmęczyć. Trzeba od czasu do czasu wypoczywać i głęboko oddychać. - Będę ostrożny - rzekł Colin - tylko mi pokaż! Dicku, jesteś największym czarodziejem na świecie! Dick stanął na trawniku i wykonał starannie szereg ćwiczeń gimnastycznych. Colin przyglądał mu się z rosnącym zainteresowaniem. Siedząc mógł wykonywać niektóre ruchy. Potem ostrożnie wykonał kilka stojąc. Mary naśladowała chłopców. Sadza przyglądała się im ciekawie, ogromnie podniecona. Sfrunęła ze swej gałęzi i skakała dokoła niestrudzenie, nie mogąc naśladować ruchów dzieci. Od tej pory ćwiczenia, tak jak i czary, weszły do codziennych zajęć. Colin i Mary wprawiali się coraz bardziej i tak im to pobudzało apetyt, że skonaliby z głodu, gdyby nie koszyk stawiany co dzień przez Dicka za krzewami. Tak więc piecyk w lesie i to, że poczciwa pani Sowerby o nich nie zapominała, uratowało ich od głodowej śmierci. Pani Medlock, pielęgniarka i doktor Craven nie posiadali się ze zdumienia. Można zaiste nie ruszyć śniadania i zdawać się lekceważyć zupełnie obiad, gdy się jest najedzonym po uszy pieczonymi jajami i kartoflami, świeżym mlekiem i plackami owsianymi, bułkami, miodem i śmietaną. - Jedzą tyle co nic - mówiła pielęgniarka. - Umrą z głodu, jeśli im nie wytłumaczymy, że muszą przecież przyjmować trochę pokarmu. A jednak niech pani spojrzy, jak wyglądają! - Właśnie! - zawołała z najwyższym oburzeniem pani Medlock. - Oj! Już mnie te bębny [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||