Home
Bahdaj Adam Do przerwy 0;1
Jack Brighton Taken by the Vorinovs
036. Armstrong Lindsay śÂšlub w Australii
Burgess Anthony Rozpustne nasienie
latopis_duklanina
James P. Hogan Kicking the Sacred Cow
S.P. Wayne Winter Wolf A Werewolf Romance On Snow
Angel Shifters 3 Angel's Blade Erin M. Leaf
Jeff Lindsay#Demony dobrego Dextera
Werfrand
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anusiekx91.opx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Wszyscy się zastanawiali co te słowa oznaczały, lecz nikt tej wiedzy nie posiadał.
    Dosłownie chwilę po wypowiedzeniu tych słów statek wybuch, a fala uderzeniowa
    powstała po tej eksplozji zabrała ze sobą wiele myśliwców republikańskich, które to już
    zakończyły wykańczanie nieprzyjaciół. Zdumienie każdego członka załogi który to
    widział było ogromne.  O co tu chodzi???  zastanawiał się Haln.
     Jakie straty? Szybko proszę o raport... Wysłać ekipę na planetę... Musimy się
    dowiedzieć co tu się stało!!  rozkazał.
     Straciliśmy dwa okręty klasy Acclamator,  Nić Mocy jest straszliwie uszkodzony.
    Oprócz tego poszło około trzydziestu myśliwców Generale...  złożył szybki raport
    okrętowy statystyk.
     Niech stwórca ma ich w opiece... Tylu ludzi umarło... I dlaczego?? Z jakiego
    powodu ta potyczka miała miejsce? Możesz odejść  mówił jakby do siebie.
     Tak jest Panie Generale...  odparł niepewnie oficer.
    Odszedł zostawiając Senatora Halna z własnymi rozmyślaniami.
    Niedaleko planety Nal Hutta trzy statki wyłaniają się z nadprzestrzeni
    w charakterystycznym pseudo ruchu. Była to trójka Jedi, poszukująca zaginionego Rutra
    Dik a Yruba. Wcześniej przez Holonet poprosili o audiencje u przywódcy jednego
    z dwóch najsilniejszych Huttyjskich klanów. Chodziło mianowicie o Jilliac z klanu
    Desijlic. W niewiele ludzi wiedziało, iż przed wiekami rasa Huttów opuściła swą
    zdewastowaną ojczystą planetę zwaną Varl i po długich poszukiwaniach dotarli na
    planetę Evocar, którą to szybko przejęli od pierwotnych, pokojowo nastawionych
    mieszkańców. Obyło się to oczywiście bez wojny, ale przy użyciu typowo Huttyjskich
    sposobów, a mianowicie oszustwa, fałszerstwa i wymuszenia. Zdobycz przemianowano
    na Nal Hutta, co w ich ojczystym języku znaczyło
     Wspaniały Klejnot . Najpierw zniszczyli porastające ją lasy tropikalne, zmieniając
    je w bagniska wydzielające odór rozkładu, czyli najprzyjemniejszą woń dla Hutta. Potem
    na powierzchni zaczęły wyrastać rezydencje, łaznie i baseny z mułem, jako że każdy
    następny budujący chciał mieć wspanialszą siedzibę od dotychczasowych.
    Huttowie, choć strasznie nie ufni zgodzili się przyjąć kilku Jedi na chwilę w swojej
    siedzibie. Praktycznie Mistrza Quell Perra i jego towarzyszy nie interesowało co
    Huttowie
    robią na swojej planecie, temu też nie zamierzali sprawiać im kłopotu. Wylądowali
    w określonej wcześniej przez gospodarzy lokalizacji. Już lądując zauważyli liczny
    komitet powitalny, który zapewni im bezpieczeństwo na ich krótki okres pobytu.
    Wysiedli ze swoich statków i zostali zaprowadzeni przed oblicze gospodarza tej
    posiadłości, Hutta imieniem Jilliac. Od razu dopadł ich obrzydliwy zapach tej planety,
    który dla przeciętnej istoty był nie do zniesienia, a dla właścicieli prawie rajskim
    zapachem. Po krótkiej przechadzce dotarli do sali audiencyjnej, gdzie ich miano przyjąć.
    Jak otworzyły się wielkie wrota ich uwagę przykuł wielki Hutt siedzący daleko na wprost
    nich w towarzystwie licznego orszaku i dworu.
    Przypominali oni przerośnięte glisty bez dolnych kończyn, z wielkimi głowami,
    szerokimi, przelewającymi się cielskami i muskularnym ogonem. Przeważnie dorastali
    do pięciu metrów długości i nie posługiwali się innym językiem niż własny. Mieli dwie
    krótkie ręce i parę olbrzymich, gadzich oczu oraz pozbawiony warg otwór gębowy
    zadziwiającej szerokości.
    Byli bardzo długowieczni, ponoć dożywali nawet do tysiąca lat. Hutt jak był młody
    poruszał się o własnych siłach pełznąc po ziemi, jednak po sporym czasie przybierał na
    tak dużej wadze, że nie miał już siły podróżować sam, toteż potem używali oni różnych
    urządzeń antygrawitacyjnych przytrzymujących ich wielkie cielsko.
    Przeszli do miejsca, skąd mieli mówić, ukłonili się nisko w dowód szacunku. Nikt
    z nich Huttyjskiego niestety nie znał, więc droid protokolarny Jilliac miał sprawować
    funkcję tłumacza. Był to rodzaj droida, którego funkcją podstawową było pomoc
    w administrowaniu i w stosunkach dyplomatycznych, co wiązało się oczywiście
    z towarzyszeniem ważnym osobistościom. By móc wykonywać skutecznie swoje zadanie
    posiadał on bardzo szeroką bazę danych, obejmującą języki, tłumaczenia, znajomość
    różnych kultur i protokołów dyplomatycznych. Najbardziej popularnym modelem droida
    protokolarnego był C3PO. Sala w której znajdowali się była duża, przestronna i bogato
    udekorowana. Wokoło można było dostrzec wielu strażników, w większości Gamorean,
    ponieważ byli silni i strasznie tępi. Była to brutalna rasa należąca teoretycznie do istot
    inteligentnych. Zielonoskórzy, mający dwa niewielkie rogi, ryje pełne kłów, mierzyli
    około stu osiemdziesięciu centymetrów wzrostu.
    Byli barczyści, niezwykle silni i bardzo szybko się denerwowali, co było nieustannie
    przyczyną bójek. Stanowili bardzo dobrą siłę roboczą, a jeszcze lepsi byli z nich
    najemnicy.
    Rozumieli większość języków, ale wspólnym posługiwali się z trudem z uwagi na
    budowę krtani. Pochodzili oni z planety Gamorr, mającej pełen asortyment stref
    klimatycznych i ukształtowań terenów. %7łyli w plemionach, którym przewodziły samice,
    noszące tytuł matron.
    Samice też zajmowały się uprawą roli, myślistwem, wytwarzaniem dóbr i interesami.
    Samce natomiast poświęcały cały swój czas czterem ulubionym czynnościom: walce,
    piciu, spaniu i kopulacji, przy czym pierwsze było zdecydowanie ich ulubionym
    zajęciem. Doskonale władali bronią sieczną. Gorzej niestety było z miotaną, ponieważ
    strzelcami byli wręcz fatalnymi. Mimo, iż znali nowoczesną broń jak na przykład
    blastery, nie używali ich do walk na ojczystej planecie. Cała historia tej rasy to
    praktycznie jedna nieprzerwana wojna. Bili się od wczesnej wiosny do póznej jesieni
    najczęściej w lokalnych międzyplemiennych konfliktach, których cel wyznaczały na
    początku sezony matrony.
    Jilliac pierwszy przemówił po huttyjsku, a chwilę po nim droid we wspólnym
    oznajmił treść słów.
     Mój pan wszechmocny i wszechwiedzący Jilliac wita was w swoich skromnych
    progach czcigodni Rycerze Jedi, Pyta się także co sprowadza was do tak skromnego
    Hutta.
     Witaj Czcigodny Jilliac. Radzi jesteśmy, że mogliśmy poznać tak wspaniały klejnot [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.