Home Bordowicz Maciej Zenon Ewa wzywa 07... 073 Handlarze jabĹek Asimov, Isaac Robot 08 Pebble In The Sky CzćÂśÂć 1 Angus , stringi i przytulanki garth_nix_ _cykl_stare_królestwo_03_ _abhorsen Ivan Zorec Beli menihi Ed Greenwood Elminster's Daughter 687. Michaels Leigh śÂlub na śźyczenie Barret_William_E_ _Czarnoksieznik_scr Tolkien_J_R_R_ _Silmarillion Gordon Dickson Dragon 06 The Dragon and The Djinn |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Pele rozłożył ręce. Załatwione! ucieszyła się. Jesteście mili chłopcy! Mam szepnęła tajemni- czo mam dla was niespodziankę: dostaniecie coś pysznego do zjedzenia, coś a b s o l u- t n i e rewelacyjnego, zaczekajcie minutkę! zakręciła się na pięcie i wybiegła. Gdzieś w głębi statku rozległ się brzęk naczyń. Pryskamy? spytał cicho Terlecky. Usłyszy... Zdejmiemy buty, zresztą wszystko jedno. Nie, brachu Pele pokręcił głową. Teraz już nie warto. Chyba nie zgodził się Terlecky. Myślisz, że już nic nie grozi? Zdaje mi się, że uderzyłem we właściwą strunę. Tylko o Hariku... Dobrze było zro- bione, co stary? Cholera odparł Terlecky. Ręce mi się trzęsą jak galareta. Myślałem, że ją szlag trafi jak usłyszała o podsłuchu! Słowo daję mówił Terlecky że rzucam tę wściekłą robotę. Pięścią uderzył się w głowę. Diabli nadali! Po co się człowiek pcha... Załatwiłem ją pięknie szeptał Pele. Zobaczysz, że teraz wszystko powie, a przy okazji coś wetniemy. Czy zapytał lękliwie Terlecky jesteś pewien, że nam to nie zaszkodzi? Daj spokój, stary... Bardzo łatwo mogłaby coś dosypać, aż się prosi o coś takiego... Ale po co? zapytał Pele. Po co? Ona musi się teraz wygadać za te dwa lata i ani jej w głowie... Nie, nic się nie odzywaj, stary... naprawdę, bardzo cię proszę, nic nie poradzę na to, że nie masz racji. Może będę udawał, że mnie boli brzuch? Ani się waż! powiedział ostro Pele. Musi ci smakować! Usłyszeli jej ostrożne kroki, a potem weszła do kabiny niosąc dwa dymiące talerze, które ustawiła przed nimi z tajemniczą miną. Na każdym leżała kopiasta porcja białych ziaren polanych gęstym sosem wydzielającym ostry zapach. Pele wyciągnął szyję i robiąc łakomy wyraz twarzy, głośno przełknął ślinę. To będzie coś pysznego! powiedział. Ryż? spytał Terlecky. To jasne! radował się Pele. Czy mogłaby nam dać coś innego? Nikt tak nie przyrządza ryżu, nikt... Jesteś bardzo uprzejmy, Pele odezwała się ale jeszcze nie spróbowałeś. Jest siedemset sposobów przyrządzania ryżu. Od mojej prababki nauczyłam się dwustu, ale ten jest mój własny... Ou! przerwała znowu zaczynam pleść, teraz już tylko o Hariku! Pyszności! oznajmił Pele z pełnymi ustami Mmm. Spojrzał ostro na Terlecky'ego, który ociągał się z jedzeniem. Harik rozwiązał problem podróży pozagalaktycznej dla całej ludzkości. Niee powiedział Pele. Policzki miał wypchane ryżem i ziarna wysypywały mu się spomiędzy warg. Niee powtórzył. Wyprostował się jakby zmieniony w słup soli. Oczy zaokrągliły mu się jak dwa talary. On to zrobił! potwierdziła. Terlecky, skoro już raz zdecydował się wziąć poczęstunek do ust, jadł coraz szybciej, łykał pospiesznie, jakby chcąc pozbyć się widoku potrawy na talerzu. Harik rozwiązał to raz na zawsze i nieodwołalnie. Pele przełknął to co miał w ustach. W niemym podziwie kręcił głową. Zdawała się tego nie zauważać. Podszedł do tego zupełnie inaczej niż wszyscy... Jedz! poprosiła. Jedz, zanim ostygnie. Z talerza podnosił się ciepły opar mocnych, nieznanych przypraw. Terlecky już zbliżał się do końca. Zaczęło mu się odbijać i to trochę opózniało wyczyszczenie talerza. %7ładne statki, żadne rakiety. To, co nas trzyma, to grawitacja. Trzeba się pozbyć Słońca! Terlecky zakrztusił się. Próbował się grzmotnąć pięścią w kark. Słońca? powtórzył Pele. Harik wymyślił sposób. W miarę jak Słońce będzie malało... Jedz, Pele, bo pomyślę, że ci nie smakuje... Ziemia zacznie się od niego oddalać coraz większą spiralą, aż wreszcie... Fiuu odezwał się Terlecky. Zjadł już prawie wszystko i poczuł się doskonale. Ale co ze Słońcem? dopytywał się niespokojnie Pele. Harik spowoduje wybuch, skieruje go fontanną w jedną stronę, on to nazywa fontan- ną. Ba rzekł Pele duża rzecz! Taki ogień bengalski. I to wszystko miało przepaść! powiedziała. Jak to? zdziwił się Pele. Jak to przepaść? Mieliśmy przecież uszkodzenie i podczas lądowania... Racja. Wszystko przepaść powtórzył z melancholią. Teraz zrozumiesz mnie, Pele, ja musiałam to zrobić; na pewno powiesz, że tak, co Pele? Fiu! odezwał się Terlecky. Zmierzyła go ukośnym zimnym spojrzeniem. Z nie- winną miną wybierał resztki ryżu. Ja przecież nie wyglądam na złą żonę spytała jak myślisz Pele? No wiesz? zdumiał się. Ja... ja... I widzisz, musiałam to zrobić. On wcale o tym nie myślał, ale ja tak. Sporządziłam kopie, wszystkie jego obliczenia, rysunki, aby w ostatniej chwili zanim statek... Grzmotnie o Ziemię! wyręczył ją Terlecky. Wyrzucić na zewnątrz dokończyła. Hm mruknął Pele. Ja wiem, Pele, co myślisz, to nie był najlepszy sposób, mogliśmy przecież znalezć się nad morzem i wtedy... Bul... bul podpowiedział Terlecky. Pele gwałtownie zakrył ręką pełne usta, aby nie parsknąć ryżem. Było mu lekko na duszy. Przypomniałam sobie mówiła jakby nigdy nic dawnych żeglarzy. Pamiętasz, Pele, oni wyrzucali do morza butelki, które ktoś wyławiał... Co za dziewczyna! powiedział Pele. Powiedz sam, stary... Terlecky podniósł wysoko rękę i palce złożył jakby do przysięgi. Plecami oparł się o ścianę, gdzie tkwił szereg przycisków, coś cicho trzasnęło. Pod sufitem zaszumiał i zatrze- szczał wielki głośnik. Kabinę wypełnił męski, donośny, pełen tragicznego napięcia, wrzask: NIE JEDZCIE TEGO!!! LUDZIE! ONA WAS... Jednym skokiem rzuciła się ku ścianie i wyłączyła radio. W dzwoniącej ciszy stuknął rozgłośnie talerz Pelego upadając na podłogą. Terlecky zatoczył się i palcami objął gardło. Stała naprzeciw nich patrząc zmrużonymi oczyma, które nigdy jeszcze nie wydały im się tak skośne. Ludzie... powtarzał w myśli Pele. Ludzie, nie... Wzrokiem błądził po kabinie. Białe jak kreda oblicze Terlecky'ego, talerz na podłodze, jej kolorowa torba, a obok zielona butelka, zielona... Patrzał w nią jak zahipnotyzowany, a kiedy włosy jęły mu stawać dęba na głowie, porwał się i jak szaleniec rzucił ku wyjściu, tłumiąc złowrogi bulgot podchodzący do gardła... Stoczyli się ze schodków i pobiegli przez łąkę potykając się i przewracając. Za żadną cenę nie odwróciliby głowy. Terlecky wyprzedzał o pierś Pelego. Pele dyszał. Co ona nam zrobiła, powiedz, otruła nas? [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||